Strzemieńczyk, tom drugi. Józef Ignacy Kraszewski

Strzemieńczyk, tom drugi - Józef Ignacy Kraszewski


Скачать книгу
być cały, – rzekł – miej rozum i coś popsuł staraj się naprawić…

      W Przedborze wszystko zakipiało. Był warchołem, lecz bądź co bądź wystąpił w sprawie dobrej.

      – I wy coście z ubogiego paupra wyszli na ludzi, – zawołał – nad ubogiemi litości nie macie… Bóg mi świadek sprawiedliwości tylko żądałem…

      – Aleś się jej źle domagał – odparł Grzegorz. – Pięścią nie godzi się nic wymuszać. Gdzie ona występuje tam rozum i prawda milkną…

      Uderzył go po ramieniu.

      – Zakaż swoim, aby nowych zaburzeń nie wywoływali – dodał – reszta się dokona, gdy biskup wziął w ręce swe sprawy.

      Nie dość na tem, Grzegorz razem z Hoczem poszedł do miasta, aby dopilnować uspokojenia gawiedzi…

      Nie powrócił rychło na zamek, ale gdy wieczorem zjawił się zmęczony, mógł upewnić biskupa i królowę, że się zaburzenie nie powtórzy…

      Hocz spokorniał.

      Zawołano mistrza do króla, który poruszony wielce, na pół uzbrojony biegał po swojej izbie, zagadując młodzież która go otaczała. Zobaczywszy swojego mistrza poskoczył ku niemu. Oczy mu pałały.

      Chociaż wierny swój lud krakowski miał przed sobą, młody pan samem prawdopodobieństwem jakiejś walki, był rozdrażniony… Gotów był się rwać, i iść bić się, nie patrząc z kim… Gorąco począł badać Grzegorza, co to było, jaka niesprawiedliwość mogła lud przyprowadzić do takiej rozpaczy…

      Dla uspokojenia Władysława, mistrz nie znalazł lepszego środka, jak całą rzecz obrócić w żart.

      – Miłościwy panie – odezwał się – gawiedzi chodzi o grosze… Sprawa pójdzie przed sędziów i zostanie rozstrzygniętą. Przeciwko takiemu tłumowi, czyżby rycerską było rzeczą występować… Połowa tych ludzi nie wiedziała, po co się tu cisnęła…

      – A! krzyki te – zawołał Władysław – poruszyły mnie tak… Było w nich coś wyzywającego do boju…

      Kiedyż się ja doczekam tego, abym na koń mógł siąść i pójść w pole!!

      – Aż nadto prędko! – odparł Grzegorz z Sanoka smutnie…

      Tak spełzło na niczem to poruszenie, które tylko dowiodło królowej, biskupowi i Grzegorzowi, że młodego pana długo na Wawelu bezczynnym utrzymać nie potrafią. Karmiono go tak rycerskiemi kroniki i opowiadaniami, iż teraz przedwcześnie rozgorzały zapał, potrzeba było gasić i łagodzić.

      Królowa Sonka, gdy raz obawa przeszła, cieszyła się, widząc w synu tę niecierpliwość i gotowość do czynu.

      Grzegorz, który na wszystko miał oko, dostrzegł różnicy wrażeń i usposobień w dwu braciach. Młodszy o lat kilka Kaźmirz, całą tą sprawę pojął inaczej zupełnie.

      Gniew go opanował przeciw zbuntowanym. Nie myślał wcale o tem, aby przeciwko nim wystąpić, ale się oburzał na warchołów i wołał, aby ich siłą precz rozegnano…

      Dla Władysława wszystko co rokowało wojnę, było pożądanem, Kaźmierz nie pojmował w podwładnych nieposłuszeństwa i samowoli. Brwi mu się ściągały, ale energia wyrostka była milczącą… Starszy rzucał się i mówił wiele, zajmowało go to żywo, młodszy wzgardliwem milczeniem zbywał ten poryw, a spytany przez Władysława jakby sobie radził – odparł – tłum bym kazał precz rozegnać!!

      Ledwie się to uspokoiło, i przestraszeni Żupnik i rajcy poczęli łagodzić rozdrażnienie, ujmując sobie ludzi, gdy nowy a daleko groźniejszy niepokój zmusił biskupa i radę do szukania środków poskromienia Spytka z Mielsztyna, Dersława z Rytwian i innych naśladować chcących w Polsce wybryki hussytów czeskich…

      Zbierały się kupy zbrojne, mnożyły napady na dobra duchowieństwa, sam biskup był dotknięty nietylko najazdem, ale wśród tego zamętu dokonanym gwałtem.

