Czarny świt. Paulina Hendel

Czarny świt - Paulina Hendel


Скачать книгу

      ¢

      Niebo na wschodzie rozjaśniło się. Feliks zaczął lekko kiwać się na krześle, a powieki same mu opadały.

      – Pora się kimnąć – oświadczyła Magda, wstając od stołu. – Chcesz, żebym zerknęła na twoje ramię?

      Przejechał palcami po nieco niechlujnym opatrunku.

      – Jutro… to znaczy dzisiaj, jak wstaniemy.

      Magda pospiesznie ogarnęła się w łazience, po czym stanęła przed lustrem. Od chwili obudzenia się w nowym ciele nie miała zbyt wielu okazji, żeby dobrze się mu przyjrzeć.

      Przeczesała palcami rude fale; szkoda, że to nie był jej naturalny kolor. Dotknęła opuszkami jasnej cery naznaczonej kilkoma piegami. Wyglądała zupełnie inaczej niż Oliwia, jej ciała – poprzednie i obecne – były jak słońce i księżyc. Teraz była niższa i nikt nie zaprosiłby już jej na wybieg modelek, co wcale nie znaczyło, że była brzydka. Zresztą kto by się tym przejmował? Wzruszyła ramionami. Nie musiała porażać urodą, żeby zabijać demony.

      W samej koszulce i majtkach przeszła do swojego pokoju. Powiodła po nim wzrokiem; zdawał się obcy, a jednocześnie znajomy. Położyła się na łóżku, ale nie wytrzymała na nim dłużej niż kwadrans – było zbyt miękkie. Zrzuciła na podłogę kołdrę i ułożyła się na niej. Pod poduszką ukryła nóż, tuż obok zostawiła łuk i strzały. Przymknęła oczy, wracając wspomnieniami do swojego ostatniego dnia w Nawii, który spędziła z Mateuszem. Jeden dzień – tylko tyle było im dane. A ona nie zamierzała zapomnieć z niego ani jednej minuty. Przywołała w pamięci swoją podróż drogą dusz. To wspomnienie z kolei zdawało się coraz bardziej mgliste, jakby jej umysł nie potrafił go ogarnąć. Skupiła się na tym, co wtedy czuła. Nie miała ciała, ale była wszędzie. Nie miała oczu, a widziała cały świat. Nie miała uszu, a słyszała każdy dźwięk. Widziała zwierzęta wiodące swoje krótkie żywoty. Widziała ludzi pędzących w swoich sprawach. Rodzili się, zakochiwali, przeżywali rozterki, znajdywali szczęście i umierali. Wiedziała, gdzie są demony oraz co zamierzały zrobić. A ona była częścią ich wszystkich, znała każdego z nich, nawet najmniejszego owada, potrafiła policzyć źdźbła trawy. Była całym światem i mogłaby zostać w tym stanie już na zawsze. Jednak było coś, co musiała zrobić.

      Zupełnie niespodziewanie znalazła miejsce dla siebie. Ciało opuszczone w sposób przykry i brutalny, ale za to idealne do jej celów. Zadziałała instynktownie.

      Nagle znów potrafiła czuć, widziała tylko to, co widziały jej oczy, słyszała to, co słyszały jej uszy, i znacznie mniej rozumiała. Zabrakło jej tchu, chciała krzyczeć, ale z jej gardła dobył się zaledwie jęk. Gwałtownie poderwała się z ziemi. Zachłysnęła się powietrzem, zaczęła kasłać. Do oczu napłynęły jej łzy. Ręce błądziły po ciele, jeszcze do niedawna naznaczonym krwawymi bruzdami. Jednak skóra była gładka, miejscami lekko zaróżowiona w miejscach, w których dopiero co się zabliźniła.

      Spojrzała na zgrabne dłonie, porcelanową skórę, na próbę zacisnęła i rozprostowała palce. Wysunęła przed siebie stopę i poruszyła palcami w sportowym bucie. Noga wciąż bolała, choć kość już się zrosła.

      – Przykro mi – powiedziała, spuszczając głowę. Chciała w ten sposób oddać hołd swojej poprzedniczce, która do tej pory zamieszkiwała to ciało.

      Zza drzewa wyjrzały czerwone ślepia. Magda poczuła paraliżujący strach, ledwie była w stanie zapanować nad odruchami nowego ciała. Jej mięśnie drżały od wewnętrznej walki. Echo Amelii, poprzedniej właścicielki, nadal było silne, ale Magda przecież nie była zwykłym żniwiarzem. Policzyła w myślach do dziesięciu i uśmiechnęła się do bestii, która ostrożnie wylazła zza pnia.

