Śmierć słowika. Lene Kaaberbol

Śmierć słowika - Lene  Kaaberbol


Скачать книгу
wiadomo, nie istniała żadna umowa na ten temat i szczerze wątpił, aby „właściwe władze” przymknęły oko na tego rodzaju nieupoważnione wsparcie ze strony milicji ukraińskiej. Mimo to nie skomentował tego, co usłyszał.

      – Zabójstwo Pawła Doroszenki – postanowił zmienić temat.

      – Tak. Dwudziestego trzeciego września dwa tysiące siódmego roku Doroszenkę znaleziono w jego samochodzie niedaleko jeziora Dydorowka. Stwierdzono, że zmarł kilka dni wcześniej. Początkowo przyjęto, że został zamordowany. Wskazywały na to liczne obrażenia znalezione na jego ciele, zwłaszcza na dłoniach. Potem jednak okazało się, że przyczyną zgonu było zatrzymanie akcji serca, prawdopodobnie wskutek bólu lub wstrząsu.

      – Pobito go na śmierć?

      – I tak, i nie. Miał zmiażdżone cztery palce lewej ręki, co jest wyjątkowo bolesne, ale w normalnych warunkach nie zagraża życiu.

      – W jaki sposób zmiażdżone?

      – Drzwiami samochodu.

      – Rozumiem, że obrażenia nie mogły powstać w następstwie wypadku?

      – Mało prawdopodobne. Drzwi uderzały w jego palce wielokrotnie. Zwykle nadgarstek ofiary obwiązuje się cienkim sznurkiem albo kablem. – Symon Babko objaśniając technikę, demonstrował ją na sobie. – Pociągając go, umieszcza się rękę w odpowiednim miejscu, kiedy ofiara siedzi w samochodzie przypięta pasem bezpieczeństwa, który dodatkowo ogranicza jej ruchy. Podobno najlepiej wyciągnąć dłoń możliwie najdalej na zewnątrz samochodu, tak żeby drzwi uderzały nie w palce, tylko w nadgarstek. Ale trudno się powstrzymać przed cofnięciem ręki, to najbardziej naturalny odruch.

      Søren słuchał opisu metody wygłaszanego tonem rzeczowym, niemal rutynowym.

      – Wygląda na to, że często spotykacie się z czymś takim, z tego rodzaju przemocą.

      – Tak. To dość powszechny sposób wymierzania kary ludziom, którzy w ten czy inny sposób nieco za daleko wyciągnęli ręce.

      Søren spojrzał na zdjęcie drobnej jak nastolatka Nataszy Doroszenko.

      – Wydaje się jednak mało prawdopodobne, aby tego rodzaju… karę… mogła mu wymierzyć żona.

      – Sama na pewno nie. Fizyczną stroną zadania zajął się drobny bandyta o nazwisku Bohdan Pahlaniuk, który później się do tego przyznał. Jak sam zeznał, zapłaciła mu za to żona ofiary, której nie podobało się, że Doroszenko nie potrafił trzymać rąk z dala od innych dam. Pahlaniuk powiedział, że Doroszenko nie miał umrzeć. – Babko postukał kwadratowym paznokciem w teczkę. – Strona druga.

      Søren otworzył teczkę. Rzeczywiście – na drugiej stronie widniało zeznanie podpisane przez Bohdana Pahlaniuka z datą 16 listopada 2007 roku.

      – Jak udało wam się go złapać? – spytał.

      – Miesiąc po śmierci Pawła Doroszenki Pahlaniuk został zatrzymany i tymczasowo aresztowany w związku z innym napadem. Przy tej okazji udało nam się uzyskać jego przyznanie się do winy w sprawie Doroszenki. Ale wdowa trafiła na listę poszukiwanych już w kilka dni po zabójstwie.

      – Dlaczego?

      – Najbardziej oczywistym powodem było to, że zniknęła, wyjechała z kraju, zabierając córkę w kilka godzin po tym, jak została przesłuchana. Było również parę innych wskazówek. Mimo że Doroszenko zniknął cztery dni przed tym, jak znaleziono go martwego, ona nie zgłosiła jego zaginięcia.

      – Jak długo byli małżeństwem? Jaki był ich związek?

      – Pobrali się w dwutysięcznym roku. Ona miała wtedy zaledwie siedemnaście lat. On był od niej sporo starszy, miał trzydzieści kilka.

