Czarny świt. Paulina Hendel
próbowała ich okraść? Chłopak w warzywniaku pomagał tylko dorywczo w wakacje, a całe dnie wolał spędzać w domu, słuchając ciężkiej muzyki i grając na gitarze, więc nie miał zbyt dużo krzepy potrzebnej do noszenia ciężkich skrzynek.
Magda złapała go za nadgarstek, wykonała obrót pod jego ramieniem, wykręciła je, kopnęła go lekko w kolano i przycisnęła chłopaka do lady. A wszystko to w ułamku sekundy. Przyłożyła nóż do jego krtani.
– Nawet nie drgnij – nakazała Krzysztofowi, który wykonał krok w ich stronę – bo poderżnę mu gardło.
Mężczyzna znieruchomiał.
– Wróciłam z zaświatów, żeby zabijać demony – oświadczyła. – I nikt nie stanie mi na drodze.
Z gardła młodego Skrajny dobył się jęk. Odsunęła od niego nóż i wsunęła go za pasek, po czym poklepała chłopaka między łopatkami i puściła jego ramię. Ten odskoczył w bok jak oparzony.
– Tak naprawdę nie zabiłabym cię – powiedziała lekkim tonem. – Jestem żniwiarzem, chronię ludzi… w większości przypadków – dodała, przypomniawszy sobie o tym, co zrobiła z mordercą Oliwii.
Młody Skrajna odskoczył od niej i od razu znalazł się przy ojcu.
– A jak przypadkiem zobaczycie jakiegoś demona, wiecie, gdzie przyjść po pomoc – rzuciła na odchodnym.
Z zadowoleniem ruszyła przez miasto, a kilkanaście minut później stanęła przed księgarnią i cała pewność siebie uleciała z niej jak powietrze z przebitego balona. Kiedyś myślała, że pokazywanie się rodzinie w nowym wcieleniu jest czymś ekscytującym, ale teraz ogarnął ją nieokreślony niepokój. W myślach policzyła do dziesięciu i weszła do środka. Emilia, ubrana na czarno, ledwie zerknęła na nią zza lady. Nie mogła jej rozpoznać, ale poczucie, że dla własnej matki jest zupełnie obcą osobą, było co najmniej przygnębiające.
Powoli ruszyła przez główną alejkę, która jeszcze nigdy nie wydawała jej się taka długa, aż stanęła twarzą w twarz z Emilią.
– W czym pomóc? – zapytała kobieta.
Magda strzeliła spojrzeniem na boki, wdzięczna, że były w księgarni same.
– To ja – powiedziała cicho.
Jej mama zmarszczyła brwi.
– Wróciłam – dodała.
Na twarzy Emilii odbiła się cała gama uczuć, od niezrozumienia, poprzez niedowierzanie, nadzieję, aż po strach, że to jakiś głupi kawał.
Dziewczyna usiadła na ladzie, przeniosła nad nią nogi i stanęła po drugiej stronie.
– To ja, Magda. – Rozłożyła dłonie, a mama wpadła w jej objęcia, zanosząc się szlochem.
– To niemożliwe – płakała. – Feliks mówił… Byłam na twoim grobie…
– Już wszystko dobrze – zapewniła ją córka, gładząc ją po włosach.
Stały tak przytulone do siebie dobre pięć minut, aż Emilia wywiesiła na drzwiach kartkę informującą klientów, że księgarnia jest zamknięta, i obie przeszły na zaplecze, gdzie wypiły razem herbatę. Znów było nieco niezręcznie, a rozmowa chwilami się nie kleiła. Były takie momenty, że żadna z nich nie miała pojęcia, co powiedzieć. Magda zdawała sobie sprawę z tego, że potrzebowały czasu, żeby na nowo do siebie przywyknąć. Choć nie była pewna, czy będzie on im dany.
Emilia najchętniej w ogóle nie wypuszczałaby córki z księgarni, jednak ta miała jeszcze wiele rzeczy do zrobienia.
