Upadek. Historia prałata Henryka Jankowskiego. Monika Góra
sierpnia 1980 roku wybucha protest w Stoczni Gdańskiej. Roztrzęsiony Jankowski spaceruje od plebanii do wejścia do stoczni i z powrotem.
„Coś się działo we mnie – wejdź, wejdź, wejdź, wejdź do środka… Ale jeszcze nie widziałem tej potrzeby. Czekałem do soboty, co będzie. I rzeczywiście, sobota stała się tą okazją do wejścia do stoczni, ale w bardzo trudnej sytuacji, gdyż władze wojewódzkie powiadomiły biskupa o tym, że stoczniowcy zażądali mszy świętej”22.
Wreszcie nadchodzi ta sobota, na którą czeka Jankowski, 16 sierpnia 1980 roku. Przełomowy dzień strajku.
Władze widzą, że w Trójmieście staje coraz więcej zakładów pracy. Przekazują dyrekcji stoczni, że ta ma się zgodzić na ustępstwa. Byleby zakończyć strajk w zakładzie – symbolu. Po południu Lech Wałęsa podpisuje porozumienie z dyrekcją Stoczni Gdańskiej. Gwarantuje ono przywrócenie do pracy jego i Anny Walentynowicz oraz podwyżki dla załogi. I paradoksalnie od tego momentu rozpoczynają się, zamiast zakończyć, szalone emocje. Z jednej strony ulga stoczniowców z Lenina – tym razem strajk okazał się bezkrwawy. Z drugiej – na Wybrzeżu stanęły dziesiątki zakładów, a do stoczni napływają ich delegaci z nowymi, bardziej radykalnymi postulatami.
Lech Wałęsa wraca z budynku dyrekcji do sali BHP. Oznajmia zebranym zwycięstwo. Wychodząc z sali, mija stojących w oparach tytoniowego dymu rozgorączkowanych delegatów. Wśród nich jest Zdzisław Złotkowski z Gdańskiej Stoczni „Remontowej”. Wraz z kolegą krzyczy:
– No i co żeś, chuju, zrobił?! Podpisałeś dla Gdańskiej i zakończyłeś strajk, a co z innymi zakładami?!
– Lechu złapał za głowę i mówi „Ojej!”. – Złotkowski odgrywa tę scenę przed nami. – I krzyczy: „Co ja zrobiłem?!”.
Większość stoczniowców już zdążyła wyjść.
– Borsuk [Bogdan Borusewicz], Alinka Pienkowska, Gwiazda, Walentynowicz krzyczą: „Zatrzymać ludzi!” – dalej wspomina Złotkowski. – Pienkowska na beczce stoi, krzyczy do ludzi. Do bram biegną Walentynowicz i Ewa Ossowska, próbują zatrzymać stoczniowców, ale oni nie rozumieją, przecież jest porozumienie, strajk skończony, wychodzą. Z szesnastu tysięcy zostało może tysiąc.
Zostają najbardziej zdeterminowani, wracają do sali BHP i zawiązują Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Zaczyna się najtrudniejsza noc strajku. Pełna obaw o życie. Samochodowe szczekaczki nawołują, że strajk skończony, anonimowe telefony do Gdańskiej Stoczni „Remontowej” i Stoczni Północnej ostrzegają: „Dziś w nocy zniszczymy was!”.
Jankowski wspomina:
„Organizowałem pomoc pod względem materialnym i żywnościowym – tu, na plebanijnym podwórzu zabijaliśmy świnie. Tu przygotowywaliśmy mięso, żeby etapami wprowadzić do strajkujących, do kotłowni”23. Ale to nie znajduje potwierdzenia w innych relacjach. Strajkujący, jeśli już pamiętają jakąś pomoc, to głównie bochenki chleba przywożone przez piekarnie. Z tego chleba kobiety, jak Anna Walentynowicz czy Joanna Wojciechowicz, robią kanapki na stołach w rogu sali BHP.
Pomaga też Ryszard Kokoszka.
– Jak zaczął się strajk, to żeśmy podjęli z załogą decyzję, że zrobimy ciasto dla stoczniowców – opowiada restaurator. – Państwowym żukiem przyjechałem pod stocznię. Strajk, bramy zamknięte, nie chcieli mnie wpuścić. W tym czasie podjechał Jankowski. Mówi: „Otwórzcie bramę, bo to jest dobrodziej, przyjechał z ciastem”. Takim sposobem wjechałem i od tego wszystko się zaczęło.
Wtedy pojawia się propozycja, żeby to ksiądz Jankowski odprawił mszę. W zarejestrowanym w 1981 roku wywiadzie z Anną Walentynowicz opozycjonistka mówi tak:
„Potem trzeba było dużej kłótni z księdzem Jankowskim, bo wojewoda zakazał, a biskup nie będzie się narażał. To musieliśmy pojechać, bo chociaż już inny ksiądz był uzgodniony, że jak ksiądz Jankowski nie będzie chciał, to odprawi on. Ile trzeba było tej walki!”24.
