Upadek. Historia prałata Henryka Jankowskiego. Monika Góra

Upadek. Historia prałata Henryka Jankowskiego - Monika Góra


Скачать книгу
o wygląd jest u niego niezmienna.

      – Zawsze miał elegancko odprasowaną koszulę, odprasowany garnitur, spodnie na kancik. Buty wyczyszczone, wypastowane, aż się świeciły – wspomina Jerzy Górski. – Nawet jak żeśmy coś tutaj w kościele sprzątali, to on wszystko w rękawiczkach robił i delikatnie, żeby broń Boże się nie ubrudził.

      JAK BESTIA

      W pobliżu kościoła św. Barbary, w starej kamienicy przy ulicy Łąkowej 62 mieszka koleżanka Andrzeja i Jana Kowalskiego z klasy, Basia Boroch.

      – Ulica Łąkowa nigdy nie cieszyła się dobrą opinią, tam zawsze było sporo tak zwanego menelstwa – opowiada Jerzy Górski. – Mieszkali tam chłopcy, którzy kradli, trudna młodzież. Nieraz człowiek dostał bęcki od kolegów, którzy się tam bandami prowadzali.

      Mama Basi jest sekretarką, a ojciec pracuje w stoczni. Dziewczyna ma dwójkę młodszego rodzeństwa – siostrę i brata Bogdana. Nie chodzi na religię, bo, jak sama potem wyzna, rodzice jej nie zapisali.

      „Byłam ochrzczona, ale do pierwszej komunii nie przystąpiłam. Moja mama przechodziła z wiary katolickiej do świadków Jehowy, jak wiatr zawiał. W pewnym momencie nie wolno nam było chodzić do kościoła. Mimo to czasami chodziłam do św. Mikołaja, bo mi to dawało wewnętrzny spokój. Nie uczęszczałam na msze, nie cierpiałam księży”7.

      Wiele lat później jej partner, Marek Kuligowski, doda: „Powiedziała, że nie była u pierwszej komunii świętej, bo miała takie doświadczenie z księdzem, że jako małe dziecko była molestowana”8.

      – Jak myśmy szły do pierwszej komunii, to księdza Jankowskiego jeszcze w naszej parafii nie było – komentuje pani Teresa, jej koleżanka z podstawówki. – Więc jak mogła już być do niego zrażona?

      Faktycznie, gdy rówieśnicy Barbary przystępują do pierwszej komunii w trzeciej klasie podstawówki, jest rok 1966. Księdza Jankowskiego jeszcze w św. Barbarze nie ma.

      – Basia była naprawdę fajną dziewczyną, żywą, później nagle zagasła – przypomina sobie Marek Kurowski.

      – Kiedy pan zauważył tę zmianę? – pytamy.

      – Było takie zdziwienie dla mnie, że wszyscy przystępowaliśmy do pierwszej komunii, rozmawialiśmy o tym, kto co dostał w prezencie, a okazało się, że ona nie przystąpiła. Chyba wtedy.

      W 1966 roku Basia ma dziesięć lat, jej ojciec pije.

      „Był alkoholikiem, pracował w stoczni i tygodniami nie pokazywał się w domu. Widywałam go najczęściej pierwszego, gdy matka wysyłała mnie po pieniądze. Szukałam go pod bramą stoczni, po kochankach, knajpach, spelunach”9.

      U matki dziewczyna też nie ma oparcia.

      „Uważam, że pochodzę z patologicznej rodziny wcale nie z uwagi na ten jego alkoholizm. Przede wszystkim z powodu okrucieństwa mamy. Odkąd pamiętam, biła mnie za wszystko, co zrobiłam i czego nie zrobiłam. Naczynia nie były pomyte na czas, siostra i brat nie odrobili lekcji… Zawsze ja byłam winna”. „Kazała mi kłaść się na tapczanie i biła pasem, dopóki się nie zsikałam. A jak się zsikałam, to dostawałam za to, że to zrobiłam”10.

      W grudniu 2018 roku w „Dużym Formacie”, dodatku do „Gazety Wyborczej”, ukazuje się tekst Bożeny Aksamit, który wywołuje lawinę11.

      Barbara przywołuje w nim wydarzenia, które, według jej relacji, miały miejsce w latach 1968–1970, gdy Jankowski był wikarym w kościele, nomen omen, św. Barbary.

      Z jej opowieści wynurza się kompletnie inny obraz księdza Henryka. Można wręcz odnieść wrażenie, że kobieta opowiada o innym kapłanie.

      W reportażu dziennikarka barwnie opisuje świat małej Basi:

      Dzieci z okolicznych domów bawią się na podwórku za kamienicą przy Łąkowej. Na trzepaku fikają koziołki. Dobrze widzą stamtąd drzwi kościoła znajdującego się po drugiej stronie ulicy, wtedy Elbląskiej, dzisiaj Długie Ogrody. Gdy tylko pokazuje się w nich wikary Henryk, dzieciaki krzyczą: „Uwaga! Jankowski idzie”. I rozpierzchają się na wszystkie strony.

      Ale nie zawsze udaje im się uciec. Basię ksiądz molestuje z dziesięć albo i dwadzieścia razy. Jest jak bestia.

