Weteran. Andrews William

Weteran - Andrews William


Скачать книгу
wiele koszmarów – powiedział – uwierz mi, naprawdę nie jesteś jednym z nich.

      Nie zamierzała tego zrobić; jej ciało samo zareagowało na jego słowa. Wyciągnęła do niego dłoń i patrząc mu w oczy położyła ją na gładkiej skórze jego policzka.

      Miałeś być tylko tematem mojego artykułu.

      – Dziękuję, Asher – powiedziała.

      Poczuł, że robi mu się słabo; musiał zamknąć oczy, by utrzymać równowagę. Minęło tak wiele czasu odkąd ostatni raz ktoś dotykał go w ten sposób. Prawie zapomniał, jakie to uczucie być dotykanym przez drugą osobę. Oprócz lekarza, którego odwiedzał coraz rzadziej i panny Potts, która czasami kładła rękę na jego ramieniu, nikt inny go nie dotykał. Nie spodziewał się tego i nie wiedział, jak powinien zareagować; ciepło delikatnej dłoni Savannah i sposób w jaki dotykała jego skóry były dla niego czymś niesamowitym.

      Otworzył oczy, gdy poczuł, że zabrała rękę.

      – Przepraszam – zaczęła. – Nie powinnam…

      – Nie zrobiłaś nic złego, Savannah.

      – Zachowałam się nieprofesjonalnie – powiedziała, marszcząc brwi. Widział, że nie wie, co powinna myśleć.

      – Oboje ustaliliśmy, że stajemy się przyjaciółmi. Może to odrobinę staromodne, ale przyjaciele od czasu do czasu nawzajem się dotykają.

      Odprężyła się; jej ramiona opadły w dół.

      – Jestem dziś chodzącą katastrofą.

      – Chcesz o tym porozmawiać?

      – To ja mam rozmawiać z tobą.

      – Przyjaciele są dla mnie ważniejsi od obowiązków.

      Wyciągnął ku niej dłoń i gdy wzięła go za rękę zaczęli iść po schodach do jego biura. Czy zrobiła to przez roztargnienie? Zastanawiał się, czy zauważyła, że splótł swoje palce z jej palcami. Czy to sprawiało, że jej serce również biło tak szybko?

      – Nie spodobał im się sposób, w jaki opisałam twoją historię – powiedziała.

      – Komu się nie spodobał?

      – Maddoxowi McNabbowi, redaktorowi naczelnemu Phoenix Times. Chciałam skupić się na stworzeniu portretu żołnierza wracającego z wojny do rodzinnego miasta, w którym nikt na niego nie czeka i opisać, jak to wpływa na jego psychikę.

      – Brzmi fascynująco – powiedział, w głębi duszy ciesząc się jednak, że gazeta odrzuciła tę historię. Brzmiała żałośnie, chociaż była prawdziwa.

      – McNabb stwierdził, że mój artykuł jest za mało „seksowny”.

      Asher zatrzymał się na szczycie schodów i spojrzał na nią.

      – „Seksowny”? – spytał z niedowierzaniem – powiedziałaś mu, że piszesz o mnie?

      – Seksowność to nie tylko wygląd zewnętrzny – Savannah przewróciła oczami i wyszczerzyła do niego zęby – jesteś bardzo seksowny, Asher.

      Jej słowa ponownie wytrąciły go z równowagi; po raz drugi w ciągu dwóch minut nie wiedział jak powinien się zachować. Spojrzał jej w twarz, spodziewając się kpiącego uśmieszku, lecz go nie znalazł. Jesteś bardzo seksowny. Powiedziała to tak, jakby stwierdzała fakt. Jakby rzeczywiście tak uważała. Czuł jak przeszywają go dreszcze; jego serce biło coraz szybciej. Zaprowadził ją do biura i niechętnie puścił jej dłoń, by zamknąć drzwi.

      Seksowny.

      – Tak, na pewno – powiedział, usiłując nadać swoim słowom drwiący ton.

