Weteran. Andrews William
mu jak młot i nie był w stanie poskromić myśli. Miał jej pokazać ten kikut? Nikomu nie pokazywał tego gładkiego, owalnego końca łokcia, gdzie kiedyś była jego ręka. Ukrywał ten fragment swojego ciała nawet przed panną Potts.
– Nie bój się. To tylko ja – powiedziała, po czym powtórzyła jego własne słowa – a ty podobasz mi się właśnie taki, jaki jesteś.
Nie odwracając od niej wzroku, Asher zaczął rozpinać rękaw swojej niebieskiej koszuli; zdrową ręką rozpiął guzik i odsunął materiał, który odsłonił jego silikonową protezę.
– Co robisz? – nerwowo spytała Savannah, ale również nie odwróciła od niego wzroku.
Nie odpowiedział, tylko zaczął rozpinać koszulę. Robił to powoli, guzik po guziku, aż w końcu całkowicie odsłonił prężne muskuły klatki piersiowej skryte pod białym T-shirtem. Savannah wzięła głęboki oddech, zmuszając się do zachowania spokoju.
– Z tym musisz mi pomóc – powiedział, wyciągając ku niej swoje zdrowe ramię.
Zbliżyła się do niego i zaczęła rozpinać drugi rękaw jego koszuli. Przez materiał dotknęła jego nadgarstka i poczuła, jaki był ciepły; nagle zdała sobie sprawę z tego, jak męski był Asher. Nie był wyłącznie weteranem wojennym i okaleczonym żołnierzem, ani pustelnikiem, który wybrał życie z dala od całego świata. Był żywym i ciepłym człowiekiem, który coraz bardziej ją pociągał. Nie mogła przestać myśleć o tym, że był wolny. Czy naprawdę chciałabym być jego dziewczyną?
Gdy ponownie spojrzała mu w twarz, kąciki jego ust były uniesione w uśmiechu. Wyglądał na zaskoczonego, ale jego zdrowe oko zdawało się spoglądać na nią figlarnie. Zsunął z siebie koszulę; zobaczyła pasy utrzymujące protezę, które ciągnęły się od jej początku i krzyżowały na jego plecach.
– Nie musisz jej nosić – powiedziała – nie musisz tego dla mnie robić.
– Dobrze – odpowiedział delikatnie.
Zaczął rozpinać pasy i zdejmować protezę. Nie mogła przestać patrzeć na mięśnie jego ramion i klatki piersiowej. Hipnotyzował ją sposób, w jaki poruszały się pod jego skórą. Zdjął silikonową rękę, która odłączyła się od jego ciała z cichym trzaskiem. Następnie odłączył od łokcia ostatni zaczep, na który wcześniej nałożona była proteza i odłożył ją wraz z pasami na stół obok. Odwrócił się do niej i patrzył jak jej wzrok skupia się na gładkiej skórze w miejscu, gdzie kończyło się jego ramię; nigdy wcześniej nie czuł się tak nagi.
Wyciągnęła ku niemu rękę, lecz nagle ją zatrzymała i spojrzała mu prosto w oczy.
– Mogę? – spytała.
Skinął głową. Patrzył na nią z zafascynowaniem. Jej palce drżały, gdy dotykała końcówkę jego ramienia; delikatnie przesuwała opuszki tam, gdzie kiedyś była jego ręka.
– Twoja skóra jest taka delikatna – wyszeptała, a on odetchnął głęboko. – Czy to cię boli?
– Nie – odpowiedział – nie boli.
– Czujesz mój dotyk?
– Niewiele czuję w tym miejscu – odpowiedział szczerze – zwykle fantomowe bóle.
Dotykała jego okaleczony łokieć, oddychając głębiej; jej piersi wznosiły się i opadały coraz szybciej. Spojrzał w dół i przez chwilę wpatrywał się w nie wzrokiem pełnym pożądania; w końcu ponownie spojrzał jej w oczy. Uniosła brwi do góry. Czuła, jak jej brzuch wypełnia uczucie ciepła; była w pełni świadoma jego bliskości i tego w jaki sposób na nią patrzył.
Drzwi otworzyły się na oścież; zaskoczona zabrała rękę.
– Widzę, że dziś wszystkim dopisuje dobry nastrój! – powiedziała panna Potts, wchodząc do biura ze srebrną tacą, na której niosła kawę i babeczki. – Bardzo mnie to cieszy.