      Pewnego dnia dziewczynka, uciekając, wbiega na strych. Chce wybiec drugim wejściem, ale drzwi są zamknięte. Ksiądz ją dopada, gdy szarpie się z klamką. Dotyka jej piersi, wkłada ręce w majtki. Mówi, że jej pokaże, co to znaczy od tyłu. Pokaże, co oznacza się spuścić. Jest obleśny. Ale Basia gumkę od majtek naciąga tak mocno, że aż trzyma ją w zębach. Nie udaje mu się jej nic zrobić.

      Innym razem znowu ją dopada i próbuje dziewczynce otworzyć usta. Basia myśli, że jak jej wsadzi, to go ugryzie. Ale płoszy go zaniepokojona sąsiadka z pierwszego piętra, która krzyczy:

      – Kto tutaj tak tarabani?!12

      Ksiądz odpowiada, że sprawdza tylko, dlaczego dzieci nie chodzą na religię. Basia jest uratowana.

      Jeszcze innym razem, gdy ksiądz zbliża się do kamienicy, młodsze dzieci uciekają do piwnicy. Chowa się tam też mały braciszek Basi, Boguś. Dziewczynka biegnie za nim. Jankowski wpada do wąskiego korytarza, rozdziela rodzeństwo i zaczyna się onanizować. Popycha Basię na ścianę i spuszcza się jej na sukienkę. Boguś wtedy mówi:

      – Jak dorosnę, to go zabiję.

      Brat Basi opowiada też siostrze, że ksiądz próbował wsadzić innemu chłopczykowi z sąsiedztwa – Jankowi.

      Dziś Boguś już nie żyje, więc nie zapytamy go, czy to prawda.

      Zgodnie z relacją Barbary ksiądz Jankowski wciąż nie ma dość. Dziewczynka ma problemy z grasicą, lekarze znajdują u niej guz między sercem a kręgosłupem. Po operacji zostaje jej 140 szwów i igła chirurgiczna w opłucnej. Mimo to, gdy wraca ze szpitala, ksiądz kolejny raz ją dopada. Basia nie może uciekać, bo igła przebiłaby opłucną. Ze strachu mdleje.

      Potem Jankowski zaczepia ją, prosi, żeby się spotkali gdzieś „na zewnątrz”. Basia się nie zgadza. Po kolejnej odmowie ksiądz przyczaja się na klatce. Gdy dziewczynka rano wychodzi z domu i zamyka drzwi, wikary łapie ją od tyłu i wpycha do mieszkania. Ona jednak zaczyna tak głośno płakać, że w końcu ksiądz jej nie gwałci, tylko znowu brudzi spermą jej ubranie.

      Jej płacz słyszy sąsiadka z naprzeciwka. Basia wpuszcza ją do mieszkania.

      – Kto to zrobił? – pyta sąsiadka.

      – Jankowski – mówi Basia.

      – Ale przecież on już dawno nie pracuje w kościele obok.

      – Ale przed chwilą tu był, niech pani zobaczy, jak ja z tyłu wyglądam.

      Być może sąsiadka idzie wtedy na skargę do kościoła, bo od tego czasu Basia Jankowskiego na ulicy Łąkowej nie widuje.

      Ale to nie wszystko. Barbara opowiada też Bożenie Aksamit, że dwie dziewczynki, jej koleżanki, były z księdzem Jankowskim w ciąży. Jedna z nich, szesnastoletnia Ewa, mieszkała w domu z czerwonej cegły stojącym obok jej kamienicy.

      Te zdarzenia wciąż stoją przed oczami Barbary jak żywe.

      Pewnego dnia Ewa powiedziała ojcu, że jest w ciąży z księdzem, ale ten tylko ją zbił. Wtedy dziewczynka wyskoczyła z okna. Basia widziała ją, jak leżała na trawniku nakryta


Скачать книгу

<p>7</p>

J. Podsadecka, Sztuka czułości. Ks. Jan Kaczkowski o tym, co najważniejsze, Wydawnictwo WAM, Kraków 2017, s. 118.

<p>8</p>

Reportaż M. Raczkowskiej-Kazek, Wyzwolę się z tych demonów, „Czarno na białym” – magazyn reporterów TVN24, 30.04.2019, www.tvn24.pl/polska/barbara-borowiecka-byla-ofiara-ksiedza-jankowskiego-opowiada-o-molestowaniu-ra931641-2304546, dostęp 20.05.2020.

<p>9</p>

B. Aksamit, Sekret Świętej Brygidy. Dlaczego Kościół przez lata pozwalał księdzu Jankowskiemu wykorzystywać dzieci?, „Gazeta Wyborcza”, „Duży Format”, 3.12.2018, www.wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,24228640,sekret-swietej-brygidy-dlaczego-kosciol-pozwalal-ksiedzu-jankowskiemu.html?disableRedirects=true, dostęp 17.06.2020.

<p>10</p>

J. Podsadecka, Sztuka czułości, dz. cyt., s. 83.

<p>11</p>

B. Aksamit, Sekret Świętej Brygidy, dz. cyt.

<p>12</p>

Rekonstrukcja na podstawie B. Aksamit, Sekret Świętej Brygidy, dz. cyt.