Noce i dnie Tom 1-4. Maria Dąbrowska
urodą otaczającego świata, z upływem lat przekształciły się w postawę czynnego stosunku do rzeczywistości. Ale w Niechcicównie nie było przebojowości, ani też akceptacji dla frazesów, tanich gestów, „wielkich rzeczy”: „Mnie żadne wielkie rzeczy nie obchodzą. Tylko same zwyczajne” – odpowie Ninie Wrońskiej na próbę wciągnięcia jej do szkolnego buntu (III, s. 59). Ta cecha osobowości odezwie się w Agnieszce, gdy zetknie się z działającymi na emigracji politycznie zaangażowanymi grupami młodzieży. Rodzące się w tym czasie wątpliwości Agnieszki wobec świata nie korespondowały z naiwnym zachwytem nad jego urokiem. Stosunek Niechcicówny do sprawy niepodległości był pochodną jej psychiki. Choć ideały socjalistyczne, z którymi zetknęła się w Brukseli, „odpowiadały myśli” Agnieszki, to nie akceptowała jednak ich radykalizmu, zwłaszcza hasła burzenia dawnych wartości. Jej zdaniem największą wartość miało takie życie i działanie, w którym „zawsze jeszcze można coś budować” (III, s. 506) i było to przekonanie zbieżne z filozofią życia ojca. W szukaniu przez nią fundamentalnych praw moralnych i dążeniu do wierności zasadom własnej etyki, pozwalającym „pozostać sobą, gdy nas chcą nagiąć ku czemuś obcemu” (III, s. 298) odnajdujemy niepokoje bohaterów Conrada. Jedynie sprawa wolności Polski nie budziła żadnych wątpliwości, bo „z »chimerą« tej bezwarunkowej niepodległości spała i chodziła na jawie i przywykła uważać ją za najpospolitszą aktualną rzeczywistość” (IV, s. 293). Za warunek rzeczywistej niepodległości uważała jednak – za Abramowskim – odrodzenie moralne narodu, upatrując je w kooperacji, mającej przynieść przebudowę ustroju społecznego. Kooperacja bowiem „niweczy sprzeczność między egoizmem a miłością bliźniego” (IV, s. 112). Tak rozumiana idea spółdzielczości to koncepcja łącząca naiwny materializm z młodzieńczą wiarą, że człowiek, zaspokoiwszy swoje potrzeby materialne, będzie gotów „zrobić miejsce dla swobody tworzenia”, dla „twórczego doznania, które jest kwintesencją życia” (IV, s. 113). To zainteresowanie się Agnieszki (podobnie jak Dąbrowskiej w okresie studiów) ruchem spółdzielczym wynikało nie tylko z fascynacji osobą Tytusa Niechcica (bohatera, noszącego zarazem cechy Abramowskiego i Stempowskiego), ale też z jej osobowości, przekonania, że najważniejsze cele w życiu zbiorowości osiąga się poprzez codzienną twórczą pracę, nie zaś w hałaśliwej działalności partyjnej czy społecznikowskiej: „Mnie się zdaje, że do największych celów można dojść, czyniąc jak się należy, swoje… […] Małe rzeczy też potrafią służyć wielkim” (III, s. 507). Była to szkoła ojca, z którym jednak starła się w obronie racji Marcina Śniadowskiego. Rozdarta między bliską jej postawą Bogumiła (w codziennej, twórczej pracy jest droga do wolności człowieka) a ideologią Marcina (burzyć zastany porządek rzeczy, by na nim budować nową jakość), nie potrafiła jednak przekonująco uzasadnić racji tego drugiego.
