Nieśmiertelni. Vincent V. Severski

Nieśmiertelni - Vincent V. Severski


Скачать книгу
mu się miło. Już dawno zapomniał, że człowiek może się tak czuć, a mimo to uznał, że zamiast tracić czas na bezproduktywne siedzenie, powinien przemyśleć coś, co właśnie go zaintrygowało. Wystarczą mi dwie minutki, wymruczał.

      Linda sprawdziła łososia, ale był jeszcze twardy. Podobnie ziemniaki z grubo siekanym koprem, które bulgotały w stalowym garnku. Płaskim nożem do żółtego sera pocięła ogórki na przezroczyste plasterki i wrzuciła do szklanej miski. Skropiła je mocno octem, dodała siekanej pietruszki, brązowego cukru, wszystko wymieszała i odstawiła na bok, żeby dojrzało.

      A jeśli Gunnar ma rację? – pomyślała. Wtedy nigdy nie ustalimy, co się stało… Fy fan! Jeśli Hasana wystawił jakiś obcy kret, który u nas ryje… albo w KSI? Rosjanie? Tylko po co im to?

      Oparła się o bufet i odgryzła kawałek ogórka.

      Zawsze jest po co, tylko nie każdy zaraz musi o tym wiedzieć. Może pogadać z Olafem? No… nieee… Nie! Kłapouchy i tak ma teraz masę roboty z Rosjanami. Pokręcone to wszystko. Muszę jednak pogadać z Olafem, bez jego rady ciężko się w tym rozeznać – pomyślała z przekonaniem. Jak Gunnar pójdzie.

      Często rozmawiała z Olafem o sprawie Hasana i swojej pracy w zespole Selandera, nie tylko dlatego, żeby się poradzić i przedyskutować pomysły i teorie Gunnara z dobrym oficerem kontrwywiadu, ale przede wszystkim po to, by się upewnić, czy idą w dobrym kierunku. Rady Olafa były dla niej bezcenne i zwykle niemal idealnie zbieżne z tym, co sama myślała. Wprawdzie Gunnar zabronił wtajemniczania kogokolwiek w sprawy śledztwa, ale Olaf był w końcu naczelnikiem w Säpo i jej życiowym partnerem.

      Spojrzała na kuchenny zegar i zaskoczona stwierdziła, że jest piętnaście po szóstej. Olaf spóźniał się już ponad kwadrans. Nie zaniepokoiła się specjalnie, lecz zdziwiła, bo Olaf niczego tak nie lubił jak łososia na soli. Co więcej, to był jego pomysł na kolację z Selanderem.

      Olaf wręcz obsesyjnie przestrzegał punktualności, prywatnie i służbowo, wymagając tego bezwzględnie także od innych, co czasami doprowadzało Lindę do szału. Jeżeli nie mógł się wywiązać z umówionego terminu, zawsze dzwonił i uprzedzał, że się spóźni, i zawsze odbierał telefony. Tym razem było inaczej.

      Łosoś będzie gotowy za piętnaście minut, pomyślała i po raz trzeci sięgnęła po telefon.

      Gunnar zadumał się, kładąc ciężką głowę na oparciu kanapy. Postanowił nie otwierać oczu, bo i tak wiedział, że zobaczy falujący sufit.

      Właściwie to jest prosta sprawa, tylko brak mi niektórych elementów. Na pewno gdzieś są i muszę je teraz odnaleźć. Kluczem do sprawy są Ibis i Nils Petersson, to oczywiste. Dałbym sobie rękę uciąć, że to, co o nich wiemy, tworzy niepełny obraz, a więc i nieprawdziwy. Tak jest niemal zawsze. Nie przypominam sobie śledztwa, żeby było inaczej, a co dopiero mówić o sprawie, w której kręcą się same tajne służby! I jak z tym gównem ma sobie poradzić półinwalida, policyjny inspektor, ani Columbo, ani Beck? – pomyślał i nawet spodobała mu się ta autoironia. Zniknięcie Hasana to tylko skutek, jak śmierć tych nieszczęśników na KTH, albo zwykły przypadek. Słowa klucze? „Siać” i „CIA” z ostatniej wypowiedzi Antona do Harriet. I tu klapa totalna.

      Otworzył oczy i dostrzegł wiszący nad nim osiemnastowieczny kryształowy żyrandol, który tkwił solidnie w suficie, nie kołysząc się ani nie drżąc.

      „Siać” i „CIA”. Słowa klucze do rozwikłania tej zagadki. Może rzeczywiście przydałby się teraz jakiś analityk od Prousta – pomyślał z rozbawieniem Selander. Eeee… bardziej jest mi potrzebny ktoś z KSI od Helmana i ktoś, kto ma wejścia w CIA. Uczciwy i obiektywny… no, bo może lepiej nic nie wiedzieć, niż wiedzieć wszystko połowicznie… Tak! Wolę być głupcem na własny rachunek niż mędrcem według czyjegoś widzimisię. Jakiegoś popapranego szpiega. Ale komu mogę zaufać?

