Czarny świt. Paulina Hendel

Czarny świt - Paulina Hendel


Скачать книгу
pokiwał odruchowo głową, ale sądząc po jego minie, nie miał zielonego pojęcia, o co chodzi.

      – Z twoją siostrą wszystko okej?

      – Nic jej nie jest – powiedział Aleks, bo jego kolega najwyraźniej nie mógł dobyć głosu z gardła.

      – Miło wiedzieć, że żyjecie. Jak już mówiłam, musimy porozmawiać – zwróciła się do młodego Wilka.

      Chłopak rozejrzał się, a następnie poprosił Michała, żeby poczekał na niego w domu, i poprowadził Magdę przez ogród.

      – On ciebie szukał, wiesz? – odezwał się. – Chciał wiedzieć, co naprawdę się stało… Chodził po mieście z całkiem niezłym szkicem przedstawiającym ciebie, to znaczy dawną ciebie… Spotkałem go przypadkiem, ale wszystko mu opowiedziałem. O tobie, demonach, Mateuszu… Nie gniewasz się?

      Pokręciła głową z uśmiechem. Im więcej ludzi wie o demonach, tym większej liczbie z nich uda się przetrwać to, co nadchodziło.

      Usiedli na ławeczce przy grillu za domem. Magda wysiliła pamięć, policzyła w głowie dni. To było takie dziwne, że niecałe dwa miesiące wcześniej siedziała dokładnie w tym samym miejscu z Mateuszem i próbowali choć przez jedno popołudnie udawać normalnych ludzi. Jedli karkówkę z grilla, a potem wprosili się tu też bliźniacy…

      – Mateusz zginął na tym świecie – wypaliła.

      Aleks przez chwilę wpatrywał się w nią, a potem zwiesił głowę.

      – Ale może wróci jako żniwiarz? – szepnął.

      – Nie sądzę. – Położyła dłoń na jego ramieniu. – Przykro mi. Ale mam też dobrą wiadomość. Trafił do Nawii…

      Aleks wyprostował się.

      – Żartujesz sobie?

      Pokręciła głową, a potem opowiedziała mu o wszystkim. O tym, co działo się z nią, kiedy sama wylądowała w zaświatach. Jak spotkała Mateusza i Nadię, o ich domu oraz o podróży na pustkowia. O tym, że zniszczyli w tamtym świecie Niję.

      – Bez Mateusza w życiu nie udałoby mi się tego dokonać – zakończyła.

      – Ale skoro ty się stamtąd wydostałaś, to i on…

      – Jeżeli jest jakikolwiek sposób na wyciągnięcie go stamtąd, to właśnie to zrobię. Jednak nie chcę, żebyś żył złudną nadzieją.

      – Tyle mi wystarczy – powiedział twardym głosem. – On żyje, co prawda w zaświatach, ale żyje. Może kiedyś tu wróci. I nie jest sam. To jest o niebo lepszy scenariusz niż każdy inny, jaki mogłem sobie wyobrazić. Choć nie wiem, czy rodzice to zrozumieją. – Westchnął ciężko.

      – Będzie dobrze. – Położyła rękę na jego ramieniu. – Teraz wszystko się zmieni.

      Wstała i otrzepała spodnie.

      – Co masz na myśli? – Aleks poderwał się z ławki.

      – Ludzie dowiedzą się o demonach. Koniec życia w błogiej nieświadomości. Już tego dopilnuję.

      – Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – zapytał ostrożnie.

      – Przez niewiedzę można zginąć. Zabezpieczyłeś wasz dom?

      Pokiwał głową, po czym zaprowadził ją do budynku i pokazał sól usypaną pod oknami, gałązki głogu przybite do parapetów, suszone zioła ukryte w każdym pokoju. Magda czuła się odpowiedzialna za rodzinę Mateusza, więc podpowiedziała Aleksowi jeszcze kilka sposobów na zabezpieczenie budynku, których sama nauczyła się w Nawii.

      – Musisz już iść? – zapytał, odprowadzając ją do bramy.

      – Jest jeszcze sporo rzeczy, które powinnam zrobić. Ale pewnie niedługo się zobaczymy. – Odeszła kilka kroków, po czym zatrzymała się i odwróciła. – Jako jedyny mnie rozpoznałeś. Jak?