      Narzeczona jego stryjecznego brata, Jadwiga księżniczka, przez Jana Krzyżanowskiego porwaną i uprowadzoną została…

      Potrzeba było niedopuszczając szerzenia się nieładu, ukrócić te wybryki, aby nie zakłóciły potrzebnego spokoju. Naznaczono na ten cel zjazd w Korczynie.

      Biskup Zbyszek, z powodu tych wypadków nie miał czasu wglądać bliżej w to, co się w Krakowie i około królowej działo…

      Grzegorz z Sanoka, chociaż niewtajemniczony jeszcze, z często potajemnie przybywających tu Czechów, z posyłek do Pragi, z wielkiego ruchu jaki królowę Sonkę otaczał, mógł łatwo wnieść, że o los swoich synów zbytecznie zabiegliwa, znowu coś musiała przedsiębrać.

      Jednego dnia wreszcie, gdy wedle zwyczaju przyrzekł donieść matce czem się syn jej zajmował, odezwała się do niego z twarzą rozpromienioną.

      – Kaźko ma już rok trzynasty! Nieprawdaż! Wychodzi z dzieciństwa, o nimby też pomyśleć trzeba, aby się przepowiednia sprawdziła. Koronę mu zdobyć musiemy.

      A gdy mistrz słuchał w milczeniu, nie odpowiadając, dodała.

      – Jest to jeszcze tajemnicą, wy jej nie zdradzicie, a będziecie się cieszyć ze mną. Wszystko to dziełem jest mojem. Korona dla Kaźka się gotuje…

      Z niedowierzaniem spojrzał Grzegorz.

      – Tak, tak, – potwierdziła królowa wesoło – Kaźmierz będzie królem czeskim, wszystko jest przygotowane… Prażanie i moi przyjaciele w Czechach wybiorą go… Albrecht nie może panować razem w dwu królestwach, Czesi go nie lubią. Wielkorządzcami ich zbywa, oni chcą mieć własnego pana…

      Tak – dodała raz jeszcze – wybór Kaźmirza przygotowany, pewna go jestem…

      – Miłościwa pani – odezwał się Grzegorz – wierzę w to, że Czesi wybrać mogą naszego księcia, ale czy go utrzymać potrafią? Albrecht nie da sobie wyrwać korony czeskiej nie stając w jej obronie… Zatem wojna…

      – Tak, przewidywać ją można – dodała królowa – ale znajdziemy siłę do prowadzenia jej. Potrzeba tylko jednego oddziału polskiego, a Czesi się do niego przyłączą. Niechętnych Albrechtowi jest więcej, niż mu przyjaznych… Obmyślałam wszystko, znajdziemy pieniądze i ludzi.

      Po chwili namysłu Grzegorz ośmielił się zapytać.

      – Czy nasz pasterz jest o tem zawiadomiony, i…

      Królowa mu nie dała dokończyć.

      – Biskup Zbyszek? – zmarszczyła się. – Nie, może się domyśla, lecz nie wie o niczem jeszcze, gdy rzecz zostanie dokonaną, dowie się, i zgodzić na to musi…

      Na chwilę zachmurzona twarz królowej rozjaśniła się wprędce. Była cała jeszcze przejęta świeżo odebranemi wiadomościami.

      – Spodziewam się – dodała zwracając do Grzegorza – iż gdybym pomocy waszej w sprawie tej potrzebowała…

      Skłonił się pozwany, oświadczając gotowość. Powróciwszy do mieszkania swego, znalazł już tam Biedrzyka, który oczekiwał na niego.

      Nie spowiadał mu się z niczego Czech, lecz z mowy widać było, że miał go za wtajemniczonego przez królowę.

      Był to zresztą człowiek skryty, ostrożny, i więcej stworzony do podsłuchów, niż do rozmowy…

      Grzegorza powaga, rozum i nauka już w podróży na nim wielkie uczyniły wrażenie i obudziły poszanowanie.

      Po kilku obojętnie rzuconych pytaniach i odpowiedziach, Biedrzyk zręcznie naprowadził mowę na młodych synów królowej. Widocznem było, iż rad był ich charaktery wyrozumieć.

      – Król nasz – rzekł mu Grzegorz – jest to rycerskie chłopię, które wzdycha tylko do tego,


Скачать книгу