Śmierć słowika. Lene Kaaberbol
policzkami. Za jej plecami połyskiwały czerwone jak wino liście kasztanowca i pożółkłe liście brzozy i Olha nagle poczuła, jak wzbiera w niej strach, ściska ją za gardło i chwyta za nogi w zabłoconej koleinie. Zamarła w przeczuciu nieuchronnej katastrofy.
– Oksano – powiedziała. – Nie jedź tam.
Ale Oksana jej nie słyszała.
Søren złapał swojego szefa w sali treningowej w podziemiach głównej siedziby PET-u1 w Søborgu. Wiedział, że Torben nie cierpi, kiedy się mu przerywa program treningowy, ale z drugiej strony z reguły lepiej się dogadywali twarzą w twarz niż przez telefon. I faktycznie, Torben odłożył hantle i w miarę cierpliwie wysłuchał streszczenia Sørena o ucieczce Nataszy i późniejszym zabójstwie jej byłego narzeczonego. A kiedy Søren skończył, Torben z powrotem położył się na ławeczce, wziął hantle i zrobił jeszcze jedną serię powtórzeń, zanim się odezwał.
– Staniesz? – zapytał. – Bo jeśli tak, to robię jeszcze dwanaście i kończę.
– Jasne.
Søren ustawił się tak, żeby w razie czego pomóc mu w ostatnich powtórzeniach tej serii. Torben wciągał powietrze nosem i wydychał ustami, lekko je wydymając, w rytm ruchów ramion. Unosił hantle do góry energicznym wypchnięciem, a potem wolno, bardzo wolno opuszczał je do boków. Po chwili znów wypychał, wydając przy tym dźwięk, który brzmiał niemal jak prychnięcie. Koszulka Adidasa była ciemna od potu, pewnie dałoby się ją wykręcić. Już przy dziewiątym powtórzeniu wyciągnięte ramiona zaczęły drżeć, ale Torben oczywiście się nie poddał, a kiedy na finiszu Søren chciał mu podtrzymać łokieć, syknął tylko: „Nie!” i dokończył bez pomocy.
Potem kilka sekund leżał na ławce, sapiąc ciężko, wreszcie usiadł i spojrzał na Sørena triumfalnie.
– Nie najgorzej, co?
Søren bez słowa podał mu bidon. Wiedział oczywiście, że powinien rzucić przyjacielskie: „Dobra robota!” albo coś w tym stylu, lecz jakoś nie umiał się na to zdobyć. Te wszystkie gesty i utarte hasła wydawały mu się coraz bardziej fałszywe, drapały i trzeszczały jak stara płyta, którą dawno należało wyrzucić. Nie czuł się już jak u siebie w tej przesiąkniętej potem i wymachującej ręcznikami wspólnocie chłopaków z szatni siłowni. A z drugiej strony nie wiedział, co mogłoby tę wspólnotę zastąpić. Może chodziło o to, że tylko tym się zajmował poza pracą. Może jednak wtedy, dawno temu, popełnił błąd. Może trzeba było się zgodzić, kiedy Susse powiedziała, że chce mieć dzieci. Może gdyby się zgodził, dziś nadal byliby razem. A tak Susse mieszka ze swoim jazzmanem w parterowym domku z białym płotem, z gruszami w ogrodzie i biegającymi pomiędzy nimi spanielami, a ich najmłodsze dziecko właśnie poszło do gimnazjum. Nadal się z nią przyjaźnił – choć tyle udało mu się uratować z płomieni. I właściwie nie mógł jednoznacznie powiedzieć, że jej rodzinna sielanka budzi w nim zazdrość, raczej… leciutką pseudonostalgię. Refleksje w stylu „to mogłem być ja”. Choć doskonale wiedział, że nie mógłby, bo jego historia potoczyła się inaczej.
Wrócił myślami do swojej sprawy, o ile w ogóle mógł ją tak nazwać. Na razie wiedział tylko, że nie jest to coś, co mogłoby zainteresować PET.
– Dzwoniłem do komendy głównej – zaczął. – Mają tam ukraińskiego funkcjonariusza, z którym nie bardzo potrafią się dogadać. Najwyraźniej z HUBOZ-u.
HUBOZ był jednostką specjalną zajmującą się na Ukrainie zwalczaniem przestępczości zorganizowanej. I to był właściwie jego jedyny argument, którym mógł wyjaśnić, dlaczego chce się przyjrzeć tej sprawie. Zwalczanie przestępczości zorganizowanej leżało w kompetencjach PET-u.
