Diabeł, laleczka, szpieg. Matt Killeen
z pistoletu maszynowego odbijały się po całej kabinie. Jedna trafiła Sarę w ramię. Była gorąca.
Bf 108 zatrząsł się i chyba coś z niego pociekło. Jakiś czarny kształt oderwał się od samolotu, który wyjąc silnikami, usiłował gwałtownie zmienić kurs.
Trrt. Trrttrrttrrttrrttrrt.
– Na dół! Giù! – ryknął kapitan, złapał Sarę za ramię i chciał ją zmusić, by wróciła na fotel. Dziewczyna strząsnęła jego rękę i odepchnęła, parząc się przy tym o jego broń.
– Nie! – krzyknęła. Zacisnęła obie dłonie na metalowym szkielecie samolotu nad głową i patrzyła, jak gwałtownie nurkują. Czuła dziwną lekkość stóp i coraz większy ucisk w twarzy. Nie chciała zamykać oczu; wolała patrzeć, uczestniczyć, być częścią zdarzenia niż jego przedmiotem. Sylwetka drugiej maszyny odcinała się wyraźnie na tle nieba, ciągnąc za sobą ogon szczątków i dymu. Wojownik był ranny, ale nie zamierzał się poddać.
Kapitan przeładował broń i krzyknął coś do pilotów po arabsku. Piloci nie wyglądali na zachwyconych, lecz jego rozkazujący ton nie dopuszczał sprzeciwu. Mężczyźni za sterami wzruszyli ramionami, zmienili kurs i ruszyli za wrogiem.
Bf 108 wykonał ciasny zwrot i ustawił się do nich frontem. Storch wyrównał. Obie maszyny leciały nisko nad piaskiem, wprost na siebie.
Sara spojrzała na mężczyznę za sterami. Siedział wyprostowany i skupiony. Bf 108 robił się coraz większy i pędził w ich stronę z przerażającą prędkością.
Drugi pilot nucił coś cicho.
ليس بعد
Brzmiało to trochę jak lay-sabad-o.
ليس بعد
Bf 108 był ogromny i wyglądał demonicznie z potężnym czarnym ogonem dymu, który za sobą ciągnął. Ktoś w końcu ustąpi. Ktoś musi…
ليس بعد
Przez chwilę udało jej się dojrzeć postać w kokpicie drugiej maszyny i jej pilota. Był zaskoczony.
Storch wzniósł się delikatnie, dając sygnał, że się wycofuje. Sara odetchnęła.
الآن!
El-an-a.
Wyrównali tuż przed nosem drugiej maszyny.
Trrrt. Trrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrt.
Zaraz potem pilot zadarł nos samolotu i zaczął niemal pionowe wznoszenie.
Ledwie bf 108 przemknął poniżej, storch znieruchomiał i runął płasko w dół. Dopiero po chwili skrzydła wytworzyły wystarczającą siłę nośną, a samolot, nabierając prędkości, dwukrotnie jakby odbił się od piasku, ciskając Sarą po całej kabinie. W końcu, przy akompaniamencie ryku i gwizdu wzbili się powietrze, chybotliwie jak pijany w drodze do domu.
Sara leżała na podłodze między siedzeniami, wśród rozrzuconych bagaży. Wpatrywała się w konstrukcję żebrowania kabiny i gorączkowo myślała, czy jeszcze kiedykolwiek będzie w stanie się poruszyć. Nagle zobaczyła nad sobą twarz Clementine.
– Zapnij ten gottverdammt pas, Ewa! – Uśmiechnęła się z ironią. – No dalej, wstawaj, bo nie zobaczysz najlepszego. – Złapała ją za ramię i pomogła usiąść.
– Gdzie jest ten drugi samolot?
Clementine wskazała na okno. Storch przechylił się na skrzydło, dzięki czemu Sara zobaczyła, że bf 108 znieruchomiał z nosem wbitym w wydmę na końcu długiego śladu przeoranego piasku zmieszanego z fragmentami maszyny. Nikt nie opuszczał wraku.
– Maleńka zabawka, a tyle potrafi, co? – Clementine znów się uśmiechnęła. – Jesteś tu bezpieczna jak w domu. Nie bój się.
Sara mimo to bała się dalej. Przerażenie mroziło jej krew w żyłach. Tyle że teraz już potrafiła nad nim panować.
Drugi pilot odwrócił się i przytknął brodę do oparcia fotela. Wskazał palcem na kapitana, który rozkładał pistolet maszynowy na części, i łamanym włoskim zwrócił się do Sary.
– Mówi, że niesamowity był ten manewr, który wymyśliłeś – przetłumaczyła. – Przerażasz ich.
– I dobrze.
– Mówi też, że niedługo musimy lądować. Zużyliśmy za dużo paliwa… przy tej zabawie… tak powiedział. Nie damy rady dolecieć do Al-Wigh.
– Też dobrze.
Sara popatrzyła na kapitana. Dostrzegła krople potu zbierające się nad jego górną wargą i delikatne drżenie prawej ręki.
– Wszystko w porządku? – zapytała.
– Nic mi nie jest – prychnął. – Daj mi spokój – dodał ciszej i odwrócił wzrok.
Sara oparła się i zamknęła oczy. Zaczęła pisać.
.
Droga Myszo!
Pamiętasz, jak próbowałaś mnie ostrzec przed ojcem Elsy, ale coś sprawiało, że nie byłaś w stanie wypowiedzieć tych słów?
Moje próby rozmowy z mamą o rzeczach, które robiła, kończyły się podobnie. Nie, to nie były żadne tajemnice. Obie o nich wiedziałyśmy. Tylko o nich nie mówiłyśmy. O tym, co nam robili. Co się ze mną działo.
Przysięgałam, że nigdy więcej się to nie powtórzy. Przysięgałam, że nigdy więcej nie zaprzeczę czemuś, co było prawdą. Nigdy już nie będę udawała, że nie stało się coś, co się stało.
I proszę bardzo. Tyle to było warte.
Może to dlatego, że obie byłyśmy właściwie dziećmi? A może po prostu tak wygląda prawdziwe życie? Może świat tak działa? Czy coś z nami jest nie tak?
GDYBYŚMY MÓWIŁY, GDYBYŚMY NIE DAWAŁY SIĘ UCISZYĆ, LUDZIE TACY JAK OJCIEC ELSY NIE MOGLIBY DALEJ ROBIĆ TEGO, CO ROBILI! ROTHENSTADT BY NIE ISTNIAŁ. NAZIŚCI ZŁO BY NIE ISTNIAŁO, BO WSZYSTKIE BYŚMY O NIM MÓWIŁY, OSTRZEGAŁY I WYTYKAŁY JE PALCEM!
Każda dziewczynka, każda kobieta nazywałaby zło złem i odnosiłaby nad nim zwycięstwo.
Ale nasze życie składa się z samych tajemnic, prawda?
Ja też noszę w sobie tajemnicę, której nie mogę wyjawić.
I tak to się właśnie zaczyna, prawda?
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.