Wydaje się, że Agnieszka za najważniejszą wartość w życiu uważała miłość. Jej związek z Marcinem, zbudowany na obustronnym gwałtownym uczuciu, różni się od relacji między Bogumiłem i Barbarą. Pisarce udało się ukazać tak jasne, jak i ciemne strony młodzieńczej miłości – naiwność i desperackie oddanie Agnieszki i gwałtowność uczuć, ale też egocentryzm i zakłamanie Marcina. Historia tej miłości była próbą opowiedzenia trudnego związku pisarki z Marianem Dąbrowskim. Przełożenie prawdy własnego życia na konwencję literacką narzuciło pisarce ograniczenia, które spowodowały spłycenie opowieści o miłości Niechcicówny i Śniadowskiego. Przykładając dużą wagę do wykreowania Marcina jako postaci pięknej i intrygującej, wygładzając chropowatość osobowości Mariana Dąbrowskiego, pisarka nie była w stanie stworzyć bohatera równie dramatycznego i frapującego jak postać Barbary. Kreacja Marcina budziła liczne kontrowersje. Bodaj najbardziej krytycznie wypowiadał się Fryde, sugerując, że pisarka świadomie skarykaturowała Śniadowskiego: „Jako niedołęga życiowy Marcin jest żałosny, jako tchórz – odrażający, jako pozer – śmieszny. Wiadomo, ośmieszanie jest bronią straszliwą. Dąbrowska umie z niej korzystać”[155]. Ale jednocześnie – porównując wątek miłosny w Ludziach bezdomnych Żeromskiego i w Nocach i dniach – sposób przedstawienia związku Marcina i Agnieszki krytyk nazwał „rewelacją historyczno-obyczajową” i nowym etapem walki o sprawiedliwość dla kobiet, mając na myśli m.in. kompromitację postawy Judyma i ukazanie „cichej wielkości” postaci takich, jak Joasia i Agnieszka[156]. Odpowiadając w 1935 r. na list czytelnika, Władysława Śniadowskiego, zaintrygowanego zbieżnością swojego nazwiska z nazwiskiem bohatera Miłości, Dąbrowska dała charakterystykę Marcina Śniadowskiego:
Marcin jest niewątpliwie „irytujący”, jak irytujący jest każdy rewolucjonista dla ludzi stojących z zewnątrz tych spraw, jest być może nie całkiem wykończony artystycznie jako charakter, ale w żadnym razie nie jest pusty i bezmyślny, przeciwnie – jego gorycz wynika raczej z nadmiaru, jak na „człowieka czynu”, nurtujących go myśli i zagadnień. W Marcinie chciałam przedstawić rewolucjonistę od strony psychologicznej, wewnętrznej, nadto rewolucjonistę po przegranej sprawie, więc rozbitego duchowo, „całego w siniakach” [….]. Marcin przechodzi oprócz tego ostry kryzys przekształcania się socjalisty w żołnierza sprawy narodowej – przechodzi go bez pewności, czy to jest ucieczka od idei, czy droga do jej ucieleśnienia[157].
Cechy psychiki Marcina Śniadowskiego, które krytycy uznali za zgoła odrażające, Dąbrowska tłumaczyła jego niezgodą na życie, właściwą także Barbarze. Pisała: „[…] w Marcinie Agnieszka znajdzie osobiście swoją Barbarę. Gdyż Barbary bywają także męskiego rodzaju”[158].
Niewątpliwą wartością powieści są znakomite portrety dzieci, o ileż doskonalsze niż w Uśmiechu dzieciństwa. Pisarka odeszła tu od pozytywistycznego modelu obrazu dzieciństwa arkadyjskiego i sielskiego, czy też, przeciwnie – spędzonego „w piwnicznej izbie”. „Dziecko było jednym z najulubieńszych motywów pozytywizmu – pisał Hutnikiewicz – a w literaturze międzywojennej przyszła nawet epidemiczna wprost moda na wspomnienia z lat szkolnych, na powieści o dojrzewaniu, o mniej lub więcej zakamuflowanym podłożu autobiograficznym”[159]. Wcześniej, także w publicystyce Dąbrowskiej problematyka dziecięca zajmowała sporo miejsca; na tezy artykułów pisarki dotyczących wychowania dziecka mogły mieć wpływ jej kontakty w latach 1910–18 z Józefą Joteyko, Kazimierzem Praussem i Stefanią Sempołowską, a także jej doświadczenia osobiste (wizytacje szkół w kraju i za granicą, współpraca z organizacjami oświatowymi) czy też doświadczenia siostry pisarki, Jadwigi Szumskiej, znakomitej nauczycielki. Wczesne poglądy Dąbrowskiej na zagadnienia pedagogiki i edukację dzieci i młodzieży wyrażane w licznych artykułach bliskie były koncepcjom Janusza Korczaka i Edwarda Abramowskiego, zwłaszcza w kwestiach wychowania moralnego i społecznego, świeckości systemu szkolnego, uspołeczniania młodzieży i uczynienia bardziej praktycznym systemu nauczania, a także wprowadzania systemu spółdzielczości szkolnej[160]. Wszystko zaczęło się jednak od Uśmiechu dzieciństwa, o którym pisano, że to książka o dzieciach, ale nie dla dzieci. W Uśmiechu, pozostającym stylistycznie pod wpływem Białego dworu Hermana Banga[161], autorka przywróciła do życia czasy, istniejące już tylko we wspomnieniu. Pisarka wskazywała na tematyczne pokrewieństwa opowiadań Uśmiechu dzieciństwa i powieści, nazywając je „wiosennymi preludiami na tematy rozwinięte potem w Nocach i dniach”[162]. Ale koncepcja postaci dzieci w Nocach i dniach jest odmienna, tu bowiem perspektywa sentymentalnego wspomnienia ustępuje miejsca rzetelnej i często dramatycznej relacji o życiu i psychice dziecka. Dąbrowska wyrażała przekonanie, że dzieciństwo jest tym