      – Masz bardzo długie nogi – powiedziała cicho i odwróciła się, by na niego spojrzeć.

      Patrzył na jej smukłe, opalone nogi i poszarpane dżinsowe szorty. Przypomniały mu się czasy liceum, kiedy zapraszał na randki piękne dziewczyny; wtedy wyglądał zupełnie inaczej. Żadna z nich nigdy nie odmówiła mu spotkania.

      – Twoje też są niczego sobie – powiedział.

      Pokręciła głową, ale zarumieniła się, co sprawiło mu ogromną radość.

      – Przeczytałeś te wszystkie książki?

      – Tak – odparł, zauważając, że zmieniła temat.

      – Wszystkie?

      – Tak, wszystkie. Jesteś moim pierwszym gościem od ośmiu lat, Savannah. Miałem dużo czasu na czytanie.

      Podeszła do półek, na których stały książki z kolorowymi grzbietami. Romanse. Mogłam się domyślić. Asher chciał pokazać jej swoją kolekcję literatury faktu i zachwycić wiedzą na różne tematy, lecz było już za późno; zauważyła jego ulubione powieści. Przygotował się na uszczypliwe pytania.

      – Przeczytałeś wszystkie książki, prawda? – spytała, rzucając mu zalotne spojrzenie.

      O matko. Ta kobieta nie odpuszcza.

      – Tak. Co mogę powiedzieć? Mam słabość do romansów.

      – To bardzo… seksowne – powiedziała, odwracając się z powrotem w stronę książek – może o tym powinnam napisać? To byłaby historia na pierwszą stronę: „Weteran wojenny wraca do domu i od tej pory czyta wyłącznie romanse”.

      Wzruszył ramionami. To wciąż brzmiało fatalnie, ale było lepsze niż jej poprzedni pomysł.

      Savannah zauważyła drabinę po której wchodził by zdjąć książki z wyższych półek. Wspięła się po kilku szczeblach i zdjęła jedną ze szczególnie kiczowatą okładką.

      – Dama z Wrzosowisk?

      Wyciągnął po nią rękę, lecz ona podniosła książkę do góry, trzymając ją poza jego zasięgiem i dramatycznym tonem zaczęła czytać opis fabuły z tylnej okładki.

      – Mroczny samotnik z dalekich stron… piękna kobieta z zielonych pól Anglii…

      – Oddaj mi to – powiedział, usiłując wyrwać jej powieść z ręki.

      – …ich płomienne uczucie… płomienne uczucie, Asher! – czytała, chichocząc – …i wtedy oboje…

      Ponownie wyciągnął rękę po książkę, a ona odchyliła się do tyłu i nagle straciła równowagę. Złapał ją w powietrzu, przyciskając do siebie. Postawił na ziemi, ale nie wypuścił jej z objęć.

      – Prze… przepraszam – wydobyła w końcu z siebie Savannah. Nie mogła złapać tchu, a jej piersi naciskały na jego klatkę. Patrzyła mu w oczy.

      – Nic się nie stało – powiedział, usiłując zignorować narastające podniecenie. Oddychał głęboko. Zaczęło mu się kręcić w głowie. Nie był zmęczony; to jej bliskość miała na niego taki wpływ. Trzymał ją w objęciach, ściskając mocno; gdyby miał w tej chwili umrzeć, opuściłby ten świat w pełni szczęścia.

      – Asher – oblizała usta i zacisnęła wargi – możesz mnie już puścić.

      Po chwili zrozumiał, co do niego mówi; rozluźnił ucisk i wypuścił ją z objęć. Cofnął się o krok i podał jej książkę. Wzięła ją do ręki i zaczęła przewracać strony, obracając głowę w bok.

      – Złapałeś mnie swoją dobrą ręką – powiedziała, a on skinął głową. – Zauważyłam, że w ogóle nie używasz prawej ręki.

      – Nie jest mi potrzebna.

      – Więc po co ci proteza?

      – Zakładam


Скачать книгу