Zła wola. Jorn Lier Horst

Zła wola - Jorn Lier Horst


Скачать книгу
to, co się stało? – spytał ojciec.

      – Myślę, że tak – odparła. – Przez cały czas starałam się mieć Kerra w środku kadru, ale nie wiem, co się właściwie wydarzyło. Muszę przejrzeć nagranie, żeby zobaczyć, co mam.

      – Kiedy możesz przesłać mi film? – spytał Stiller.

      – Jak tylko wrócę do domu.

      Stiller skinął głową.

      – Możesz już odłożyć kamerę – powiedział.

      – A mogę dalej kręcić? – spytała.

      Śledczy zastanawiał się przez chwilę. W końcu wskazał kamerę i rzekł:

      – Tylko pamiętaj, że wszystkie nagrania są własnością policji. Nie możesz ich wykorzystać bez naszej zgody.

      – W porządku – przytaknęła i znowu uniosła kamerę.

      7

      Od wschodu dolatywał dźwięk helikoptera. Wisting zerknął na zegarek. To nie mógł być śmigłowiec policyjny. Było za wcześnie, a poza tym nadlatywał nie z tej strony. To musiał być śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Komisarz spojrzał ponad wierzchołkami drzew, ale go nie zobaczył.

      Zadzwonił telefon Stillera. Śledczy wysłuchał krótkiej informacji, po czym odpiął mały mikrofon i przeciągnął przewód w dół pod koszulą.

      – Musisz pójść ze mną – zwrócił się do Wistinga.

      – Dokąd?

      Stiller nie odpowiedział. Odpiął nadajnik od paska i razem z mikrofonem podał go Line.

      – Nie idź za nami – powiedział do niej.

      – Dokąd się wybieracie? – spytała.

      Znowu nie odpowiedział. Odwrócił się do komisarza.

      – Potrzebuję twojej orientacji w terenie – rzekł, ruchem głowy wskazując miejsce, w którym stały zaparkowane samochody.

      Śmigłowiec LPR pojawił się tuż nad ich głowami. Opuścił się nisko ponad czubki drzew i zawisł w powietrzu. Trawa pod śmigłowcem położyła się płasko na ziemi. Chwilę później wylądował ostrożnie na równym terenie obok strumienia. Wirnik zwolnił i otworzyły się drzwi. Ze środka wysiedli dwaj mężczyźni w czerwonych kombinezonach i zgięci wpół przeszli pod łopatami wirnika.

      Wisting nawiązał kontakt wzrokowy z Hammerem i dał mu znak, że idzie gdzieś ze Stillerem.

      – Co zamierzasz? – spytał.

      – On tu gdzieś jest – odparł śledczy. Mówił ściszonym głosem, który ledwo przebijał się przez warkot silnika. – Jest szansa, że go znajdziemy.

      Wisting rozejrzał się dookoła. Stiller nie mówił o zbiegłym więźniu. Mówił o Tym drugim.

      Idąc w stronę samochodów, zaparkowanych na placu przy nieczynnym tartaku, bardzo blisko ścieżki, minęli wiele załóg karetek pogotowia.

      Za mikrobusem, którym przyjechał Tom Kerr, stała szara furgonetka. Wisting od razu ją rozpoznał. Używano jej do działań specjalnych. Ostatnim razem, gdy w niej siedział, była wyposażona w litewskie tablice rejestracyjne i szyldy reklamowe fikcyjnej firmy rzemieślniczej. Teraz stała całkowicie anonimowa.

      Stiller otworzył drzwi rozsuwane i wpuścił Wistinga do środka. Przed ścianą monitorów komputerowych siedział mężczyzna, który wyciągnął do niego rękę na powitanie.

      – Ove Hidle – przedstawił się, nie podając zawodu ani stanowiska.

      Stiller zamknął za sobą drzwi.

      Hidle od razu przeszedł do rzeczy.

      – Śledziłem go przez las aż do żwirowej drogi – powiedział i wskazał mapę na największym ekranie.

