Diabeł, laleczka, szpieg. Matt Killeen
przykrywały nierówno położone gnijące deski, brudne od naniesionego pod butami błota, a na nagich betonowych ścianach brakowało jakichkolwiek ozdób. W narożniku stało pordzewiałe radio i emitowało cichy, metaliczny szum.
– Zehn – zatrzeszczał głośnik.
Mężczyźni w bunkrze wyprostowali się gwałtownie i przysunęli w stronę wąskiego paska światła. Mieli na sobie mundury w różnych barwach i o różnych krojach, lecz łączyła je duża liczba złotych i srebrnych zdobień, odznaczeń i epoletów oraz emanująca z nich powaga stanowiska.
– Neun… acht… sieben…
Nawet najmniej ostentacyjnie udekorowana marynarka mieniła się sporą liczbą naszywek, baretek i złoceń. Tylko jeden mężczyzna nie pasował do reszty towarzystwa; miał na sobie ciemny garnitur, drogi płaszcz i kapelusz.
– Sechs… fünf…
Mężczyzna wyglądał znad czyjegoś ociekającego połyskującymi odznaczeniami ramienia. Jego jasnoniebieskie oczy były uważne, a spojrzenie niezgłębione.
–… vier… drei… zwei…
Pełne niecierpliwego oczekiwania poruszenie.
–… eins… null!
Błyskawicznie przybierające na sile wycie przeszło w kilka równoległych syczących grzmotów, niemal jednocześnie z zakończenia rur sterczących z metalowego korpusu sypnęło iskrami. Ogłuszająco zgodny chór pojedynczych ryków rozdarł powietrze. Z wyższego końca wystrzelił płomień jednocześnie z głuchym odgłosem przypominającym wyjmowanie korka z butelki, a zaraz potem rura beknęła chmurą gęstego czarnego dymu.
Nagłą ciszę wypełniło pokrzykiwanie uciekających mew. W bunkrze, wśród zebranych oficerów, rozległy się pełne rozczarowania prychnięcia i westchnienia. Wydarzenie najwyraźniej nie sprostało ich oczekiwaniom.
– Czy to w ogóle zadziałało? – zapytał niechętnym głosem korpulentny oficer Luftwaffe.
– Oczywiście, że tak, Oberst – prychnął generał i spojrzał w bok. – Odległość? – warknął.
Spięty żołnierz obsługujący radio odkaszlnął.
– Już melduję. – Coraz bardziej podekscytowany rozmawiał z kimś przez mikrofon. Po chwili poprawił słuchawki. – Około siedemdziesięciu – siedem zero – kilometrów, Herr Generalmajor.
Generał odwrócił się, unosząc ramiona, i z tryumfalnym uśmiechem popatrzył na czekających oficerów.
– Siedemdziesiąt kilometrów, panowie. Siedemdziesiąt… a to przecież tylko prototyp, cztery razy mniejszy niż docelowy obiekt. Jak łatwo można się domyślić, gotowy egzemplarz planowanej wielkości będzie dysponował zasięgiem rzędu dwustu czterdziestu kilometrów… transportując pocisk o masie… pewnie pół tony… trzy wystrzały na minutę…
– Przy założeniu, że cały system okaże się niezawodny – wtrącił oficer Luftwaffe.
– Gotowe działo będzie mogło oddawać strzały trzy razy na minutę i, w przeciwieństwie do armaty paryskiej, K5 czy jakiegokolwiek działa artyleryjskiego, tutaj przewód lufy nie będzie ulegał degradacji czy uszkodzeniom w trakcie prowadzenia ostrzału.
– …o ile prowadzenie ostrzału będzie w ogóle możliwe…
– …Onkel…!
Do bunkra dotarł odległy krzyk i w jednej chwili uciął wszystkie kłótnie.
Oficer SS wyjrzał przez szczelinę obserwacyjną i zamarł.
– Co, do cholery…
Drobna postać w czerwonym płaszczyku biegła w ich kierunku błotnistym zagłębieniem od wzgórza z działem. Ślizgała się i potykała, raz niewiele brakowało, a wylądowałaby w jakiejś kałuży, lecz udało jej się zachować równowagę i rozpoczęła wspinaczkę w górę zbocza.