Torben patrzył na niego sponad bidonu zimnymi stalowoniebieskimi oczami.
– No tak, byłeś przecież tłumaczem wojskowym – przypomniał sobie w końcu.
– Rosyjskiego i polskiego.
Od 1981 do 1983 roku. Przeszedł wtedy bodaj najbardziej intensywny program szkoleniowy w całym swoim życiu. Bombardowanie słowami na granicy prania mózgu, ciągłe egzaminy i niekończący się, monotonny rytm: zajęcia, odrabianie lekcji, trening wytrzymałościowy, sen – zajęcia, odrabianie lekcji, trening, sen…
– Za to dzisiaj uczą się arabskiego i afgańskiego – powiedział Torben i zakręcił bidon.
– Paszto.
– Właśnie. A twój rosyjski nadaje się jeszcze do użytku?
– W miarę.
Torben skinął krótko głową i otarł szarobiałym spranym ręcznikiem pot z twarzy, szyi i ogolonej głowy.
– W porządku. Pomóż im, skoro tak cię ta sprawa ciekawi. A właściwie dlaczego cię to interesuje?
Nierozważnie było kłamać Torbenowi. Jako szef słabo tolerował takie sytuacje, a poza tym uważali się za dobrych przyjaciół. To, że Søren zaczynał wątpić, czy nieustanne ściganie się na sportowe rekordy faktycznie można nazwać przyjaźnią, nie zmieniało przecież faktu, że znali się od ponad dwudziestu pięciu lat.
– Okazuje się, że córka Nataszy Dmytrenko mieszka w Kulhuse, a Nina Borg… wiesz, ta pielęgniarka z…
– Daruj sobie, doskonale ją pamiętam.
– Nina zadzwoniła, bo martwi się o dziewczynkę. I o matkę najwyraźniej też.
– A co jej zdaniem ty możesz zrobić? Obronić matkę i dziecko przed złymi duńskimi policjantami?
Søren wzruszył ramionami.
– Chyba coś tym stylu, tak mi się zdaje.
Torben z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Czy ty nie jesteś odrobinę za stary, żeby się bawić w Don Kiszota?
– Don Kiszot był stary. Albo co najmniej w wieku średnim. To po części stanowi puentę jego historii.
Torben wstał i odłożył hantle na stojak.
– Dzięki – powiedział. – Jeśli mi się kiedyś trafi mól książkowy, którego zechcę przelecieć, zgłoszę się do ciebie na konsultację. Tymczasem puenta twojej historii, drogi kolego, jest taka, że mieszasz się w sprawy, które najwyraźniej nie dotyczą ani ciebie, ani nas.
– Wiem. Ale ten gość jest mimo wszystko z HUBOZ-u, a to może oznaczać…
– …że istnieje pewne podejrzenie związków z przestępczością zorganizowaną. Tak, dziękuję. Nie musisz mi tłumaczyć oczywistości. W porządku, porozmawiaj z Ukraińcem, jeśli tak strasznie chcesz się w to mieszać. I jeśli faktycznie coś znajdziesz, przekazujesz to natychmiast naszym chłopakom od OC. Chcę, żeby mój szef grupy do walki z terroryzmem wrócił na właściwe miejsce najpóźniej w poniedziałek. Zrozumiano?
Z typowym dla PET-u zamiłowaniem do angielskiego nazewnictwa używano skrótu OC na określenie Jednostki ds. Przestępczości Zorganizowanej. Søren w myślach stuknął obcasami i zasalutował.
– Yessir.
Torben posłał mu wymowne spojrzenie, ale nie skomentował sarkazmu.
– Sobotnie piwko? Wieczorem?
W ten subtelny sposób Torben radził sobie z problemem swojej podwójnej roli szefa i przyjaciela. Propozycje spotkań przy piwie padały bardzo często właśnie wtedy, kiedy swoim zachowaniem najbardziej przypominał szefa.
– Może. Chociaż… nie, chyba nie dam rady.
– Jak
1
Politiets Efterretningstjeneste, w skrócie PET – Policyjna Służba Wywiadowcza odpowiedzialna m.in. za kontrwywiad i bezpieczeństwo wewnętrzne (przyp. tłum.).