Świąteczne tajemnice. Группа авторов
lalkę w ręku Bondlinga, ponieważ wszyscy myśleli, że to falsyfikat – Bondling z całym spokojem wsunął ją do jednej z kieszeni swojego płaszcza, a z innej wyjął bezwartościową kopię, którą tam od samego rana trzymał. Kiedy w końcu się do niego odwróciłem, wyrwałem mu z ręki kopię. Iluzja się dokonała. Zdaję sobie sprawę, że nie ma w tym ani śladu mistyki – kontynuował cierpko Ellery. – To dlatego iluzjoniści tak zazdrośnie strzegą swoich zawodowych tajemnic. W tym przypadku wiedza przynosi rozczarowanie. Nie ulega wątpliwości, że taki sam los spotkałby niedowierzające zdumienie wzbudzone w szacownej londyńskiej publiczności przez dematerializację żony francuskiego sztukmistrza Komusa z blatu stołu, gdyby ujawnił zapadnię, przez którą zleciała na dół. Dobra sztuczka, tak jak dobra kobieta, najlepiej prezentuje się w mroku. Niech pan weźmie jeszcze jedną kanapkę z pastrami, panie sierżancie.
– Dziwne żarełko jak na bożonarodzeniowy poranek – odparł sierżant i sięgnął po kanapkę. Potem zamyślił się i dodał, kręcąc głową: – Bondling.
– Skoro już wiemy, że to był Bondling – powiedział inspektor, który zdążył już trochę ochłonąć – odzyskanie brylantu to będzie bułka z masłem. Nie miał jeszcze czasu się go pozbyć. Zadzwonię do centrali
– Zaczekaj, tato – powiedział Ellery.
– Na co mam czekać?
– Na kogo chcesz spuścić psy?
– Że co?
– Zadzwonisz na komendę, załatwisz nakaz itd. Ale kogo mają ścigać?
Inspektor pomacał się w głowę.
– Przecież sam mówiłeś, że Bondlinga.
– Mądrze byłoby podać jego pseudonim – stwierdził Ellery, z zamyśloną miną szukając językiem pestki ogórka.
– Pseudonim? – Nikki zdziwiła się. – On ma pseudonim?
– Jaki pseudonim, synu?
– Komus.
– Komus!
– Komus?
– Komus.
– Niech się pan nie wygłupia – powiedziała Nikki, nalewając sobie lufkę kawy bez mleka, ponieważ rozpoczęła już bezpośrednie przygotowanie startowe do bożonarodzeniowego obiadu inspektora. – Jak Bondling może być Komusem, skoro przez cały dzień był z nami? A Komus ciągle pojawiał się wokół nas w przebraniu… Święty Mikołaj, który dał mi liścik przed bankiem – starszy pan, który porwał Lance’a Morgansterna – grubas z wąsem, który ukradł pani Rafferty portmonetkę.
– Iluzje mają długi żywot – odparł Ellery. – Czy to nie Komus zadzwonił kilka minut temu, aby się ze mnie ponaigrywać? Czy to nie Komus powiedział, że zostawił skradzionego delfina – minus brylant – na naszej wycieraczce? A zatem Komus to Bondling. Mówiłem wam, że Komus nigdy nie robi niczego bez przyczyny. Dlaczego „Komus” zapowiedział „Bondlingowi”, że zamierza ukraść lalkę delfina? Bondling nam to powiedział – wskazując palcem swoje alter ego – ponieważ chciał wzbudzić w nas przekonanie, że on i Komus to odrębne osoby. Chciał, żebyśmy rozglądali się za Komusem, a Bondlinga uznali za swojego. Realizując tę strategię, Bondling podsunął nam w ciągu całego dnia trzy manifestacje „Komusa” – niewątpliwie byli to jego wspólnicy. Tak, tato, sądzę, że to już nie ulega najmniejszej wątpliwości: wielkim złodziejem, którego od pięciu lat usiłujesz złapać, jest szanowany prawnik od nieruchomości z Park Row, który w nocy porzucał nobliwy sztafaż swojego zawodu na rzecz ekwipunku nocnego rzezimieszka. A teraz będzie musiał z kolei zamienić ten sztafaż na numer ewidencyjny i kratę w drzwiach. No, no, to się nie mogło wydarzyć w stosowniejszej porze roku. Stare angielskie przysłowie mówi, że diabeł piecze placek świąteczny z jęzorów prawników. Podaj mi kanapkę z pastrami, Nikki.
