Dzika rzecz. Rafał Księżyk
Jerzy Krysiak, 1993
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Najlepszy koncert, na jakim byłem w życiu? Izrael na ulicy, przed klubem Hybrydy. Wtedy Kniewskiego, dziś Złota. Wiosna 1990. A może już 1991? Wystawili wzmacniacze na chodnik i grali. W ramach juwenaliów? Nie miało to znaczenia. Już od Szpitalnej słychać było pulsację. Nagle w środek miasta wtargnął inny rytm. Szybki, mocny, łamany beat. Muzycy wyglądali jak Indianie z elektrycznymi gitarami, którzy nagle pojawili się nieomal pod samym Pałacem Kultury i Nauki. Wokół nich zbiegowisko, swoista scenka rodzajowa. Gapie oraz staruszki z sąsiedztwa skarżące się na hałas policyjnemu patrolowi, którego nie mogło w tej scence zabraknąć. Zaczęła się awantura.
U podnóża Pałacu, górującego wówczas niepodzielnie nad tą częścią centrum Warszawy, rozpanoszył się bezładny bazar, wytwór gorączki przedsiębiorczości, która ogarnęła kraj na progu fundamentalnej społecznej przemiany. Gorączkę napędzało zapatrzenie na Zachód, ale jeśli się przyjrzeć twarzom sprzedawców i producentom towarów, szła ona od Wschodu, szeroką falą nowej wędrówki ludów. Kierunki mogły się mylić. Stragany tworzyły chaotyczny wzór kolorowych bud, szczęk, przyczep i namiotów. Z perspektywy Złotej targowisko wyglądało niczym slumsy. Dziś z tego miejsca widać Pałac otoczony przez wieżowce ze stali i szkła. Rozsiane zbyt rzadko, żeby brać je całkiem poważnie, ale na tyle gęsto, aby ich nie lekceważyć. Pod Pałacem zamiast bazaru jest parking. Relikt komuny w otoczeniu implantów kapitalizmu przytłacza jeszcze bardziej.
Jeden z wielu rysunków Roberta Brylewskiego przedstawiających, jak można wykorzystać energię Pałacu Kultury i Nauki
Archiwum Rafała Księżyka
Jak sobie radzić z Pałacem, pokazywały okładki płyt załogi z Hybryd. Koncertówka Brygady Kryzys przedstawia zwielokrotniony wizerunek budowli, która przewraca się i odrealnia. Na odwrocie 1991 Izraela w Pałac uderzają pioruny. To wariacja na temat okładki debiutanckiej płyty rastahardcore’owców z Bad Brains. U nich piorun kruszy kopułę Kapitolu. W polskiej wersji, wykonanej przez Roberta Brylewskiego, sprawa nie jest tak jednoznaczna. Rysunkowy budynek zdaje się wchłaniać energię błyskawic, przypomina gotującą się do startu rakietę. Zaraz może eksplodować. Albo wzlecieć.
Szedłem kiedyś obok Pałacu i myślałem, że nie można żyć w cieniu takiego symbolu, który jest percypowany wyłącznie jako brzydka pamiątka po Stalinie. Doszło do mnie, że wcale nie muszę nienawidzić tego obiektu. Z fizyki wiedziałem, że duże masy powodują przyciąganie. I wszedłem w dobre relacje z Pałacem. Stwierdziłem, że wykorzystam tę siłę dla swoich pozytywnych celów. Zamiast popadać w paranoję, będę z tego budynku czerpał moc. Chciałem trochę porozśmieszać Pałac, przyswoić go
– opowiadał Brylewski w wywiadzie rzece Kryzys w Babilonie. Dziś, odkąd w 2010 roku PKiN stał się zastrzeżonym znakiem towarowym, posługiwanie się wizerunkiem Pałacu może być ścigane przez prawników i księgowych.
Utwory z albumu 1991, które grali przed Hybrydami, ukazały zupełnie nowe oblicze Izraela. Uduchowione falowanie roots reggae zastąpił miejski, nerwowy groove, w którym zacierały się granice między psychodelicznym rockiem, reggae, soulem i funkiem. W piosence o wymownym tytule Progress Brylewski śpiewa:
Reality is killing me,
But I want to live.
Dzika muzyka na dzikie czasy.
