Nieśmiertelni. Vincent V. Severski
bo to jedyny sposób, by odreagować i rozładować napięcie. A właściwie to może i dobra okazja, żeby się w końcu oświadczyć? – dorzucił w myślach całkiem poważnie. Najwyższy czas. To już tyle lat…
Wybrał numer telefonu i w samochodzie znikł głos Vintona, a rozległ się sygnał oczekiwania na połączenie.
– Słucham – odezwał się zaspany kobiecy głos.
– Cześć, skarbeczku.
– Obudziłeś mnie, Miszka… hm… która godzina?
– Nie ma jeszcze jedenastej.
– Hm… a gdzie byłeś cały dzień?
– Tu i tam…
– Jak zwykle.
– Śpisz?
– Hm…
– Jadę do ciebie, skarbeczku słodki.
– Mam jutro naradę z dyrektorem. Jedź do siebie, zbóju. Muszę się wyspać.
– Odchodzę z firmy.
– O! Oooo… co ty bredzisz? – Jej głos wyraźnie się ożywił.
– No.
– Eeee… nie wierzę. Dowcipniś jesteś.
– Jadę do ciebie. Jestem załamany i potrzebuję ciepełka.
– Jakbym cię nie znała, krętaczu jeden.
– Kwadransik wyuzdanego, zdziczałego seksu, a potem wszystko ci powiem i o coś zapytam. – W głośnikach zaległa cisza. – Zojka? Jesteś tam…?
– Wariat! – Śmiech w telefonie.
– Noooo… więc?
– Co mi powiesz i o co zapytasz?
– Wyjdziesz za mnie? Tak zapytam.
– Co za podłość! Po tylu latach prosić o rękę przez telefon. Piłeś, Misza?
– Skąd!
– No to przyjedź, a ja się w tym czasie zastanowię… i… – wyłączyła się.
Na szczęście Zoja też mieszkała na Chimkach, ledwie dwie ulice od niego, więc nie musiał przebijać się przez całe miasto. Liczył, że powinien dotrzeć do niej w ciągu kilkunastu minut. Od razu poprawił mu się humor i Popowski zaczął jaśniej myśleć i pogodnie patrzeć w przyszłość.
O tej porze w Moskwie, w niedzielę wieczorem, a szczególnie zimą, wszystkie wjazdy były zakorkowane i nie chciało się wierzyć, że jeszcze niedawno tylko nieliczne moskwicze, łady i żiguli przemykały przez miasto, a wołgi i czajki dumnie pruły środkowym pasem dla VIP-ów.
Misza poczuł przypływ dobrego nastroju. Miał do wykonania ostatnie zadanie. Na skalę, z jaką nigdy wcześniej się nie zetknął, i równie niezwykłe. Zawsze wiedział, że wewnętrzne rozgrywki w Rosji, podobnie jak w Ameryce czy w Chinach, mają wpływ na bezpieczeństwo świata, lecz dopiero teraz dotarło do niego, jak wielki to wpływ i jak bardzo bezpośredni. Dotąd znał tylko wycinek spraw i resztę mógł sobie dośpiewać albo wyobrazić. A teraz już wiedział. Po raz pierwszy i ostatni w życiu miał zadanie wywiadowcze skierowane przeciw swojemu państwu i realizowane dla własnego dobra. Potem, według generała, miał zacząć nowe życie w Łukoilu.
Paradoks idealny – pomyślał pułkownik Michaił Popowski, gdy generał Lebiedź opowiedział mu w szczegółach, o co chodzi. Teraz musiał sobie to wszystko uporządkować, gdyż robota była bez papierów i w konspiracji większej niż największa, bo przeciwnik był wewnętrzny i miał interes w poprzek. Dekonspiracja groziła pewną śmiercią, a co najgorsze – byłaby to śmierć anonimowa. Zatem dobór ludzi do tej misji nie mógł być przypadkowy i Popowski zgadzał się z generałem, że zdyscyplinowany rosyjski patriota, chorąży specnazu Andriej Trubow, nadaje się do niej idealnie, bo jest przecież nieśmiertelny i – co więcej – ma prozopagnozję.
