Diabeł, laleczka, szpieg. Matt Killeen
z których część jest finansowana niezależnymi kanałami – ciągnął admirał delikatniej. – Oczy wszystkich zwrócone są na Wunderwaffe – pociski rakietowe i gigantyczne działa, Superbombe… Tego oczekują nasi przywódcy, lecz w badaniach panuje chaos i brak organizacji. Wygląda na to, że niedawno jeden z naszych chemików wysadził w powietrze swój dom. – Admirał zachichotał i potrząsnął głową jak dobrotliwy wujek.
Sara zadrżała mimowolnie, bo w jej głowie momentalnie zapłonęły wspomnienia. Eksplozja w jednej chwili pochłonęła rezydencję, ciało Schäfera i całą jego pracę.
Zmieniła pozycję i usiadła wygodniej. Admirał mówił dalej.
– Jeden z moich hm… znajomych z SS, niejaki Kurt Hasse, dyskretnie zajął się tym zaniedbanym obszarem i zbudował na nim podwaliny pod imperium. On i Ishii spotykali się już w tysiąc dziewięćset dwudziestym dziewiątym. Z pewnym… zainteresowaniem przyjąłem wiadomość, że do Berlina zawitał właśnie generał Ishii. W tym samym czasie pojawiają się fragmenty jego bomb. Wiem również, że jutro wieczorem mają się spotkać w ambasadzie Japonii. Z wielką chęcią dowiedziałbym się, o czym będą rozmawiać, jednak wszyscy, którzy zwykle wspierali mnie w takich sytuacjach, zostali grzecznie poproszeni, by po dziesiątej wieczorem nie pojawiać się na ulicach. Haller, pan chyba zna ludzi, którzy nie brzydzą się zbrukać sobie rąk drobnym włamaniem, prawda? Może przy okazji obiłoby im się o uszy, jakie tematy poruszano w gabinecie ambasadora?
– Jestem nieco zaskoczony, że pan, admirale, nie zna nikogo osobiście…
– To nie jest sprawa, w którą chciałbym się oficjalnie angażować… siły zbrojne podsłuchujące SS? To raczej nie byłoby mile widziane. Dlatego zwracam się do osoby, którą znam przecież osobiście. Do pana, Haller.
– A czegóż interesującego mogłaby dotyczyć rozmowa, na której treści tak panu zależy, admirale? – zapytał grzecznie kapitan.
– Hasse utrzymuje kontakt z grupą niemieckich lekarzy w Afryce, którzy od lat prowadzą badania nad chorobami tropikalnymi…
Skupienie się na słowach Canarisa kosztowało Sarę wiele wysiłku. Jakby to, co słyszała, było nudne, pozbawione znaczenia albo zbyt wydumane, by mogło ją zainteresować. Bała się, że to czyni z niej złego szpiega.
– Jeśli natrafili w dżungli na coś naprawdę paskudnego – ciągnął admirał – to wiemy już, kto chciałby to wykorzystać. Ich działalność prowadzona poza Rzeszą bardzo mnie interesuje. Uważam, że to moja odpowiedzialność, a jednak nie chcę ściągać na siebie ciekawskich spojrzeń, bo, co jasne, nasz przenikliwy Führer nie jest przekonany do korzystania z gazów czy zarazków jako środków bojowych…
– Właściwie to dlaczego nie? – pisnęła Sara, wiedziona impulsem ciekawości. Na chwilę przestała być ostrożna.
Canaris przerwał i popatrzył na nią. Jego spojrzenie zdradzało wahanie między chęcią zignorowania nieproszonego pytania a pobłażliwością dla pytającej.
– Nasz bohater przeżył użycie gazów bojowych przez Brytyjczyków w tysiąc dziewięćset osiemnastym roku. Myślę, że to doświadczenie musiało należeć do niezbyt przyjemnych.
– Przecież wojna nie może być przyjemna, prawda?
Canaris się roześmiał i rozbawiony uderzył dłońmi w uda.
– Myślę, że w rzadkim przypływie pragmatyzmu nasz Führer pojął, że Brytyjczycy dysponują ogromnymi zasobami gazów bojowych i gdybyśmy użyli czegoś podobnego, rozpętałoby się piekło. W celu zaopatrzenia naszych armii korzystamy z koni, a one nie noszą masek gazowych. Jestem jednak zdania, że dałoby się go przekonać do użycia czegoś niewykrywalnego, albo przynajmniej naturalnego pochodzenia. Ba, całkiem możliwe, że już go do tego przekonano. To bardzo niepokojąca myśl… Jezusie… – Canaris dostrzegł nagle coś za ich plecami i wyprostował się zaskoczony. – Widzę, że poszerzasz grono bywalców, Haller.
