Weteran. Andrews William
łóżku.
Savannah przypomniała sobie jak Asher objął ją w swoim biurze i poczuła, że się czerwieni.
– Nie chciałam się naśmiewać z Ashera wtedy przy śniadaniu.
– Już dobrze, dobrze. Nic się nie stało. Po prostu nie rób tego więcej, Scarlet. On jest naprawdę niesamowitym facetem.
– Naprawdę? – spytała Scarlet. Savannah nie zauważyła poważnego tonu głosu siostry; wciąż myślała o Asherze i jego ramieniu wokół siebie.
– Tak – odpowiedziała, zamyślona. – Jest mądry i kulturalny i naprawdę nieźle oczytany. W dodatku jest prawdziwym bohaterem wojennym. Czuję się przy nim taka… taka…
– Jaka?
– Nie wiem. Inna. Lepsza. Wiesz, że jego imię oznacza „szczęście”?
– Vanna, on mieszka w tym starym domu odkąd pamiętam. Zawsze był sam. Nigdy nie przychodził do miasta i nigdy nikt go nie odwiedzał. Jesteś pierwszą osobą, którą tam wpuścił. Ludzie mówią o nim dziwne rzeczy.
Przerwała w pół słowa.
– Jego ręka… i jego twarz…
Savannah zmrużyła oczy. Jak Scarlet mogła być tak małostkowa?! Ledwo powstrzymała się od krzyku na siostrę.
– Spotkałam się z nim już trzy razy. Trzy razy, Scarlet. Możesz mi nie wierzyć, ale naprawdę nie przeszkadza mi jego wygląd. Czy podobają mi się jego rany? Oczywiście, że nie. Jednak pod nimi kryje się ktoś wspaniały. On… jest naprawdę niesamowity.
Ledwie skończyła mówić, a rozdzwonił się jej telefon; wyciągnęła po niego rękę.
– Pan McNabb?
– Carmichael! Doskonały pomysł.
– Naprawdę? – zauważyła, że Scarlet wychodzi z pokoju; jej twarz była zmartwiona.
– Jutro obiad i kino – wyszeptała, przykrywając słuchawkę dłonią. Scarlet skinęła głową i zniknęła jej z oczu.
– Naprawdę. Bardzo mi się podoba. Dodatkowo, dzięki tobie dziś wieczorem ogram paru kolegów w pokera – McNabb roześmiał się. – Kiedy możesz mi przysłać następną część?
– Spotykam się z nim w poniedziałki, środy i piątki.
– Przygotuj więcej materiału i przyślij mi go w następny piątek. Muszę się zastanowić czy puścimy go w odcinkach, czy od razu jako jeden wielki artykuł. Masz styl, Carmichael. Jones miała co do ciebie rację.
– Dziękuję, panie McNabb! Napiszę artykuł, który wyrwie wszystkich z butów.
– Zrób to. Cześć.
– Do usłyszenia, proszę pana!
Savannah zakończyła rozmowę i rzuciła się na łóżko.
– Tak, tak, tak! Savannah Carmichael wraca do gry! – krzyczała głośno, kopiąc nogami w powietrzu.
W końcu ucichła i spojrzała w sufit. Od dawna nie czuła się lepiej. Pragnęła tylko jednej rzeczy: opowiedzieć o wszystkim Asherowi. Chciała podzielić się z nim swoją radością i zobaczyć jak jego twarz rozjaśnia się w uśmiechu.
Dopiero wtedy dotarło do niej, że wciąż był piątek. Nie mogła teraz się z nim spotkać. Musiała czekać przez prawie trzy dni, by znów go zobaczyć.
