Betonowa blondynka. Michael Connelly
Churcha, a potem członkowie grupy dochodzeniowej sfabrykowali dowody wiążące tego ostatniego z morderstwami. Znaleźli kozła ofiarnego. Bosch marzył o tym, żeby dało się poprosić o czas i kazać Lloydowi się zamknąć.
– A więc na wszystkich ludzi w pana oddziale była wywierana presja, by złapać mordercę.
– Nie jakiegoś mordercę, ale tego mordercę. Tak, była taka presja. To jest częścią naszej pracy.
– Czym zajmował się detektyw Bosch w pana grupie dochodzeniowej?
– Nadzorował pracę oddziału B. Pracował w nocy. Był detektywem trzeciego stopnia, więc dowodził grupą, kiedy mnie nie było, a to zdarzało się dosyć często. Czasem pracowałem w dzień, a czasem w nocy, ale przeważnie w dzień z grupą A.
– Czy powiedział pan kiedyś do detektywa Boscha: „Musimy dostać tego faceta” lub coś podobnego?
– Nie pamiętam, ale na pewno mówiłem coś takiego na odprawach, w których uczestniczył Bosch. To było przecież naszym celem. Nie widzę w tym stwierdzeniu nic złego. Musieliśmy złapać mordercę. Gdybyśmy znów znaleźli się w takiej sytuacji, powiedziałbym to samo.
Bosch zaczął odnosić wrażenie, że Lloyd mści się za odebranie mu głównej roli w tamtym śledztwie, za rozwiązanie sprawy bez jego udziału. Tych odpowiedzi nie można już było zrzucić na karb zwykłej głupoty. Pochylił się do Belka i wyszeptał:
– Chce mnie załatwić, bo to ja zastrzeliłem Churcha, a nie on.
Belk przyłożył palec do ust, dając Boschowi znak, żeby milczał.
Zapisał coś w swoim notesie.
– Czy słyszał pan kiedyś o Sekcji Badań Psychologicznych FBI? – spytała Honey Chandler.
– Tak, słyszałem.
– Czym się ona zajmuje?
– Różnymi rzeczami. Między innymi opracowuje portrety psychologiczne wielokrotnych morderców, ich ofiar, doradza, udziela wskazówek.
– W tej sprawie było jedenaście morderstw. Jakie wskazówki otrzymaliście od Sekcji Badań Psychologicznych FBI?
– Żadnych.
– Dlaczego? Czy nie potrafili wam nic poradzić?
– Nie. Nie prosiliśmy ich o wskazówki.
– Dlaczego?
– Dawaliśmy sobie radę bez nich, proszę pani. Opracowaliśmy odpowiednie charakterystyki psychologiczne i sądziliśmy, że FBI nie może nam wiele pomóc. Pracował dla nas profesor Locke, psycholog sądowy, który kiedyś doradzał FBI w sprawach przestępstw seksualnych. To doświadczony specjalista, a poza tym jest jeszcze nasz własny psycholog. Mieliśmy wszystko, czego nam było trzeba do rozpracowania tej sprawy.
– Czy FBI zaproponowało wam swoją pomoc?
Lloyd zawahał się. Chyba wreszcie zrozumiał, do czego zmierza pani mecenas.
– Tak, zadzwonili do nas, kiedy sprawa nabrała rozgłosu. Chcieli się przyłączyć do śledztwa. Powiedziałem im, że sobie poradzimy, że nie potrzebujemy pomocy.
– Czy żałuje pan teraz swojej decyzji?
– Nie. Wątpię, aby ludzie z FBI mogli to zrobić lepiej niż my. Przeważnie przychodzą i odbierają sprawy mniejszym oddziałom albo wtedy, kiedy sprawa staje się głośna w prasie i w telewizji.
– A pan uważa, że to nie jest w porządku, prawda?
– Słucham?
– „Wielka łapa”, tak to się chyba u was nazywa. Nie chcieliście, żeby FBI przejęło tę sprawę, prawda?