Można się domyślać, że chodziło o księdza Hilarego Jastaka z parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gdyni. To ksiądz znany z radykalnego antykomunizmu. Kapelan AK, więziony w 1950 roku.
Inni rozmówcy wskazują z kolei, że tym innym księdzem miał być Stanisław Bogdanowicz, proboszcz Bazyliki Mariackiej. Jeszcze przed 1980 rokiem pozwalał na patriotyczne nabożeństwa i modlitwy za więźniów politycznych. Wtedy ma dobre kontakty z Ruchem Młodej Polski, którego działacze bardzo aktywnie wspierają strajk.
Stocznia Gdańska leży jednak na terenie parafii św. Brygidy, więc stoczniowcy jadą do księdza Jankowskiego. Jak przebiegała ich wizyta, wiemy z dokumentów SB, a konkretnie z ESEZO, czyli Elektronicznego Systemu Ewidencji Zadań Operacyjnych. To nowoczesny jak na tamte czasy system gromadzenia informacji wyciąganych z morza meldunków, notatek i donosów oraz układania ich w czytelny sposób.
I tak w meldunku z 19 sierpnia 1980 roku opisana jest sytuacja z najważniejszego dnia strajku: „Źródła 3 i I/A poinformowały, że dnia 16.08.80 w godzinach przedpołudniowych do proboszcza parafii św. Brygidy w Gdańsku księdza Henryka Jankowskiego zgłosili się przedstawiciele komitetu z żądaniem, aby dnia 17.08 odprawił na terenie stoczni nabożeństwo dla strajkujących”25.
Co na to ksiądz? Według dalszej części meldunku ksiądz Jankowski, jak w piosence Czerwonych Gitar, nie mówi tak, nie mówi nie. Stwierdza, że potrzebna jest zgoda biskupa. Jeszcze przy delegacji robotników dzwoni do niego. Biskup Lech Kaczmarek mówi mu wyraźnie: ma wsiąść w samochód i przyjechać do kurii. Do Oliwy.
Ksiądz bierze kierowcę Marka Mężyka, wsiada w samochód. Jedzie do biskupa Kaczmarka.
Z kolejnego meldunku wiemy, że w tym samym czasie podobne konsultacje trwają w gmachu władzy. Wojewoda gdański Jerzy Kołodziejski wzywa do siebie dyrektora wydziału do spraw wyznań Edwarda Pobłockiego. Poleca mu, aby też pojechał do kurii. Ma przeprowadzić rozmowę z biskupami.
Pobłocki jest tam przed księdzem Jankowskim.
Biskupi, według meldunku, obiecali „że nie wyrażą zgody na mszę, bo strajkujący mają możliwość opuszczenia zakładów, aby pójść do kościoła, i późniejszego powrotu do zakładu”26. Ale władza zna nastroje w zakładach. Obawia się, że robotnicy nie odpuszczą. Dlatego trzeba wytypować księży, którzy taką mszę odprawią.
Pobłocki mówi biskupom, że: „(…) jeżeli powstałaby sytuacja, w której trzeba było by msze odprawić, to biskupi powinni skierować do ich odprawienia księży ”27. Ostatnie słowa są odręcznie podkreślone na tekście dokumentu.
Biskupi spoglądają na siebie i kiwają głowami. Chyba mają takiego kandydata. Ksiądz Jankowski już jedzie do kurii.
Edward Pobłocki żegna się z biskupami. Wie, że został dobrze zrozumiany. Wychodząc z pałacu biskupiego, widzi zajeżdżającego na podjazd mercedesa księdza Jankowskiego. Przygląda się mu dyskretnie. Co o nim wie, oprócz tego, że jest to proboszcz parafii św. Brygidy i został zaproponowany jako ewentualny celebrans mszy, o którą idzie teraz walka?
Wcześniej widok proboszcza w mercedesie z kierowcą kłuł w oczy i biskupa. Ale nie tym razem. Tym razem ksiądz Jankowski jest potrzebny do wykonania delikatnej misji. Z jednej strony ma zadowolić zdesperowanych robotników. Z drugiej, co nawet ważniejsze, nie zdenerwować władzy.
Ksiądz
22
P. Raina, Ks. Henryk Jankowski proboszcz parafii Św. Brygidy, dz. cyt., s. 34.
23
P. Raina, Ks. Henryk Jankowski proboszcz parafii Św. Brygidy, dz. cyt., s. 34.
24
Akta IPN Gd 75/106, nagranie z sierpnia 1981, wypowiedź A. Walentynowicz, czas: 8 min 30 sek.
25
Raporty z meldunków za okres 1.07.1980 – 31.12.1980, sygn. akt IPN Gd 468/3, k. 48.
26
Meldunki operacyjne w bazie ESEZO za okres 1.07.1980–31.12.1980, meldunek z 18.08.1980, akta IPN GD 468/6.
27
Tamże.