      Gunnar zastanawiał się nad tym nie po raz pierwszy. Nigdy dotąd myśli tak bardzo mu nie wariowały, ale ich kwintesencja stawała się wyjątkowo wyraźna, celna, trzeźwa.

      – To zadanie dla Harriet – powiedział na głos i dalej wpatrywał się w żyrandol kristal krona.

      Najpierw jednak trzeba się dowiedzieć, kim naprawdę są Nils Petersson i Ibis, bo ci z raportów Antona, KSI i Säpo wyglądają, jakby pochodzili z jakiegoś równoległego świata, nie z naszego realnego, tylko z wirtualnej strefy zmroku. Jedynie Harriet potrafi się tam dostać i podróżować między nimi… jak Trinity…

      – Śpisz, Gunnar? – usłyszał za sobą głos Lindy. – Jeśli chcesz, to się zdrzemnij. Łosoś będzie gotowy dopiero za dziesięć minut.

      Potrzebował chwili, żeby zrozumieć, co Linda do niego mówi, i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że miał przecież przynieść do kuchni nowe drinki. Siedział na środku kanapy, z nogami na fotelu, rękami rozłożonymi na oparciu, a w obu dłoniach ściskał szklaneczki. Wyglądał, jakby był na wczasach, a nie w domu przyjaciół. To było absolutnie nie w jego stylu i poczuł się mocno skonfundowany słowami Lindy.

      Poderwał się gwałtownie, aż poczuł ból w kręgosłupie, i stanął przed nią wyprostowany, niemal na baczność, wciąż nieporadnie trzymając przed sobą puste szklaneczki po whisky. Już chciał się tłumaczyć, choć nie wiedział właściwie, co powinien powiedzieć, ale widok uśmiechniętej Lindy z widelcem w dłoni rozbroił go zupełnie. Podniósł więc tylko szklaneczki i spojrzał pytającym wzrokiem.

      – No pewnie! – odpowiedziała Linda. – Mamy jeszcze dziesięć minut…

      Nie zdążyła dokończyć, bo otworzyły się drzwi wejściowe i do mieszkania wszedł skulony i zaśnieżony Olaf.

      – A gdzie masz samochód? – zareagowała natychmiast Linda.

      – Zostawiłem w pracy. Chciałem się trochę przejść. Jestem wykończony – odparł i zdejmując kurtkę, rzucił: – Hej, Gunnar! Dla mnie też szklaneczka. Przemarzłem.

      Na piekarniku zgasła lampka i odezwał się dzwonek, oznajmiający, że pieczenie łososia dobiegło końca. Linda jak automat odwróciła się na pięcie i znikła w kuchni.

      W tym samym momencie, gdy Olaf zdejmował mokrą uszatkę, dała się słyszeć standardowa melodyjka iPhone’a. Gunnar odstawił szklaneczkę na stolik i z trudem wygrzebał z kieszeni telefon. Na ekranie zobaczył napis: „Harriet 18.31”. Przesunął palcem po okienku Odbierz i wycofał się w głąb pokoju.

      Olaf zniknął w łazience. Tymczasem Linda zgasiła światło, zapaliła świece, postawiła na stole parującego łososia, sos cytrynowy i półmisek z ziemniakami. Niby takie zwykłe danie, ale na zastawie Biała Maria, w towarzystwie kryształowych kieliszków do białego wina i w ciepłym świetle świec wyglądało wyjątkowo miło, a nawet elegancko. Wszystko było przygotowane dokładnie tak, jak lubiła, a mimo to nie miała poczucia harmonii.

      – To bardzo ciekawe… bardzo… – usłyszała stłumiony głos Gunnara dochodzący z głębi pokoju. – Dobrze… świetnie… to już coś, Harriet… to bardzo ważne! Przyjedziesz jutro wcześniej? – Gunnar zamilkł na moment, po czym coś powiedział, ale znacznie ciszej, więc Linda nie dosłyszała.

      Nie chciała podsłuchiwać, Gunnar mówił jednak na tyle głośno, że jego słowa swobodnie krążyły po mieszkaniu. Z początku pomyślała, że Selander wcale nie kryje się z rozmową i wszystko wygląda naturalnie, ale kiedy usłyszała, jak zapytał Harriet, czy przyjdzie wcześniej do pracy, i ściszył głos, zrozumiała, że coś ukrywa. Poczuła się, jakby dostała śnieżką w twarz. Już wcześniej zauważyła, że Harriet i Gunnara łączą szczególne relacje, i to nie było dla niej problemem, ale teraz miała już pewność, że coś się dzieje za jej plecami, a to wydawało się już nie fair. Mogło wyglądać na to, że Gunnar jej nie ufa, a ona przecież gotowa była poświęcić tej sprawie wszystko. W Hasanie Mardanie widziała nie tylko


Скачать книгу