1991 Izraela, zarejestrowany wiosną 1990 roku, powstały w latach 1989–1991 Tehno terror duetu Max i Kelner oraz Urojonecałemiasta zespołu Apteka, nagrywane w 1992 roku, to trzy przełomowe płyty, które otwierają nową epokę. Ich świeża energia jest energią transformacji. Ujeżdżaniem chaosu, w którym jedno ginie, a drugie powstaje. Dookoła wszystko chwieje się w posadach, a wynik tej przemiany nie jest przesądzony. Właśnie tak jak na obrazku z Pałacem-rakietą.
Epoka transformacji skonfrontowała z chaosem całe społeczeństwo. Wraz z wolnością nadeszły czasy, w których „jutro” było nieustalone. Na jednych działało to wyzwalająco, innych paraliżowało. Warto spojrzeć na te polskie przemiany z perspektywy muzyki. A dokładniej: undergroundu, który ze swej natury z chaosem był za pan brat i potrafił się cieszyć wolnością. W czasach przełomu polski underground z jednej strony z marszu realizował idee społeczeństwa obywatelskiego, z drugiej bez hamulców eksplorował możliwości, jakie się otworzyły wraz z nową epoką. Celebrował je ekscesem.
Każdy, kto przeżywał muzykę lat dziewięćdziesiątych – a trudno było wtedy uciec od jej wpływu – ma w pamięci własną jej historię. Moja historia skupia się na tym, co w polskiej muzyce lat 1989–1993 było nowością, i na tym, co było przekroczeniem. Nie roszczę sobie pretensji do stworzenia obiektywnego przekroju. Zależy mi na opowieści z punktu widzenia inicjatorów i uczestników, niekoniecznie gwiazd.
Historie z pierwszych lat wolności mogą być różne, ale wszystkie dotyczą formowania się nowego społeczeństwa i dziś prowokują te same pytania o Polskę i Polaków. Skąd się wzięliśmy? O czym zapomnieliśmy? Co zaprzepaściliśmy?
A gdy pytania zostały postawione, trzeba posłuchać tych historii jeszcze raz, by poszukać odpowiedzi.
Można śmiało powiedzieć, że to z polskiego undergroundu wyszła iskra, która wznieciła Jesień Ludów w Europie w 1989 roku, kiedy rozpadł się blok wschodni. Są dowody, że ta dzika energia wstrząsnęła stolicami bratnich państw socjalistycznych. Izrael pokazał w czeskiej Pradze, jak można wywrócić oficjalną imprezę. Praffdata w Berlinie Wschodnim – jak się burzy mur.
Nikt już nie pamięta, jak to się stało, że wiosną 1989 roku zespół Izrael został zaproszony do stolicy Czech na festiwal Rockfest. Koncert miał się odbyć 2 kwietnia w praskim Pałacu Kultury. Planowali też zagrać w Ostrawie. Zrobiła się z tego minitrasa po Czechosłowackiej Republice Socjalistycznej w ostatnim roku jej istnienia.
Wspomina Marcin Miller, przyjaciel zespołu: – Pod koniec marca siedzieliśmy w Stanclewie, Robert testował nowy sprzęt studia Złota Skała. Zaczął wtedy eksperymentować z muzyką acid. Przygotował specjalny miks, który chciał zabrać do Pragi, z wykorzystaniem nagrań z Radia Wolna Europa. Były to fragmenty wywiadu z Václavem Havlem, przeprowadzonego w jakimś hotelowym hallu. Podczas tej rozmowy Havel został zatrzymany, nagrały się odgłosy aresztowania i dziennikarze je upublicznili, między innymi za pośrednictwem Wolnej Europy. Robert doprawił te odgłosy acidowo-dubowym brzmieniem i postanowił przekazać czeskiej załodze do rozpowszechnienia. Na wszelki wypadek przed wyjazdem wgrał ten utwór w środek kasety magnetofonowej, która była oryginalnym wydawnictwem z muzyką klasyczną.
Do Czech wyruszyli ze Stanclewa dwoma minibusami. Volkswagenem „ogórkiem” należącym do Millera i mercedesem Tomasza „Tomasa” Jagodzińskiego, który w owym czasie często zapewniał koncertowy transport zespołu. Na czeskiej trasie Izrael występował w składzie: Robert Brylewski, Darek „Maleo” Malejonek, Vivian Quarcoo, Sławek „Dżu Dżu” Wróblewski, Piotr „Stopa” Żyżelewicz i Wojciech Konikiewicz, znakomity jazzman, który na koncertach i w studiu wspierał nie tylko Izrael, ale też Armię. Pojechał również sam Marcin Miller i menedżer Krzysztof Koziński.
O nastrojach,