      – Już się stęskniłeś? – zapytała.

      Zwid podszedł do niej i obwąchał ją dokładnie. Nie spodziewała się, że podąży za nią, ale tak samo wcześniej nawet nie śmiała marzyć, że ocali ją przed potępieńcem lub wieszczym.

      Demon parsknął, odwrócił się i odszedł niespiesznie.

      – Powinnam wymyślić ci jakieś imię – westchnęła.

      Gdy zniknął z pola widzenia, jej mięśnie się rozluźniły.

      – Ale wcześniej muszę się ogarnąć. – Spojrzała po sobie.

      Świtało, a ona miała na sobie porwane, zakrwawione ubrania, była brudna i rozczochrana. Nie chciała, żeby ktokolwiek zobaczył ją w takim stanie. Szybkim krokiem przemierzyła park. Jej poprzedniczka właśnie tędy skróciła sobie drogę do domu po wieczornym treningu, co okazało się śmiertelnym błędem. Magda chciała odpędzić krwawe wizje, ale wspomnienia były zbyt świeże. Strach, szaleńcza ucieczka, trzask łamanej kości i bolesny upadek na ziemię. Krzyk, łzy i przerażenie na widok potwora. Ból rozrywanej skóry i mięśni, krew lejąca się na ziemię i świadomość, że to już koniec.

      Otarła z policzka łzę, przemierzając szybkim krokiem ulice. Przykro jej było, że dziewczyna zmarła w tak brutalny sposób, a jej ciało przez całą noc leżało w gęstych krzakach w parku. W końcu odnalazła jej mieszkanie, wygrzebała klucz z torby i zamknęła się w czterech ścianach, które do wczoraj były domem Amelii.

      Dobrze, że mieszkała sama. Dzięki temu uniknęła niewygodnych pytań. Magda wpadła do małej kuchni i z radością znalazła zupę w lodówce. Zjadła ją na zimno, prosto z garnka. Potem po raz pierwszy od niepamiętnych czasów użyła cudownie pachnącego płynu pod prysznic. Człowiek nie docenia takich drobnostek na co dzień, ale to one sprawiają, że życie staje się bardziej znośne.

      Zawinęła się w ręcznik i przetarła dłonią zaparowane lustro. Spojrzały na nią błękitne oczy. Jasną, zgrabną twarz otaczały długie, płomiennorude włosy. Magda dała sobie kilka minut, aby nauczyć się samej siebie, a potem przeszła do pokoju. W szafie odszukała ubrania. W szufladzie znalazła kilka zapomnianych łakoci. Jeszcze w życiu nie jadła czegoś tak pysznego. Czekolada rozpływała się w ustach, wafelek był kusząco kruchy, a orzeszki… Nie było słów, żeby opisać to, co czuła po długim pobycie w Nawii.

      Wzięła torbę podróżną, wrzuciła do niej trochę ubrań, telefon i ładowarkę. Zadzwoniła do Feliksa, ale miał wyłączoną komórkę. Znała na pamięć jeszcze numer do rodziców, ale nie chciała ich informować o swoim powrocie z zaświatów telefonicznie. Znalazła portfel, ostatni raz zerknęła na pokój i zamknęła za sobą drzwi. I tak miała wyprowadzić się stąd do końca miesiąca. Najwyżej nie odzyska kaucji.

      Zbiegła po schodach i stanęła przed obskurnym blokiem. Wzięła głęboki wdech. Powietrze pachniało tak pięknie, drzewa szumiały, w żywopłocie zagnieździły się wróble, staruszka wyprowadzała psa, dwie nastolatki słuchały muzyki z telefonu, w piaskownicy bawił się mały chłopiec, a jego mama siedziała na ławce z książką w dłoni. Świat był piękny. A ona zadba, żeby taki pozostał.

      Na przystanek podjechał autobus miejski; akurat jechał na dworzec. Wskoczyła do niego i kupiła u kierowcy bilet. Po drodze do domu zatrzymała się jeszcze w sklepie sportowym sprzedającym dobrej jakości łuki, bo nie mogła pojawić się w centrum demonicznej apokalipsy zupełnie bez broni.

      Teraz zaś leżała na podłodze we własnym pokoju, a za ścianą słyszała chrapanie Feliksa. Zaledwie kilka dni temu coś takiego wydawało jej się marzeniem nie do osiągnięcia.

8702.jpg

      Waldemar poczuł zapach świeżego pieczywa i kawy. Otworzył oczy i zobaczył nad sobą Gauzę z dwoma parującymi kubkami.

      – Wstyd, nawet się nie przebrałeś do snu, nie mówiąc już o przeniesieniu


Скачать книгу