Asher od dawna nie czuł się tak źle. Perspektywa całego weekendu bez Savannah była nie do zniesienia; był zdenerwowany i rozdrażniony. Po raz pierwszy od wielu lat poważnie zastanawiał się nad upiciem się do nieprzytomności. Nie mógł sobie jednak na to pozwolić; nie po to tyle czasu intensywnie ćwiczył by przez tęsknotę za dziewczyną zaprzepaścić efekty wszystkich treningów. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, związał włosy w kucyk i przebrał się w rzeczy do ćwiczeń. Następnie udał się do swojej domowej siłowni i przez dwie godziny podnosił ciężary. Ćwiczył mięśnie klatki piersiowej i zdrowej części swojego ciała, a następnie wykonał cykl ćwiczeń rehabilitacyjnych chorej nogi – dwa razy. Nic nie pomagało. Wyszedł z siłowni spocony i zmęczony i wciąż za nią tęsknił.
– Obiad gotowy! – zawołała panna Potts, widząc go na szczycie schodów.
– Już idę. Wezmę tylko szybki prysznic.
– Pośpiesz się, bo wystygnie. Swoją drogą, kiedy zacząłeś brać prysznic przed obiadem?
Chociaż spotykał się z Savannah zaledwie od tygodnia, ten krótki okres dobrze wpłynął na jego maniery i dbałość o wygląd. Jednak panna Potts miała rację – mógł wziąć prysznic po obiedzie. Tylko długi, zimny prysznic mógł uspokoić jego myśli i złagodzić pożądanie, które odczuwał.
Usiadł przy stole i uśmiechnął się do panny Potts znad dymiącego talerza z pieczenią i tłuczonymi ziemniakami polanymi brązowym sosem. Całość posiłku była udekorowana zielonym groszkiem.
– Moje ulubione danie – powiedział – dziękuję.
– Cieszę się, że jesteś szczęśliwy, Asher – odpowiedziała panna Potts, uśmiechając się. Jego babcia często zwracała się do niego w ten sposób, nawiązując do znaczenia jego imienia. – Muszę ci coś wyznać.
Siedziała naprzeciw niego, nerwowo bawiąc się palcami dłoni. Dobrze znał ton jej głosu; z jego twarzy zniknął uśmiech, a on sam zastygł w bezruchu z widelcem w powietrzu.
– Zapisałam cię na wizytę w szpitalu. Jeśli chcesz, możesz ją odwołać.
– Co? W jakim szpitalu?
– W szpitalu wojskowym Walter Reed.
Z wrażenia upuścił widelec na talerz.
– Nie ma mowy. Nie idę.
– Dobrze. Zrobisz, jak będziesz uważał.
– Panno Potts, przysięgam…
– Nie przysięgaj. Zapisałam cię na jutro – wzruszyła ramionami. – Pomyślałam, że może będziesz chciał gdzieś się wybrać. Tak po prostu, żeby zabić czas.
Sprytnie, pomyślał. Wiedziała, jak bardzo będą mu się dłużyć dni bez Savannah. A niech to – znała wszystkie jego słabości i potrafiła wykorzystać każdą z nich.
– Pamiętaj, że zawsze możesz do niej zadzwonić i poprosić o spotkanie. Nie musisz czekać aż do poniedziałku.
– Nie mogę. Ona zgodziła się ze mną spotykać w poniedziałki, środy i piątki. Nie mam prawa prosić o więcej. Jeszcze nie.
– Więc masz mnóstwo wolnego czasu, który możesz wykorzystać na wycieczkę do Maryland. Zarezerwowałam dla ciebie pokój w Naval Bridge Inn na cały weekend.
Panna Potts doskonale wiedziała, że nigdy nie zgodziłby się zatrzymać w zwykłym hotelu. Takie miejsca były pełne ludzi, którzy zawsze gapili się na jego rany. Naval Bridge był hotelem wojskowym, w którym mógł spokojnie spędzić czas i zjeść posiłek w restauracji bez uporczywych gapiów. W Naval Bridge nikogo nie obchodziło to, jak wyglądał – w takich hotelach mógł spotkać innych rannych weteranów, a nowi rekruci salutowali mu z szacunkiem.
– Na niedzielę też? Dlaczego?
– W sobotę po południu masz