Savannah szybko odsunęła się od Ashera i poszła usiąść w lewym fotelu przy oknie. Nie mogła złapać tchu; przycisnęła dłonie do policzków, czując bijące z nich ciepło. Co się właśnie stało? Nieważne, myślała; to było bardzo, bardzo nieodpowiedzialne zachowanie. Asher usiadł na fotelu po prawej stronie. Chociaż był wyraźnie zirytowany nagłym wtargnięciem panny Potts, jej obecność pozwoliła Savannah odzyskać trzeźwość umysłu.
Asher był od niej o kilka lat starszy, co samo w sobie jej nie przeszkadzało, ale miał ogromny bagaż emocjonalny, był prawdziwym samotnikiem i – co najważniejsze – był osobą, o której pisała artykuł. Matko boska, Savannah. Postaraj się być chociaż odrobinę profesjonalna. Weź się w garść!
Wzięła filiżankę z kawą od panny Potts, zdeterminowana nie poddać się urokowi niesamowitej, szerokiej klatki Ashera, czarowi jego głosu, świetnego poczucia humoru, doskonałego… nie. Koniec z tym. Od tej pory będzie prawdziwą dziennikarką, skupioną tylko na swojej pracy.
Gdy wracała do domu o szóstej wieczorem, czuła się znacznie lepiej. Odbyła rozmowę z Asherem bez żadnych wypadków: zadawała mu pytania, a on na nie odpowiadał i nie próbował złapać ją za rękę lub dotknąć ją w jakikolwiek inny sposób. Ich palce styknęły się, gdy oboje odkładali filiżanki z kawą w tym samym momencie, lecz żadne z nich nie zareagowało. Sporo się dziś dowiedziała: rozmawiali o jego studiach i nauce w liceum, o tym co myślał o Danvers gdy był małym chłopcem, co znaczyła dla niego rodzina Lee, i jak przeżył utratę obojga rodziców w tak młodym wieku.
Bardzo chciała wziąć jego dłoń, gdy jej o tym opowiadał, jednak się powstrzymała. Nie mogła pozwolić, by ich osobiste uczucia przeszkadzały jej w pracy; musiała napisać ten artykuł.
A co jeśli – pomyślała, przekręcając kluczyk w stacyjce – ludzie będą chcieli czytać właśnie o uczuciach?
Miała opisać historię zwykłego człowieka, prawda? Taką, która zainteresuje każdego? Zrozumiała, że miała gotowy materiał: opowieść o niezwykłej przyjaźni pomiędzy reporterką po przejściach i osamotnionym weteranem wojennym. Napisaną w pierwszej osobie, z dwójką budzących sympatię bohaterów; z radości aż uderzyła dłonią w kierownicę. Opisze, jak straciła pracę przez fałszywe źródło informacji, jak eksplozja zabrała mu rękę i połowę twarzy; jak oboje wrócili do domu, poznali się i pokonali dzielące ich różnice, znajdując w sobie wzajemne pocieszenie, które przerodziło się w prawdziwą przyjaźń.
Wiedziała, że to będzie hit. Maddox McNabb będzie zachwycony. Napisała do niego e-mail od razu po powrocie do domu, załączając zarys nowego artykułu – w którym nie zapomniała wspomnieć o pokerowych sztuczkach – który zatytułowała: „Asher Lee: Amerykańska Historia”.
Przez następną godzinę chodziła tam i z powrotem po niewielkim pokoju, w którym mieszkała, gdy była małą dziewczynką. Nie mogła się doczekać odpowiedzi.
– Chodź dzisiaj z nami do klubu na tańce! – Scarlet wetknęła głowę przez drzwi.
– Czekam na bardzo ważny e-mail, Scarlet – Savannah pokręciła głową.
– Przełożę randkę z Trentem – namawiała ją siostra – pójdziemy do restauracji, a potem na film. Tylko my dwoje. Co ty na to?
– Jutro, dobrze? – spytała Savannah. Wiedziała, że nie będzie mogła skupić się na filmie dopóki McNabb nie zatwierdzi jej nowej koncepcji.
– Trzymam cię za słowo. Jesteś moją druhną, a w ogóle nie pomagasz mi w przygotowaniach do ślubu. Wiem, że tego nie lubisz, Vanna, ale możesz przynajmniej spędzić ze mną trochę czasu zanim zostanę panią Hamilton, prawda?
– Przepraszam, siostrzyczko – Savannah wyciągnęła