Weteran. Andrews William
była Pamelą z rodu Lee, a ja zwykłą Judy Calhoun Carmichael z Big Chimney, największego odludzia Wirginii Zachodniej.
Savannah uprzejmie nie wspomniała, że dla wielu osób Danvers także było odludziem.
– Jego mama była snobką?
– Wręcz przeciwnie. Była przesympatyczna. Po prostu nie obracałyśmy się w tych samych kręgach, kochanie.
– Jak ją poznałaś?
Judy wskazała na ścianę z ramkami, w które oprawiła niebieskie wstążki. Każda z ramek reprezentowała jeden rok; tylko w miejscu, gdzie powinien być 1996 wisiał zwykły, biały krzyż.
– Nie zastanawiałaś się nigdy co się stało w 1996 roku? – spytała.
– Zastanawiałam się, i to nie raz.
– Tak? To dlaczego mnie nie spytałaś?
– Pomyślałam, że możesz nie chcieć o tym rozmawiać.
– Pamela i ja rywalizowałyśmy o każdą z tych wstążek odkąd przeprowadziłam się tu z twoim tatą w 1987 roku. Plac targowy był tak blisko, a wszyscy zawsze bardzo chwalili moje ciasta… Gdy wzięłam udział w konkursie wypieków po raz pierwszy, inne zawodniczki powiedziały mi, że nikt nie może wygrać z Pamelą Lee. To Pamela Lee finansuje ten konkurs, ostrzegły mnie. Twoje pierniczki nie mogą być lepsze od jej pierniczków. Ale wiesz co? – Judy uśmiechnęła się do Savannah – i tak były. Nie mogłam się powstrzymać.
Wskazała palcem na pierwszą niebieską wstążkę wiszącą na ścianie.
– Po raz pierwszy w historii konkursu Pamela Lee zajęła drugie miejsce i dostała czerwoną wstążeczkę. Przyjęła to z prawdziwą klasą, Savannah. Następnego dnia dostałam od niej bukiet białych róż pofarbowanych na niebiesko, wraz z karteczką na której napisała tylko „Zwyciężyła najlepsza zawodniczka”. Nigdy się nie poddała. Chociaż każdego roku moje ciasteczka wygrywały z jej wypiekami, zawsze wysyłała mi bukiet tych niebieskich róż wraz z kartką z gratulacjami. Pozwalała mi cieszyć się zwycięstwem, Savannah. Pamela Lee była prawdziwą damą.
Judy uśmiechnęła się ciepło, delikatnie głaszcząc ramkę ze wstążką.
– 1996 – powiedziała cicho Savannah. W jej oczach zbierały się łzy. – To wtedy Pamela Lee zginęła w katastrofie lotniczej.
Judy odwróciła się by na nią spojrzeć i skinęła głową. Jej oczy również były pełne łez.
– W tamtym roku nie wzięłam udziału w konkursie. Po prostu nie mogłam. Nie mogłam piec ciast, gdy ten biedny chłopiec był sam w tym ogromnym domu, bez mamy i taty. Powiesiłam ten biały krzyżyk, aby uhonorować Pamelę Lee, najwspanialszą kobietę, jaką kiedykolwiek znałam. Była dla mnie zawsze dobra i życzliwa, nawet gdy z nią wygrywałam. Nigdy nie zapomnę jej dobroci, Savannah.
Judy przetarła oczy skrawkiem fartucha; Savannah nie była już w stanie powstrzymać łez.
– Mamusiu – powiedziała – od tylu lat oglądam ten krzyż i nigdy nie wiedziałam ile dla ciebie znaczy.
– Teraz już wiesz – Judy wzięła do ręki kawałek ciasta i starannie uformowała z niego trójkąt, który położyła na papierze do pieczenia. – Bądź dobra dla tego chłopca, skarbie. Słyszysz? Bądź dla niego dobra.
– Będę, mamo.
– I zabierz dziś ze sobą trochę tych babeczek.
– Tak jest.
Judy uśmiechnęła się do córki i odwróciła z powrotem do swoich wypieków.
– A gdy będziesz gotowa – powiedziała przez ramię – zaproś go do domu.