W poniedziałek Popowski miał się zapoznać ze sprawą agenta Moskita, którą prowadził Oleg Mikitin, zastępca naczelnika Wydziału Skandynawskiego. Pułkownik Mikitin był zaufanym współpracownikiem Lebiedzia, ale Michaił znał go słabo i niewiele mógł o nim powiedzieć. Co prawda spotykali się sporadycznie przy różnych okazjach, ale żadnych spraw razem nie robili. Teraz jednak wystarczało mu, że Mikitina rekomenduje generał, bo wszyscy, którzy zdecydują się na udział w tym przedsięwzięciu, będą ryzykować tak samo.
Bez jego pomocy Popowski nie miał najmniejszych szans zrealizować tego, co zlecił mu Lebiedź. Mikitin był kiedyś jednym z najmłodszych członków potężnej „mafii fińskiej” w KGB i protegowanym charyzmatycznego Grigorija Kapoty, więc przeszedł dobre szkolenie i zaliczył wszystkie placówki wywiadowcze w Skandynawii. Przez ostatnie pięć lat był zastępcą rezydenta SWR w Sztokholmie, a Moskita prowadził osobiście.
Czarny bentley, który cały czas posuwał się przed nim, wyhamował gwałtownie i Michaił w ostatniej chwili uniknął stłuczki. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak daleko odpłynął myślami, szkicując już w głowie plan działań. Nigdy nie pozwalał, by sterowały nim emocje, potrafił je kontrolować i wykorzystywać, gdy były mu potrzebne, czasami nawet celowo je pobudzał. To był jednak w jego życiu dzień równie ważny jak ten, w którym został oficerem wywiadu, a może nawet ważniejszy, bo nie dość, że wkrótce miał przestać być wywiadowcą, to jeszcze właśnie oświadczył się Zoi.
Jak stwierdził generał, Mikitin już o wszystkim wie i w poniedziałek będzie czekał na niego w swoim wydziale, natomiast rozmowę z Jaganem Popowski miał rozegrać po swojemu, bo tylko on wiedział, jak ustawić Trubowa, by ten zgodził się wziąć udział w operacji, która i dla niego miała być ostatnią.
Jagan nie okazywał nikomu szacunku, ale nikogo też nie obrażał. Miał swoich pięciu przyjaciół i poza nimi nawet nie próbował szukać kontaktu ze światem. Co prawda Popowski nie wiedział o Gali i smoku, ale to i tak nie miałoby dla niego większego znaczenia, bo uważał, że Jagan nie ma uczuć.
Początkowo generał Lebiedź wahał się, czy rzeczywiście Jagan jest odpowiednią osobą, skoro zginęli wszyscy jego ostatni partnerzy, Tatar, Kosow i Batyszkin, ale Popowski bez trudu rozwiał te wątpliwości, udowadniając wyłączną winę poległych oficerów. Na szczęście nie musiał wyjaśniać, w jaki sposób zaginął w Polsce Giena Batyszkin. Generałowi wystarczył argument, że dla Jagana nazwisko Bogajew ma magiczne znaczenie.
Minął skrzyżowanie z obwodnicą MKAD i zrobiło się odrobinę luźniej. Do zjazdu na Białomorską miał jeszcze prawie trzy kilometry, więc postanowił wykorzystać czas i zadzwonić do Trubowa. Umówienie z nim spotkania nie zawsze podlegało racjonalnym regułom i wymagało nie tylko zrozumienia jego logiki, ale też swoistego taktu.
Jagan był w dyspozycji kadr oddziału Gamma i miał rozkaz nie opuszczać Moskwy, więc jak przystało na zdyscyplinowanego żołnierza, powinien być na miejscu.
Popowski odszukał w kontaktach jego numer i zadzwonił. W samochodzie ponownie rozległ się przerywany sygnał, wskazujący, że abonent jest wolny, ale nikt nie odbierał. W końcu odezwała się automatyczna sekretarka operatora i Popowski się wyłączył. Wybrał numer ponownie i Jagan odebrał już po pierwszym sygnale, chociaż nie odezwał się ani słowem.
– Andriej Trubow? – Odpowiedziała mu cisza, więc spróbował inaczej: – Jagan… jesteś tam, chorąży?
– Czego?
Zabrzmiało swojsko, więc Popowski już był pewny, że to Jagan.
– Co słychać?
– A bo co?
– Nic. Wiesz, kto mówi?
– Wiem. To ty, komandir…
– Pogadać chcę.
– Tak?
– Wpadnij