      Nastolatek wzruszył ramionami.

      – Wiedziałem, że wrócisz. Szukałem cię w każdej napotkanej dziewczynie.

      A więc jednak była nierozpoznawalna jak Pierwszy.

      – Kiedyś uściskałem laskę, która zapukała do naszych drzwi – dodał Aleks. – Byłem pewien, że to ty. Okazała się kurierem. Zrobiła jeszcze głupszą minę niż ja, a mama prawie udusiła się ze śmiechu.

      – To musiało ciekawie wyglądać – zaśmiała się Magda. – Trzymaj się i uważaj na siebie!

      ¢

      Anna Chruszczyńska wysiadła z samochodu i obrzuciła dom krytycznym spojrzeniem, w myślach oceniając wartość budynku. Na szczęście Waldemar nie zapuścił go aż tak bardzo, jak się spodziewała. Upewniła się, że w torebce ma wszystko, czego potrzebuje, i ruszyła na spotkanie przeszłości. Jej obcasy zastukały głucho na chodniku. Potrzebowała kilku sekund, żeby uspokoić skołatane nerwy, unieść dłoń i zapukać do drzwi.

      Nic się nie stało. Zapukała ponownie, tym razem głośniej. Odczekała minutę. Jej poirytowanie wzrosło. Jeżeli dziad jeden postanowił zabarykadować się w środku, to będzie musiała wezwać policję. A chciała przecież uniknąć afery. Może nie było go w domu? Ale gdzie mógłby być ten zapijaczony…

      Drzwi otworzyły się i stanął w nich starszy mężczyzna. Anna znieruchomiała. Nie spodziewała się obcego na progu jej własnego domu.

      – Dzień dobry! – przywitał się tamten. – Pani Ania zapewne? Zapraszam do środka. Już wstawiam wodę na herbatę.

      Anna przeszła przez ciemny przedpokój i stanęła w niewiele jaśniejszym salonie. Dom wyglądał, jakby nie zmieniło się tu nic od chwili, kiedy go opuściła. Z kuchni dobiegał brzęk szklanek, a ona znów została wytrącona z równowagi. Miała przecież dobrze przygotowaną całą przemowę, przemyślała każdy scenariusz!

      A może on nie żyje? – zastanowiła się, wcale nie czując z tego powodu spodziewanej radości.

      Do pokoju wmaszerował ten dziwny facet, niosąc tacę z dwoma kubkami i cukiernicą.

      – Przepraszam bardzo, że mogę poczęstować tylko herbatą – zaczął się tłumaczyć. – Ale w nocy wróciliśmy z długiego wyjazdu, a lodówka świeci pustkami. Co prawda wysłałem Waldemara do sklepu po ciasto, ale najwyraźniej zaginął po drodze, może kogoś…

      – Przepraszam bardzo – przerwała mu obcesowo. – Kim pan jest?

      Mężczyzna zamrugał zdziwiony.

      – Nie przedstawiłem się? Pani mi wybaczy, ostatnio jestem taki zakręcony. Bronisław Gauza. – Ścisnął jej dłoń i lekko ją uniósł.

      Nawet nie próbuj mnie całować! – Natychmiast wyrwała rękę.

      – No dobrze, ale co pan tu robi?

      – Mieszkam. Jakiś czas temu moje mieszkanie doszczętnie spłonęło i Waldemar był na tyle miły, że zaproponował mi pokój na górze…

      Jakoś powątpiewała w ten akt miłosierdzia. Ostatni raz widziała swojego męża siedem lat temu i był pijakiem, który stoczył się na samo dno. Teraz mogło być tylko jeszcze gorzej.

      – Proszę usiąść. – Bronisław odsunął krzesło i zgarnął ze stołu stare listy, wśród których odnalazła wzrokiem ten, który sama napisała. – Przepraszam za bałagan, to wszystko przez ten wyjazd. Byliśmy u przyjaciela, który potrzebował pomocy po tej strasznej wichurze.

      Anna usadowiła się na skraju krzesła, wygładziła elegancką bluzkę i zajrzała do kubka z herbatą. Niby był czysty, ale


Скачать книгу