– Nie dzwoń do taty – poprosiła, stając w progu. – Zrobię mu niespodziankę.
Mama pokiwała głową.
– Wieczorem urządzimy przyjęcie. Zaproszę całą rodzinę…
Magda stanowczo pokręciła głową.
– Wieczorem będę zajęta.
Twarz kobiety wyraźnie posmutniała.
– To może po południu? Choć kawa i ciasto? – zapytała Emilia z nadzieją.
– Muszę się przygotować… – zaczęła Magda, ale w oczach matki błysnęło błaganie o kolejną chwilę spędzoną razem. – No dobra, jakąś godzinę wygospodarujemy.
Miała na głowie ratowanie całego miasteczka, a może nawet kraju, jednak nie potrafiła odmówić mamie, która dopiero co odzyskała własną córkę.
Z księgarni poszła prosto do lecznicy i znów przechodziła przez to samo – szok, łzy i radość. Kilku klientów było niezadowolonych, że obca dziewczyna wcisnęła się w kolejkę, i to jeszcze bez psiego pacjenta, ale ani ona, ani jej ojciec się tym nie przejęli. Jednak tam również nie mogła się zasiedzieć i wkrótce zawędrowała pod dom na obrzeżach miasta.
Nie wiedziała, co powie rodzinie Mateusza. Jak wytłumaczyć im, że ich bratanek wylądował w pogańskich zaświatach i ma nikłe szanse na wydostanie się stamtąd? To prawie tak, jakby zginął naprawdę. Kiedy mijała garaż, zatrzymała się. To właśnie tam, na poddaszu, mieszkał kiedyś Mateusz.
Nagle w środku rozległ się hałas, a Magda natychmiast sięgnęła do paska po nóż. Kiedyś zastanawiałaby się, czy to wypada, obawiała się, że ktoś zobaczyłby ją z bronią w ręku. Teraz w ogóle się nie przejmowała takimi rzeczami.
Drzwi garażowe uniosły się i stanął w nich młody chłopak. Spojrzał wprost na Magdę i znieruchomiał.
– Cześć – rzuciła z lekkim uśmiechem.
Aleks skinął jej głową, wciąż bacznie ją obserwując.
– To ty? – zapytał ostrożnie.
Przytaknęła, a na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech, w niebieskich oczach pojawiły się iskierki. To śmieszne, ale dopiero teraz zauważyła, że miały taki sam kolor jak jego kuzyna.
– Wiedziałem! Wiedziałem, że wrócisz!
Objął ją, dwa razy poklepał po łopatkach i cofnął się o krok, przypatrując się jej.
– Spoko wyglądasz – ocenił.
Magda parsknęła śmiechem. Ależ ten dzieciak wydoroślał w ciągu ostatnich dwóch lat! I zmienił się nie do poznania. Nabrał pewności siebie, zmężniał… Gdy człowiek stanie oko w oko z bezkostem, a potem z wieszczym, nigdy już nie jest taki sam.
– Ty nie w szkole? – zapytała.
– Wakacje są przecież. Kończę remont na górze. – Zerknął za siebie. – Rodzice dali mi wolną rękę, a myślę, że Mateusz… On się ucieszy, jak wróci.
Na samą wzmiankę o nim Magda spoważniała.
– Twoi rodzice są w domu? – zapytała.
Pokręcił głową.
– Muszę ci coś powiedzieć – westchnęła.
Tak naprawdę cieszyła się, że mogła porozmawiać tylko z Aleksem. Wiedziała, że on prędzej ją zrozumie.
Nagle w głębi garażu dostrzegła ruch. Bez zastanowienia odtrąciła chłopaka na bok i stanęła w bojowej pozycji, gotowa na starcie z wrogiem.
– Spokojnie, to mój kumpel – rzucił Aleks, kładąc rękę na jej dłoni trzymającej nóż. – Michał, chodź tu!
Z cienia wyszedł chłopak niewiele starszy od Aleksa. Magda miała wrażenie, że powinna go znać, ale nie kojarzyła skąd.
– Nie poznajesz