Czarny świt. Paulina Hendel

Czarny świt - Paulina Hendel


Скачать книгу
peg" alt="00032.jpeg"/> 8668.jpg 8661.jpg

      Copyright © Paulina Hendel, 2020

      Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2020

      Redaktor prowadząca: Milena Buszkiewicz

      Marketing i promocja: Łukasz Chmara, Marta Friedrich

      Redakcja: Karolina Borowiec-Pieniak

      Korekta: NABU Joanna Pawłowska

      Projekt typograficzny, skład i łamanie: Stanisław Tuchołka / panbook.pl

      Projekt okładki i stron tytułowych: Anna Jamróz

      Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

      Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

      eISBN 978-83-66517-97-4

      Niniejsza praca jest dziełem fikcji. Wszelkie nazwy, postaci, miejsca

      i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki. Wszelkie podobieństwo

      do osób prawdziwych jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

      CZWARTA STRONA

      Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

      ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

      tel.: 61 853-99-10

      [email protected]

      www.czwartastrona.pl

      Teresie i Kazimierzowi

8685.jpg

      Tłum zaszemrał, poruszył się niczym żywy organizm. Był jak bestia z wyszczerzonymi zębami, kuląca się w kącie ciemnej jaskini – jeszcze chwila, a zaatakuje lub ucieknie ze strachem. Magda ponownie napięła cięciwę, celując po kolei w ludzi, którzy jeszcze przed chwilą zamierzali powiesić jej wujka; ostry grot zataczał ósemki. Chciała im uprzytomnić, że żaden z nich nie ma ochoty, aby to właśnie jego serce zostało przebite.

      Zwid stał przy jej boku, z jego gardła dobywał się niski warkot. Za każdym razem, gdy obnażał zęby, widziała, jak co drugi z tłumu nerwowo przełyka ślinę. Kilka osób wyglądało, jakby miało zamiar wziąć nogi za pas, ale najwyraźniej obawiali się, że olbrzymi pies rzuci się za nimi w pogoń.

      Kiedyś bałaby się stanąć przeciwko nim. Bałaby się konsekwencji tego, co właśnie powiedziała. Teraz jednak była zupełnie inną osobą, a mieszkańcy Wiatrołomu musieli przestać żyć w nieświadomości.

      – Demony? – usłyszała szept.

      – Słyszałeś to?

      – Co ona wygaduje?

      – Wasz świat już nigdy nie będzie taki sam – oświadczyła głośno. – A teraz won do domów!

      Ludzie poruszyli się nieznacznie.

      – I wara od rodziny Wojnów! – zagroziła, rzucając spojrzenie na Feliksa, który zaledwie trzy minuty temu miał zawisnąć na drzewie.

      – Nie będziesz… – Przed tłum wystąpił jeden z mężczyzn, ale zwid zastąpił mu drogę. Zogniskował na nim czerwone ślepia, a człowiek zamarł.

      Demon żywił się ludzkim strachem, tutaj zaś miał przed sobą prawdziwy szwedzki stół.

      Magda poczuła zapach uryny; spodnie mężczyzny pociemniały w kroczu. Podeszła do nawiego i położyła dłoń na jego łbie.

      – Wystarczy – powiedziała cicho. Po ciele zwida przemknął dreszcz i przez sekundę miała wrażenie, że ten zaraz ją ugryzie. Nie można ot tak sobie rozkazywać demonom. – Proszę – dodała szeptem.

      Zwid odwrócił łeb, wlepił w nią spojrzenie, mrugnął dwa razy i wywalił z paszczy czarny jęzor.

      Mężczyzna z kolei się wycofał.

      – Idziemy – mruknął.

      Pozostali bardzo powoli dołączyli do niego, omijając Magdę i demona szerokim łukiem. Zerkali na nią podejrzliwie, ale bojowy nastrój najwyraźniej już ich opuścił. Dziewczyna obserwowała ich, aż dotarli do końca uliczki, gdzie rozdzielili się na dwie grupy.

      Dopiero gdy uznała, że nie stanowią już zagrożenia, odwróciła się do Feliksa, który wciąż stał jak oniemiały w tym samym miejscu.

      – Wróciłam. – Rozłożyła dłonie i uśmiechnęła się nieśmiało.

      ¢

      Nie rozpoznawał jej, mimo to wiedział, że to ona. To musiała być jego Magda. Postąpił krok w jej stronę, ale zwid wyszczerzył groźnie kły.

      – Spokój – nakazała mu. – Idź się pobawić.

      Machnęła ręką, a demon ruszył w stronę ogrodu. Zanim zniknął w wysokich chaszczach, odwrócił łeb i rzucił Feliksowi ostrzegawcze spojrzenie.

      – Co to ma być? – nie wytrzymał żniwiarz, kierując oskarżająco palec w oddalającego się zwida.

      – Nudziło mu się w Nawii – odparła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

      – To naprawdę ty – powiedział, czując, jak w jego sercu rozkwita niewypowiedziana radość, która wkrótce ogarnęła całe jego ciało.

      Podbiegł do niej i po prostu wziął ją w ramiona. Z oczu popłynęły mu łzy. Śmiał się i nie potrafił wypuścić Magdy z objęć. Do tej pory myślał, że już nigdy więcej jej nie zobaczy.

      – Jesteś najtwardsza z nas wszystkich – powiedział, całując ją w głowę.

      Nie było słów, które mogłyby wyrazić jego uczucia. To było szczęście, ale i… lęk, że znów ją straci. Nagle poczuł, że robi mu się niedobrze. A co, jeśli to wszystko to tylko wytwór jego wyobraźni? Otępiały umysł potrafi tworzyć bardzo realistyczne wizje. Ale przecież czuł ciepło jej ciała! Zapach szamponu na rudych lokach! A może jednak go powiesili i…

      – Przestałam już wierzyć, że jeszcze się zobaczymy – westchnęła, odsuwając się od niego. – Nic się nie zmieniłeś. – Pokręciła głową z uśmiechem; jej oczy były wilgotne od łez.

      – Ty za to bardzo. – To były jedyne słowa, które przyszły mu w tej chwili do głowy.

      – Ciii – syknęła niespodziewanie.

      Odwróciła się i zapatrzyła w pogrążoną w mroku ulicę. Przywodziła na myśl ogara, który złapał trop.

      – Co się stało? – zaniepokoił się Feliks.

      – Coś za nimi poszło – odparła, po czym nałożyła strzałę na cięciwę i bez zbędnych słów ruszyła przed siebie.

      Żniwiarz przez chwilę stał w miejscu zaskoczony, aż pobiegł za nią.

      – Wiesz, co to? – zapytał szeptem, gdy ją dogonił.

      – Jeszcze nie – odparła niskim tonem. W tej chwili jej oczy wydawały się zupełnie czarne. Feliks już raz takie widział i na samą myśl o tym przeszedł go dreszcz.

      Skręciła w boczną uliczkę, którą wcześniej oddaliło się kilkoro uczestników niedoszłego linczu. Szła bezgłośnie i pewnie, jakby cały świat, a przynajmniej Wiatrołom, należał do niej.

      Tuż przed nimi rozległ się hałas, więc zamarli, gotowi do odparcia ataku. Coś małego mknęło prosto na nich, gdacząc przeraźliwie.

      – Co, do cholery…? – sapnął Feliks, gdy minęła ich na wpół łysa, oszalała ze strachu kura, za którą sypało się pierze.

      Przy jednym czy dwóch domach w okolicy rzeczywiście znajdowały się kurniki, ale co mogło tak załatwić tego biednego ptaka? Żniwiarz zerknął na Magdę, która wydawała


Скачать книгу