Kilka godzin później Savannah skończyła organizowanie swoich notatek i wysłała zarys artykułu do redakcji Phoenix Times. Ku jej zaskoczeniu, zaledwie po kilkunastu minutach po wysłaniu e-maila zadzwonił do niej Maddox McNabb.
– Halo? Tu Savann.
– Carmichael, tu Maddox McNabb. To nie przejdzie.
Savannah mrugnęła z niedowierzaniem. Wyszła na werandę i opadła na wiszącą huśtawkę.
– Jak to?
– Wiem, że pracowałaś jako dziennikarka śledcza, więc powiem krótko. To, co mi wysłałaś, nie jest historią zwykłego człowieka.
– To opowieść o tym, jak weteran wojenny został odrzucony przez własne miasto.
– Tak, strasznie dołująca. Przypomni wszystkim czytelnikom o tym, jak sami źle traktowali weteranów.
Savannah fuknęła cicho. Co właściwie było w tym złego?
– Nikt nie chce czytać takich rzeczy w Dzień Niepodległości. To czas, w którym wszyscy chcemy się czuć dobrze. Chcemy być dumni z naszego kraju, być dumni z siebie. Potrzebujemy czegoś seksownego, do głębi amerykańskiego, a nie litanii o tym, jak źle traktujemy powracających żołnierzy.
Savannah odepchnęła się lekko od ziemi i zaczęła delikatnie huśtać. Kołysała się i czuła jak powoli ogarnia ją smutek.
– Uważam – powiedziała – że to ważny i potrzebny materiał.
– Dla prasy? Tak. Dla działu lifestyle? Nie – westchnął McNabb. – Przykro mi, Carmichael. Nie wiem, czy…
– Rozumiem, panie McNabb – Savannah poderwała się do góry. Panika zmotywowała ją do działania. – Seksowne i do głębi amerykańskie. Przerobię ten artykuł. Proszę tylko o trochę czasu. Jutro wszystko panu wyślę – to wciąż będzie ten sam temat, ale zaprezentowany z zupełnie innej strony.
– Carmichael, myślę, że będzie lepiej, jeśli poszukasz innych zleceń. Naprawdę.
– Ale ja wiem, proszę pana. Wiem, co potrafię i chcę wykonać właśnie to zlecenie. Jutro dostarczę panu właśnie to, czego pan szukał. Nie będzie pan żałował.
Rozłączyła się, zanim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej.
Asher chodził po biurze tam i z powrotem, czując się jak dzikie zwierzę w klatce. Czas przed wizytą Savannah Carmichael strasznie mu się dłużył. Najgorsze było to, że nie potrafił już znaleźć ukojenia w swoich ukochanych książkach. Odkąd poznał Savannah, nawet powieści Jennifer Cruise mu nie pomagały: widział ją w każdej z bohaterek, ale w żadnym z mężczyzn, w których się zakochują, nie był w stanie zobaczyć siebie.
Gdy w środę poprosiła go, by na nią spojrzał, tym niskim, pewnym tonem, prawie jej uległ. Zdał sobie sprawę, że go oszukuje: założyła kolorową sukienkę i przybrała wesoły uśmiech, pozwalając mu uwierzyć, że znów jest mężczyzną rozmawiającym z kobietą. Od tak dawna nie czuł się mężczyzną.
Był mężczyzną, ale jednocześnie nim nie był. Posiadał wszystkie pragnienia dorosłego mężczyzny – jego ciało reagowało na jej widok, zachwycał go jej śmiech i sposób w jaki się uśmiechała. Pragnął poczuć jej miękką skórę pod sobą, dotykać ją i pieścić, zatracić się w niej tak głęboko, jak tylko możliwe, zapominając o Afganistanie i wybuchu, który go okaleczył, o śmierci rodziców i tych wszystkich samotnych latach.
Wiedział jednak, że nie był takim mężczyzną jak dawniej. Nie mógł opuścić swojego domu. Pomimo upływu lat wciąż czasami budził się z krzykiem na ustach, zlany zimnym potem, czując jak eksplozja urywa mu rękę, a ciało kaprala Lagerty’ego rozrywa się na kawałki tuż obok niego. Dwa fotele przy oknie, z którego sączyło się delikatne światło dnia, były jego