Republika Smoka. Rebecca Kuang
będzie mogła doprowadzić kraju do ruiny, jak uczyniła to Daji. Co powiesz na to?
Rin stwierdziła w duchu, że mowa zabrzmiała rzeczywiście uroczo i gdyby Vaisra skierował ją do kogoś bardziej naiwnego, mogłaby nawet okazać się skuteczna.
Być może Nikan rzeczywiście potrzebowało nowej formy rządów? Może demokracja doprowadziłaby do nastania epoki pokoju i stabilizacji? Vaisra jednak wciąż nie rozumiał, że Rin to po prostu nie obchodzi.
– Dopiero co skończyłam walczyć – powiedziała. – Nie jestem zachwycona myślą o nowej wojnie.
– Więc na czym polega twoja strategia? Zamierzasz dalej pętać się po wybrzeżu i mordować urzędników, którzy wykazują się odwagą i utrzymują opium z dala od swych granic? – Vaisra prychnął z wyraźną odrazą. – Jeśli taki masz cel, to jesteś równie zła jak Mugeńczycy.
– W końcu zabiję Daji – obruszyła się Rin.
– Ciekawe, w jaki sposób? Chętnie wysłucham.
– Nie muszę ci mówić…
– Wynajmując pirackie statki? – W głosie arystokraty pojawił się sarkazm. – Prowadząc nieudane negocjacje z pirackimi królowymi?
– Moag zapewniłaby nam sprzęt i środki. – W policzki dziewczyny uderzyła fala krwi. – Gdyby nie wy, dupki, dostalibyśmy pieniądze…
– Strasznie jesteś łatwowierna. Naprawdę nie rozumiesz? Moag od początku planowała was wydać. Poważnie myślałaś, że świadomie zrezygnowałaby z nagrody za wasze głowy? Wasze szczęście, że zaproponowaliśmy jej więcej.
– Moag by tego nie zrobiła – żachnęła się Rin. – Wie, ile jestem warta.
– Zakładasz, że Moag postępuje racjonalnie. Co jest prawdą, dopóki na stole nie pojawiają się naprawdę duże pieniądze. Za odpowiednią ilość srebra można ją kupić, a srebra mam aż nadto. – Vaisra pokręcił głową niczym rozczarowany uczennicą nauczyciel. – Wciąż nie pojmujesz? Moag może prosperować, tylko jeżeli na tronie będzie zasiadać Daji. To właśnie izolacjonistyczna polityka Daji zapewnia Ankhiluun przewagę nad konkurencją. Moag zarabia wyłącznie dlatego, że działa poza granicami prawa, podczas gdy reszta kraju tonie w tak głębokim łajnie, że jej proceder się opłaca. Ledwie handel zostanie zalegalizowany, Moag straci swoje miejsce w cesarstwie. A z tego wynika, że twój sukces jest ostatnim, do czego chciałaby dopuścić.
Dziewczyna otworzyła usta, uświadomiła sobie, że nie ma nic do powiedzenia, i zamknęła je jak niepyszna. Po raz pierwszy od początku rozmowy nie znalazła kontrargumentu.
– Rin, proszę cię – wtrącił Nezha. – Przynajmniej wobec siebie bądź uczciwa. Sami wojny nie wygracie. Jest was sześcioro. Pani Żmii strzeże cały korpus doborowych żołnierzy, przeciwko którym nigdy nie stawaliście. Pomijam już kwestię jej biegłości w sztukach walki, o których nie masz pojęcia.
– W dodatku straciliście element zaskoczenia – dopowiedział Vaisra. – Daji wie, że planujesz zamach, a to znaczy, że musisz ją podejść w inny sposób. Potrzebujesz mnie. – Wskazał otaczające ich ściany. – Przyjrzyj się temu okrętowi. To najwyższe osiągnięcie technologii morskiej Hesperian. Dwanaście dział na każdej burcie.
– Mam ci pogratulować? – Rin wzniosła oczy ku niebu.
– Dysponuję jeszcze dziesięcioma takimi jednostkami.
Zastygła.
Vaisra pochylił się nad stołem.
– Widzę, że zaczynasz rozumieć. Mądra z ciebie dziewczyna, więc szczegółowych obliczeń dokonasz już sama. Cesarstwo nie posiada sprawnej marynarki wojennej. Ja i owszem. Opanujemy szlaki wodne. Wojna dobiegnie końca w sześć miesięcy. W najgorszym wypadku.