      Wisting bez problemu zorientował się w terenie. Rozpoznał pastwiska ciągnące się w dół aż do strumienia i miejsce, w którym wybuchł granat.

      Hidle spojrzał na zegarek.

      – Czternaście minut temu przestał się przemieszczać – rzekł.

      – Gdzie jest teraz?

      – Tutaj.

      Wskazał zabudowania na końcu drogi, niemal nad wodą. Nad jednym z budynków znajdowała się czerwona pinezka.

      – Zanim wyjechaliśmy z więzienia, umieściłem nadajnik w jego butach – wyjaśnił Stiller. – Tak na wszelki wypadek.

      – A więc Kerr jest tutaj – powiedział Wisting, wskazując miejsce na mapie.

      Hidle podał mu paczkę chusteczek dezynfekujących.

      – Mamy nad nim kontrolę – zapewnił. Zmienił obraz mapy na zdjęcie satelitarne tego samego obszaru i zrobił powiększenie.

      Wisting wpatrywał się w ekran, wycierając z dłoni resztki krwi. Było tam sześć domków letniskowych z szopami i aneksami. Łącznie dwanaście budynków. Czerwony znacznik GPS znajdował się nad przybudówką pomalowanego na biało domu szypra. Pięćdziesiąt metrów dalej była przystań żaglowa.

      – Jest tam od piętnastu minut – dodał Hidle.

      Wisting zajął wolne miejsce. Obliczył, że od eksplozji upłynęły trzydzieści trzy minuty. Dotarcie do najbliższego osiedla domków letniskowych zabrało Kerrowi dziewiętnaście minut. Od tamtej pory nie przemieszczał się.

      – Myślicie, że na kogoś czeka – powiedział Wisting i odwrócił się w stronę Stillera. – Że czeka na Tego drugiego.

      – Przyczai się, dopóki sprawa nie przycichnie – odparł śledczy. – Dopóki policja się nie wycofa. Dopiero wtedy przyjdzie Ten drugi i wydostanie go stamtąd.

      – Ale przecież policja nie wycofa się, dopóki wszystkie nieruchomości nie zostaną dokładnie sprawdzone – stwierdził komisarz.

      – Wiem o tym – przytaknął. – Potrzebuję twojej pomocy, żeby przekonać komendanta i sztab do zakończenia akcji poszukiwawczej.

      Wisting przygryzł niepewnie dolną wargę. Stiller bez przerwy odbierał komunikaty przez krótkofalówkę. Po chwili zdyszany głos poinformował go, że w miejscu, gdzie wygon łączy się z drogą prowadzącą do osiedla domków letniskowych, w których ukrywał się Tom Kerr, znaleziono kajdanki.

      – Możemy dopaść go teraz. Natychmiast. Albo poczekać na Tego drugiego i dorwać ich obu – ciągnął Stiller. – Ale musimy podjąć decyzję, zanim nasi go znajdą.

      – Dzwonię do Kiil – odpowiedział Wisting i wyjął telefon komórkowy.

      Agnes Kiil została komendantem nowego dużego okręgu policyjnego, który po reorganizacji obejmował swoim zasięgiem Telemark, Vestfold i Buskerud. Wisting był zadowolony z tej nominacji. Kiil miała wiedzę i dobrze rozumiała metody śledcze.

      – Wisting – odebrała telefon. – Siedzę w sztabie. Wiadomo już coś?

      Wyobraził sobie szefów poszczególnych wydziałów, którzy pomagali jej podejmować strategiczne decyzje w wyjątkowych sprawach.

      – Ucieczka była starannie zaplanowana – zaczął. – Wszystko wskazuje na to, że ktoś z zewnątrz udzielił Kerrowi pomocy. Mamy podstawy sądzić, że zrobił to Ten drugi.

      – Przełączę cię na głośnomówiący – powiedziała.

      Propozycja, którą miał zamiar jej przedstawić, była delikatna.

      – Kto tam jest? – spytał, żeby się upewnić, że rozmowie nie przysłuchuje się nikt niepowołany.

      Kiil wymieniła nazwiska stałych członków sztabu.


Скачать книгу