– Nie. Tak jak powiedziałem, radziliśmy sobie bez niego.
– Czy nie jest prawdą, że Policja Los Angeles i FBI od dawna ze sobą rywalizują i w związku z tym rzadko dochodzi do współpracy między nimi?
– Nie, nie zgadzam się z tą opinią.
Nie miało żadnego znaczenia, czy on się z tym zgadzał. Bosch wiedział, że Honey Chandler zdobywa punkty u przysięgłych. Liczyło się tylko to, czy oni się z tym zgadzali.
– Pański wydział opracował portret psychologiczny przestępcy, prawda?
– Tak. Zdaje się, że już o tym wspomniałem.
Honey Chandler spytała sędziego, czy może pokazać świadkowi pewien dokument. Podała papier sekretarce, a ta wręczyła go Lloydowi.
– Co to jest, panie poruczniku?
– Jest to prawdopodobny rysopis mordercy oraz jego portret psychologiczny, który opracowaliśmy po siódmym morderstwie, o ile się nie mylę.
– W jaki sposób udało wam się opracować rysopis?
– Po siódmym morderstwie zgłosiła się do nas niedoszła ofiara. Udało się jej uciec i zadzwonić na policję. Przy jej pomocy sporządziliśmy rysopis.
– Rozumiem. Czy wie pan, jak wyglądała twarz Normana Churcha?
– Nie za bardzo. Zobaczyłem go dopiero po śmierci.
Honey Chandler ponownie poprosiła sędziego o zgodę, po czym wręczyła sekretarce zbiór kilku fotografii Churcha przypiętych do kawałka tektury. Dała Lloydowi chwilę na obejrzenie zdjęć.
– Czy dostrzega pan jakieś podobieństwo pomiędzy opracowanym przez was rysopisem mordercy a fotografiami pana Churcha?
Lloyd wahał się przez chwilę.
– Zabójca nosił przebrania, a naszym świadkiem – tą niedoszłą ofiarą – była narkomanka. Pracowała jako aktorka filmów porno. Nie była wiarygodna.
– Wysoki sądzie, proszę o pouczenie świadka, żeby odpowiadał na zadane pytania.
Sędzia udzielił Lloydowi pouczenia.
– Nie – powiedział Lloyd ze spuszczoną głową. – Nie widzę żadnego podobieństwa.
– Rozumiem – stwierdziła Honey Chandler. – Wróćmy do portretu psychologicznego, który leży przed panem. Kto go opracował?
– Profesor Locke i doktor Shafer, psycholog zatrudniony w policji. Przypominam sobie, że konsultowali się też z innymi specjalistami.
– Czy mógłby pan przeczytać pierwszy akapit?
– Proszę bardzo. „Przestępca jest prawdopodobnie białym mężczyzną pomiędzy dwudziestym piątym a trzydziestym piątym rokiem życia. Ma średnie wykształcenie. Jest fizycznie silny, chociaż niekoniecznie wysokiego wzrostu. Mieszka samotnie, nie ma rodziny ani przyjaciół. Jego postępowanie jest reakcją na głęboko zakorzenioną nienawiść do kobiet, której źródłem jest prawdopodobnie doświadczenie niegodziwego traktowania przez matkę lub opiekunkę. Malowanie twarzy ofiar kosmetykami można odczytać jako próbę zmiany wyglądu kobiet na taki, który mu odpowiada, który sprawia mu przyjemność. Stają się lalkami i przestają być zagrożeniem”. Czy mam czytać o charakterystycznych cechach zabójstw?
– Nie, to nie będzie potrzebne. Brał pan udział w śledztwie po zabiciu pana Churcha przez Boscha, prawda?
– Tak.
– Proszę wymienić wszystkie cechy portretu psychologicznego, które pasowały do pana Churcha.
Lloyd długo wpatrywał się w papier. Milczał.
– Pomogę panu, poruczniku – powiedziała Honey Chandler. – Był białym mężczyzną, zgadza się?
– Tak.
– I co jeszcze? Czy