– On-kel!
Dwóch goniących ją żołnierzy nie było w stanie utrzymać się na nogach i szybko wylądowali w błocie. W czasie podbiegu dziecku spadł beret, uwalniając długie złote warkocze, które podskakiwały przy każdym kroku.
– Gottverdammte… – zaklął głośno mężczyzna w ciemnym garniturze. – Herr Generalmajor… to jest… ona… wypuśćcie mnie stąd! Natychmiast!
Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi, nerwowo przeganiając stojących mu na drodze oficerów. Spieszył się, lecz pogrążone w półmroku pomieszczenie było tak zatłoczone, że wojskowi wpadali jedni na drugich, potęgując chaos. Stojący daleko nie wiedzieli, co się dzieje, a ich głośne pytania potęgowały harmider. Drzwi zostały otwarte i mężczyzna w garniturze dopadł do schodów prowadzących na powierzchnię, przecierając drogę dla generała. W tym samym czasie dziewczynka znalazła się u celu.
Szczupła i drobna, mogła mieć około dwunastu lat. Błoto oklejało nogawki jej spodni, a poły czerwonego płaszczyka ociekały brudną wodą z kałuż. Miała zaczerwienione od płaczu oczy i buzię wykrzywioną grymasem panicznego strachu, a z nosa zwisał jej sopel błyszczącej wydzieliny.
– Onkel… – zapłakała głośno, widząc mężczyznę w garniturze i rzuciła się biegiem. Skoczyła na niego z impetem, aż musiał się cofnąć o kilka kroków, nieomal wpadając na grupę wojskowych, którzy wyszli z bunkra i zebrali się przy schodach. Udało mu się zachować równowagę i mocno przytulił płaczącą dziewczynkę.
– Ursulo! Przecież powiedziałem, że masz czekać w samochodzie!
– Ale strasznie długo cię nie było i myślałam, że już nie wrócisz – zawyła, siąknęła nosem i dostała czkawki. Nawet to nie powstrzymało jej słowotoku. – Chciałam cię poszukać i wtedy rozległ się straszny huk, a ci żołnierze zaczęli na mnie okropnie krzyczeć i ja…
– Przeproś pana generała! I to natychmiast!
– Herr Haller… – odkaszlnął generał.
– Ursulo, no już!
– Co pana córka sobie… – Generał podjął kolejną próbę.
– Moja siostrzenica, Herr Generalmajor… – poprawił go mężczyzna w garniturze, po czym spojrzał groźnie na dziewczynkę. – Ursulo!
– Bardzo przepraszam, Herr Generalmajor – zakwiliła mała i znów zaniosła się szlochem.
– Chyba powinniśmy już wracać… panowie… – Mężczyzna w garniturze skinął na pożegnanie głową w stronę umundurowanych oficerów za plecami generała i ruszył w dół zbocza.
– Herr Haller…
– Bardzo obiecująca i fascynująca próba, Herr Generalmajor. Z niecierpliwością oczekuję zlecenia! – odkrzyknął mężczyzna w garniturze, starając się zagłuszyć płacz dziewczynki.
Osłupiały generał, podobnie jak strażnicy i pozostali oficerowie, odprowadzał wzrokiem dwie oddalające się postaci. Po chwili czar prysł i wszyscy wrócili do ciasnego bunkra, rozmawiając, jakby nic się nie wydarzyło.
Mężczyzna wsiadł do samochodu, zamknął drzwi i uruchomił silnik. Mercedes zachłysnął się chłodnym powietrzem i ożył. Dziewczynka na siedzeniu pasażera przestała płakać i odgarnęła z twarzy kosmyki złotych włosów. Siąknęła nosem głośno i przeciągle, jednocześnie podniosła rękę i strzeliła palcami, na co kierowca podał jej chusteczkę do nosa. Pasażerka rozłożyła ją mocnym strzepnięciem i głośno wydmuchała nos.
– Chyba jestem już za stara na ten Quatsch! – prychnęła.
Mężczyzna się uśmiechnął.
– Dałaś radę?
– A