      – Dwa razy starszy od niej?

      – Tak. Ale nie ma w tym nic niezwykłego. Jej rodzina pochodzi z małego miasteczka niedaleko Kurachowego w obwodzie donieckim. Nie jest to najweselsze miejsce do życia, kiedy jest się młodym. Odkąd kopalnia zaczęła zmniejszać produkcję, wszystko tam zamarło. Całe dzielnice zmieniły się w miasta widma. On był dziennikarzem, mieszkał w Kijowie i jeździł wypasionym wozem. Był jej przepustką do wielkiego miasta i zupełnie innego życia.

      – Wiadomo, czy rzeczywiście były jakieś „inne damy”?

      – Miał w każdym razie opinię kobieciarza, zanim się ożenił. I myślę, że niełatwo zerwać z tego rodzaju nawykami tylko dlatego, że się podpisało akt ślubu.

      Søren rozważył swoje szanse. Wyglądało na to, że sprawa młodej wdowy, za którą wstawia się Nina, ma pewne poparcie w faktach, choć parę rzeczy wyraźnie kłuło w oczy.

      – Czy słusznie wnioskuję, że pułkownik Sawczuk jest człowiekiem o silnych wpływach? – zapytał.

      Po raz pierwszy od początku rozmowy Babko znieruchomiał. Pięta przestała uderzać w podłogę, palce przestały bębnić w kubek z kawą.

      – Zgadza się – powiedział. – W SBU.

      SBU była ukraińską służbą bezpieczeństwa, organizacją o opinii dalekiej od świętości.

      – Zatem nie w HUBOZ-ie.

      – Nie.

      – Dlaczego więc interesuje się tą sprawą? – spytał Søren. – W normalnych okolicznościach postępowanie toczyłoby się na niższym szczeblu, prawda?

      Babko przez kilka sekund przyglądał mu się bacznie z niezmienionym wyrazem twarzy.

      – Znowu pan trafił – powiedział w końcu.

      Søren odnotował, że wypowiedzi porucznika Babki były tym bardziej lakoniczne, im bardziej dotyczyły Sawczuka.

      – Czy Sawczuk ma przy sobie telefon?

      – Zapewne.

      Doszliśmy do pojedynczych słów, pomyślał Søren cierpko. Co będzie dalej? Sylaby?

      – Masz jego numer? – celowo przeszedł z tonu formalnego na nieformalny, próbując choć trochę skrócić dystans. Jesteśmy kolegami, starał się powiedzieć, no dalej, pomóż mi choć trochę.

      Babko zaprzeczył pojedynczym ruchem głowy.

      W biurze zapadła cisza. Słychać było samochody z Hambrosgade, charakterystyczne szuranie opon radialnych w pośniegowym błocie.

      – Czyli nie masz żadnej możliwości nawiązania z nim kontaktu?

      – Nie.

      Babko nie tylko znalazł się poza boiskiem – jego jedyny kolega z drużyny najwyraźniej grał bardziej przeciw niemu niż z nim. Sørenowi prawie było go żal, ale tylko prawie. Bo jeśli coś było dla niego jasne, to że Babko sporo przed nim ukrywał.

      Ukraińska milicja to nie jest klub towarzyski. Amnesty International każdego roku ujawnia niezliczone przypadki tortur, nadużyć i korupcji w jej szeregach i nawet rzecznik aparatu milicji musiał przyznać, że aż trzy czwarte wszystkich osadzonych w aresztach padło ofiarą takiej czy innej formy przemocy. W wielu miejscach w kraju metody przesłuchań najwyraźniej nie zmieniły się znacząco od czasów Związku Radzieckiego, gdzie szybkie uzyskanie od podejrzanego przyznania się do winy było konieczne, by osiągnąć wymaganą osiemdziesięcioprocentową wykrywalność. To, czy do winy przyznał się sprawca, było sprawą drugorzędną – najważniejsze, że w krótkim czasie udało się sprawę zamknąć.

      Czy Babko należał do tych, którzy w ramach wykonywania obowiązków zawodowych bili zatrzymanych plastikowymi butelkami napełnionymi wodą albo całymi dniami nie zdejmowali im kajdanków? Nie wyglądał na takiego, ale kat rzadko wygląda na tego, kim jest.

      Ukraina,


Скачать книгу