Colin Dexter
Największa tajemnica Morse’a
– Hej! – zawołał Scrooge swym dawnym surowym głosem. – Co to ma znaczyć? Co to za porządki, by po wczorajszym próżniactwie przychodzić tak późno?
Wpisując się w tradycję Dorothy Sayers i Michaela Innesa, kryminały Colina Dextera łączą w sobie akademicką erudycję, dobrze skonstruowane fabuły i humor. Główny bohater cyklu, inspektor Morse, występuje we wszystkich jego powieściach i zainspirował cieszący się ogromną popularnością brytyjski serial telewizyjny (zatytułowany Sprawy inspektora Morse’a), gdzie wzorem Alfreda Hitchcocka Dexter pojawia się na krótko w prawie każdym odcinku. Ciekawostka: Dexter należy do najwybitniejszych krzyżówkowiczów świata i ma na swoim koncie wiele zwycięstw w zawodach najwyższej rangi. Opowiadanie Największa tajemnica Morse’a po raz pierwszy ukazało się w zbiorze Morse’s Great Mystery and Other Stories (Londyn: Macmillan, 1993).
Nieśmiało zapukał do drzwi mieszkania Morse’a w północnym Oksfordzie. Tylko nieliczni byli zapraszani do tych niedostępnych dla Wagnera pokojów, których ściany szczelnie wypełniały półki z książkami. Nawet on – sierżant Lewis – nigdy nie czuł się tu mile widzianym gościem. Nawet w okresie świątecznym. Zresztą ta rzekomo świąteczna atmosfera niespecjalnie dawała się odczuć, kiedy Morse machnął ręką na Lewisa, żeby wszedł do środka, i dokończył – jak się wydawało – napiętą rozmowę z urzędnikiem bankowym.
– Proszę posłuchać! To moja decyzja, czy chcę trzymać te parę stówek na rachunku bieżącym. Nie proszę nawet o żadne odsetki. Wszystko, czego oczekuję, to żebyście mi nie wlepiali tych cholernych opłat bankowych, kiedy mi się zdarzy – raz do roku? dwa razy? – zrobić debet. Nie należę do ludzi szczególnie skąpych – brwi Lewisa powędrowały o centymetr do góry – ale jeśli znowu zechce pan zedrzeć ze mnie opłatę, to ma pan do mnie zadzwonić i podać mi powód!
Morse z hukiem odłożył słuchawkę i siedział w milczeniu.
– Nie wygląda na to, żeby był pan w świątecznym nastroju – zaryzykował Lewis.
– Nie lubię i nigdy nie lubiłem Bożego Narodzenia.
– Zostaje pan w Oksfordzie?
– Zajmę się estetyką.
– Placka świątecznego?
– Kuchni – zrobię remont. Nie lubię i nigdy nie lubiłem placka świątecznego.
– Z każdą chwilą brzmi pan coraz bardziej jak Scrooge.
– No i przeczytam jakąś powieść Dickensa. Zawsze to robię podczas świąt. A raczej odświeżam sobie.
– Gdybym dopiero zaczynał Dickensa, którą powieść…?
– Na pierwszym miejscu postawiłbym Samotnię, na drugim Małą Dorrit…
Zadzwonił telefon i sekretarka z komendy miejskiej poinformowała go, że wygrał na policyjnej loterii dobroczynnej kupon upominkowy wart 50 funtów. Tym razem Morse odłożył słuchawkę znacznie delikatniej niż zwykle.
– Wspomniał pan coś o Scrooge’u, Lewis? Informuję pana, że kupiłem na tej loterii pięć losów – po funcie od sztuki!
– Ja też kupiłem pięć losów, panie inspektorze.
Morse uśmiechnął się z samozadowoleniem.
– Sensem dobroczynności jest wspieranie słusznych spraw, a nie wygrywanie, Lewis!
– Będę czekał w aucie, panie inspektorze – odparł spokojnie Lewis, chociaż zaczęła