Czarny świt. Paulina Hendel

Czarny świt - Paulina Hendel


Скачать книгу
co mogli zrobić, żeby pomóc Feliksowi, zastanawiał się, czym mogli go rozdrażnić…

      – Zadzwoń do niego – zaproponował. – Będziemy chociaż wiedzieli, że przetrwał tę noc.

      – Nie będę dzwonił, mam inne problemy – oświadczył Waldemar, po czym podał przyjacielowi list, który przeczytał poprzedniej nocy.

      Gauza szybko przemknął po nim wzrokiem, a potem spojrzał na lekarza z oburzeniem.

      – To nie jest twój dom?! – wybuchnął.

      – Mój, prawem zasiedzenia…

      – Ja ci czynsz płaciłem! A tobie nie chciało się uregulować podatków?!

      – Płaciłem za wodę i prąd… zazwyczaj. Skąd mogłem wiedzieć o podatku od nieruchomości i gruntu? – burknął Waldemar. – Kto w ogóle o nich słyszał?

      – Każdy! I dziwisz się, że się wkurzyła?! Przez tyle lat płaciła na dom za ciebie!

      – Mogła mi powiedzieć.

      – Kiedy ostatni raz ją widziałeś?

      Waldemar przymrużył oczy, zastanawiając się. Żona odeszła od niego wiele lat temu. Chyba nawet poznała jakiegoś faceta… Potem kilka razy kontaktowała się z nim, ale nie chciał jej widzieć. Była jakaś awantura, tyle że nic z niej nie pamiętał, bo wtedy akurat wpadł w ciąg alkoholowy…

      A teraz jego żona miała już dość płacenia na dom, w którym – choć na papierze należał do niej – nie mogła mieszkać.

      – Może oddasz jej te pieniądze? – zaproponował Gauza. – Niech policzy, ile jesteś jej winien, i…

      – Niby skąd mam wziąć taką kasę?!

      – Pożyczę ci…

      – Zresztą to i tak bez sensu. – Wzruszył ramionami. – Napisała, że otwiera własny biznes i potrzebuje pieniędzy na rozkręcenie go. Chce sprzedać dom. A jak ona na coś się uprze, to nie ma mocnych.

      – Wiesz, jest prawo, które chroni lokatorów przed…

      – Nie będę się procesował z własną żoną!

      – A może ona się zmieniła? – zapytał bez większych nadziei Bronisław.

      – Takie jak ona w ogóle się nie zmieniają. Wyrzuci nas na bruk i tyle. Będziemy bezdomni.

      – Który dzisiaj jest? – Gauza nagle zesztywniał.

      – A bo ja wiem? Maj?

      Emeryt sięgnął po telefon i przesunął palcem po wyświetlaczu.

      – O cholera! – sapnął.

      – Co jest? – zapytał podejrzliwie Waldemar.

      – Napisała, że przyjedzie tu trzeciego lipca!

      – No i? Mamy z półtora miesiąca…

      – Wódka ci na mózg padła?! Dziś jest trzeci lipca!

      Lekarz otworzył usta; niedopałek papierosa spadł na talerz, rozsypując popiół na wędlinę.

      ¢

      Magda wyrzuciła z szafy na łóżko chyba wszystkie ubrania, wzięła się pod boki i spojrzała krytycznym wzrokiem na swoją garderobę. Co jej odbiło, żeby w poprzednim wcieleniu wyrzucić wszystko, co jej się nie podobało lub na nią nie pasowało? Dlaczego dała się porwać charakterowi Oliwii? Przecież powinna była wpaść na to, że pewnego dnia zmieni ciało i jej stare ubrania będą idealne!

      Pokręciła głową. Nie, tak naprawdę nie przypuszczała, że kolejny raz zginie tak szybko, w tak młodym wieku. A tym bardziej nie podejrzewała, że uda jej się wrócić. Westchnęła głośno, wyjęła z torby spodnie i sportową bluzkę należące do Amelii, które zabrała z jej mieszkania, po czym zbiegła do kuchni. Na blatach walały się jedynie puste opakowania po jej wczorajszym ataku głodu. Pospiesznie skreśliła kartkę do Feliksa, skrzywiła się na widok paskudnego pisma i wyszła z domu.