Rin zabębniła palcami o blat. Zastanowiła się. Czy naprawdę mogli zwyciężyć? A jeżeli tak, co potem? Zaczęła rozważać wszystkie ewentualności – wiedziała, że nie może pominąć ani jednej, studia w Sinegardzie nie poszły w las.
Jeżeli Vaisra nie kłamał, to Rin musiała uczciwie przyznać, że pora na przeprowadzenie zamachu stanu jest wprost wymarzona. Podzielona i osłabiona milicja. Prowincje zdziesiątkowane przez siły Federacji. A gdyby cesarscy żołnierze dowiedzieli się o zdradzie Daji, mogli nawet przejść na ich stronę.
Równie oczywiste były korzyści z wstąpienia do armii Vaisry. Nie musiałaby się dłużej martwić o prowiant i sprzęt. Zyskałaby dostęp do informacji wywiadowczych, których sama nie mogła zdobyć. Miałaby także darmowy transport do dowolnego miejsca na kontynencie.
Niemniej…
– Co się stanie, jeśli odmówię? – zapytała. – Wcielisz mnie do służby przymusowo? Uczynisz ze mnie speerycką niewolnicę?
Vaisra nie dał się podejść.
– Fundamentem republiki będzie wolność wyboru. Jeżeli odmówisz, nie będziemy w stanie cię zmusić.
– Zatem może zniknę? – zasugerowała, przede wszystkim po to, by sprawdzić, jak możnowładca zareaguje. – Ukryję się gdzieś. Przeczekam. Urosnę w siłę.
– Możesz zrobić i tak. – W głosie Vaisry dało się słyszeć znużenie, jakby wyczuł, że Rin wysuwa kolejne wątpliwości wyłącznie dla zasady. – Ale możesz również stanąć do walki u mego boku i dopiąć swego, zemścić się. Nie stoisz przed trudnym wyborem, Runin. I tak naprawdę nie chcesz powiedzieć mi „nie”. Udajesz tylko, że się zastanawiasz, bo lubisz się droczyć jak rozwydrzona gówniara.
Zmierzyła go morderczym spojrzeniem.
Przedstawił jej bardzo racjonalną propozycję. Szlag ją trafiał z powodu tej całej racjonalności. A jeszcze bardziej irytujące było, że Vaisra doskonale wszystko przewidział i zdawał sobie sprawę, do jakiego wniosku dojdzie Rin. W tej chwili po prostu z nią igrał.
– Mam więcej pieniędzy i wszelakich zasobów niż ktokolwiek inny w cesarstwie – podjął Vaisra. – Dysponuję bronią, ludźmi, informacjami. Możesz ode mnie dostać wszystko, czego tylko zechcesz. Jeśli zechcesz dla mnie pracować, niczego ci nie zabraknie.
– Nie złożę swojego życia w twoje ręce – rzuciła. Kiedy ostatnim razem poprzysięgła lojalność innemu człowiekowi, została zdradzona. A Altan przypłacił to życiem.
– Nigdy cię nie okłamię – obiecał Vaisra.
– Wszyscy mnie okłamują.
Arystokrata wzruszył ramionami.
– Wcale nie musisz mi ufać. Zrób po prostu to, co leży w twoim interesie. Myślę jednak, że już niebawem zrozumiesz, że nie masz wielkiego wyboru.
Rin poczuła w skroniach pulsujący ból. Przetarła oczy, rozpaczliwie próbując przejrzeć w myślach wszystkie możliwości. Gdzieś musiał kryć się haczyk. Nie była aż tak głupia, by wziąć słowa możnowładcy za dobrą monetę. Wyciągnęła wnioski z lekcji udzielonej jej przez Moag – nie wolno ufać komuś, kto trzyma wszystkie karty.
Musiała zagrać na czas.
– Zanim podejmę decyzję, muszę porozmawiać ze swoimi ludźmi.
– Proszę bardzo – zgodził się Vaisra. – Ale poproszę, byś dostarczyła mi odpowiedź do świtu.
– A jak nie? – fuknęła.
– To będziecie musieli wracać na brzeg o własnych siłach – odparł. – A dla pływaka to spory kawałek.
– Zaraz, chcę mieć jasność, możnowładca Smoka nie chce nas pozabijać? – upewnił się Ramsa.
– Nie