Sara odwróciła się i zamarła. Poczuła się, jakby zobaczyła trzy kruki wpatrujące się w nią przez szybę czarnymi jak węgiel oczyma, bo w drzwiach pojawiło się niespodziewanie trzech oficerów SS w nienagannych mundurach. Przypomniała sobie, jak w ojczystym języku kapitana nazywa się stado kruków. A murder.
– Pozwólcie, że przedstawię, SS-Obersturmbannführer Kurt Hasse – mruknął admirał i westchnął.
– Przypadek? – zapytał kapitan.
– Nie ma przypadków – odparł mrukliwie Canaris.
– Potwory przybyły – szepnęła Sara.
ROZDZIAŁ
CZWARTY
STALI ZA SZKLANYMI DRZWIAMI PROWADZĄCYMI NA SCHODY i przyglądali się, jak kruki posuwają się naprzód. Żołnierze na ich widok rozsuwali się na boki i wracali na swoje miejsca, kiedy ich minęli. Sara obserwowała kiedyś kota, który spacerował po płycie rynku pełnej gołębi, które zachowywały się dokładnie tak samo.
– Odwiedziło nas SS. Jak miło – zauważyła Sara radośnie.
– Niekoniecznie. Tam, obok naszego nowego znajomego – powiedział kapitan i wskazał starszego, najlepiej odżywionego kruka z całej trójki. – Sicherheitsdienst, SD, wywiad SS. Jesteśmy obserwowani.
Przez chwilę, dosłownie przez ułamek sekundy, i po raz pierwszy od wielu miesięcy Sara poczuła strach. Zadrżała, jakby ktoś w zimowy wieczór przytrzymał za długo otwarte drzwi, a potem je gwałtownie zamknął. Otrząsnęła się ze stuporu, w jakim się znalazła. Czuła, że życie wraca do jej głowy jak rozgrzewające się lampy zestawu radiowego.
– Kto powiedział, że tylko jedna sytuacja jest gorsza, niż kiedy o tobie mówią, czyli ta, kiedy o tobie nie mówią? – zapytała rozbawiona.
– Zobaczysz, Saro z Elsengrundu, że pewnego dnia zacytujesz słynnego brytyjskiego homoseksualistę w niewłaściwym towarzystwie.
– Do tego czasu życie będzie dostarczać mi wiele ekscytacji… Przy okazji, dla kogo pracuje admirał Canaris?
– Jest szefem Abwehry. Wywiadu wojskowego.
Sara otworzyła z wrażenia usta.
– Wywiad wojskowy? – jęknęła. – Chcesz powiedzieć, że teraz pracujemy dla wywiadu wojskowego?
– Nie, my współpracujemy z wywiadem wojskowym.
– To po czyjej jesteśmy stronie? – wychrypiała. – Po czyjej stronie ty jesteś?
– Pamiętasz, jaki fragment zacytowałaś mi z Arthaśastry? O tym, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem? Cóż, admirał Canaris jest przeciwnikiem Hitlera.
Sara wskazała głową na salon, który dudnił pijacko fałszywą pieśnią marszową. Przyglądała się przez chwilę, jak dobrze odżywieni żołnierze chłepczą szampana.
– O tak, niemiecka machina wojenna wygląda na przerażoną tym, co się dzieje.
Kapitan przyłożył palec do ust i zbliżył się do niej. W ciągu ostatnich miesięcy Sara stała się nieostrożna przez złudne wrażenie bezpieczeństwa.
– Nie każdemu odpowiada to, co się dzieje, ale też mało kto chce o tym mówić głośno… wielu po prostu nie zamierza się angażować w politykę…
– Nie zamierza się angażować… – prychnęła Sara kpiąco. – Wszystko stało się polityką. – Przerwała, żeby podkreślić to, co zamierzała powiedzieć. – Słyszałam, jak niektórzy z żołnierzy rozmawiali o Polsce. Wiesz o Einsatzgruppen? Zbierają w jednym miejscu nauczycieli, księży, Cyganów i Żydów… żeby ich rozstrzelać. Dziesiątki tysięcy trupów. A armia pomaga.
– Canaris