      Pomachała listonoszowi, ale ten skinął jej głową z dużą dawką rezerwy. Nie rozpoznał jej. Poczuła smutek, kiedy przypomniała sobie, że zawsze obdarowywał ją szerokim uśmiechem, kiedy była w ciele Oliwii. Teraz była dla niego kimś zupełnie obcym. W ogóle wszyscy mieszkańcy Wiatrołomu, których mijała, byli dość skwaszeni. Przemykali po ulicach przygarbieni i ponurzy, obdarzając innych podejrzliwymi spojrzeniami. Trzynasty księżyc zmienił jej rodzinne miasteczko. A to dopiero początek.

      Minęła mężczyznę po pięćdziesiątce, który wyładowywał z dużego busa skrzynki z warzywami. Zatrzymała się i odwróciła. Wiedziała, że go skądś kojarzyła! Krzysztof Skrajna, na co dzień nieco porywczy, ale miły właściciel warzywniaka, minionej nocy stał się żądnym krwi przywódcą linczu. W pierwszym życiu setki razy robiła u niego zakupy, zawsze mówił jej, co jest świeże, co jest tańsze… Nie podejrzewałaby go o mordercze zapędy. Jednak każdy radzi sobie na swój sposób z tym, czego nie rozumie. Jedni zamykają się w domach i udają, że nic się nie stało, inni biorą do rąk siekiery i pochodnie. Jaka szkoda, że nie był w tej grupie, którą trzeba było ratować przed szyszymorą. Cóż, Magda zadba o to, żeby pan Skrajna dostał nauczkę i już nigdy więcej nie dręczył jej wujka.

      Minęła skrzynki z warzywami wystawione na zewnątrz, weszła do drewnianego domku, zamknęła drzwi i przekręciła zamek. Krzysztof stał do niej plecami, ustawiając na półkach przyprawy. Magda, poruszając się cicho jak kot, znalazła się tuż za nim. Mężczyzna odwrócił się i prawie na nią wpadł. W pierwszej chwili zmierzył ją zaskoczonym wzrokiem, ale już po kilku sekundach w jego oczach dojrzała zrozumienie wymieszane z odrobiną strachu. Błyskawicznym ruchem wyjęła zza paska nóż. Niestety Skrajna był zbyt wysoki, aby mogła wygodnie przyłożyć go do jego szyi, ale przecież znacznie niżej znajdowało się równie, o ile nie bardziej wrażliwe miejsce. Przycisnęła do niego ostrze noża, a Krzysztof wzniósł się na palce.

      – Co ty wyprawiasz?! – pisnął.

      – Okazało się, że przemawia do ciebie brutalna siła, więc tak też będziemy rozmawiać – odparła. – Chciałabym, żebyś poprzednią noc potraktował jako nieporozumienie.

      Ktoś nacisnął klamkę, a potem zapukał do drzwi, ale oni, wpatrzeni sobie w oczy, zignorowali go.

      – Nie będziesz nawoływał już do żadnego linczu. – Nacisnęła nożem nieco mocniej.

      Na czoło mężczyzny wystąpiły kropelki potu, jego oddech był płytki i przyspieszony. Zeszłej nocy chciał powiesić człowieka, więc logiczne wydało jej się, że teraz przynajmniej spróbuje się bronić, jednak najwyraźniej miał opory przed uderzeniem młodej, drobnej dziewczyny. Policja w życiu by mu nie uwierzyła, że to ona pierwsza zaatakowała go w jego własnym warzywniaku. A poza tym większość ludzi, którzy na co dzień nie mają styczności z przemocą, nagle miękną na widok noża, a tym bardziej ostrza przyciśniętego do ich krocza.

      – Nie tkniesz Feliksa – kontynuowała Magda. – Nie powiesz złego słowa na nikogo z rodziny Wojnów ani na ich przyjaciół.

      Pukanie do drzwi powtórzyło się.

      – Mamy na głowie samego władcę pogańskich zaświatów i nie potrzebujemy kłopotów z miejscowymi, którzy nie mają pojęcia o życiu i demonach.

      Ktoś na zewnątrz najwyraźniej zniecierpliwił się i odszukał własny klucz do drzwi. Zgrzytnęło w zamku.

      – Rozumiemy się?

      Skrajna pokiwał głową; pewnie modlił się o to, żeby już sobie poszła.

      Drzwi otworzyły się i stanął w nich syn Krzysztofa.


Скачать книгу