Stara Flota. Tom 2. Wojownik. Nick Webb
ładunku.
Chojrak przesunął mocno dźwignie sterów i zanurkował w formację obcych, a Pif-Paf i Padlina zaczęli strzelać z działek. Przez iluminator Volz dostrzegł rozbryzgi gwałtownie zamarzającej mazi, która wylewała się z uszkodzonych maszyn Roju.
Potem dołączyła eskadra Beta i Chojrak oraz jego ludzie zawrócili na spotkanie kolejnej chmary drani, atakującej nowo przybyłych. Wydawało się, że obcy wiedzą, które myśliwce stanowią największe zagrożenie dla ich superbroni, bo skupiali się na maszynach z podczepionymi blokami osmu.
– Pif-Paf i Padlina, oskrzydlacie, Strzała, osłaniaj mnie.
– Jasne, szefie. Tylko nie waż się latać jak mój brat – odpowiedział Pif-Paf.
– Jak mój brat też lepiej nie lataj – dodał Padlina.
Oba myśliwce przyśpieszyły i odbiły w różnych kierunkach. Każdy zaatakował ponad pół tuzina wrogich maszyn. „Nie waż się latać jak mój brat” – zawsze tak mówili, gdy w obliczu śmiertelnego zagrożenia ogarniał ich ponury nastrój niezachwianej brawury. Ci dwaj piloci naprawdę byli braćmi, o czym Volz dowiedział się dopiero niedawno. Popatrzył, jak sobie radzą. Wokół było więcej wrogich maszyn, niż początkowo mu się wydawało. Zaniepokoił się, że posłał obu pilotów na pewną śmierć. Padlina zawsze narzekał, że są jak mięso armatnie, i stąd wzięło się jego przezwisko, a Chojrak zdał sobie sprawę, że w tym starciu może go stracić.
Nie miał jednak czasu dłużej się tym martwić. Znajdował się w największym ogniu walki, a gwałtowne szarpnięcie wskazywało, że właśnie został trafiony. Na szczęście uszkodzenia były nieznaczne. Zanim kolejne strzały mogły go dosięgnąć, Volz wykonał ciasną pętlę i wystawił kilku wrogów na odstrzał dla swojej towarzyszki. Po zakończeniu manewru znalazł się za Strzałą i odwzajemnił się, zdejmując jej z ogona paru obcych.
– Chojrak, dostałeś – zauważyła.
Volz rozejrzał się. Dymiło na prawym skrzydle. Technicznie rzecz biorąc, nie potrzebował skrzydeł, chyba że wszedłby w atmosferę, ale jeżeli przez awarię straciłby ciśnienie w kabinie albo stabilizatory na sterburcie, czekało go piekło.
Porucznik sprawdził silniki manewrowe, ale przekonał się z zadowoleniem, że działają bez zarzutu. Wtedy jednak myśliwcem wstrząsnęła eksplozja.
„Kolejne trafienie? Szlag”. Nic nie widział.
Radosne okrzyki i pohukiwania uświadomiły Volzowi, że to nie on został trafiony, lecz osobliwość. Eskadra Beta dostarczyła ładunek. Porucznik odetchnął z ulgą.
– Czemu te cegły są z osmu? – zainteresowała się Strzała, gdy blask po wybuchu zaczął przygasać. Często rozpraszały ją podobne drobiazgi, a Chojrak dostawał szału, gdy zastanawiała się nad takimi sprawami podczas bitwy. Nie potrafił pojąć, jak można snuć rozważania w ogniu walki. Zignorował pytanie, ale Padlina odpowiedział:
– Bo osm łatwo zdobyć. Do pancerzy okrętów używa się innych ciężkich metali, ale osm się nie nadaje. Górnicy w pasie asteroid wyrzucają go po prostu w przestrzeń. Nareszcie jednak znalazło się zastosowanie dla tego śmiecia.
Chojrak znowu odetchnął z ulgą. Padlina wciąż żył. Volz popatrzył na odczyty, ale nie mógł znaleźć Pif-Pafa. Strzelił parę razy w przelatujący blisko myśliwiec Roju, po czym rozejrzał się po polu bitwy, aby wybrać nowy cel.
– Ale osm jest trujący, nie? – pytała dalej Strzała. Volza kusiło, żeby ją upomnieć, bo rozpraszała uwagę reszty, ale zanim zdążył otworzyć usta, tuż za jego rufą wybuchła kula ognia.
Strzała załatwiła obcego mimochodem. Niech to, dziewczyna była naprawdę dobra. Zdumiewające, że umiała jednocześnie zastanawiać się nad bzdurami i niszczyć wrogów.
– Widzisz gdzieś Pif-Pafa, Strzała? – Volz ostro skręcił w lewo, aby nie zderzyć się z dymiącym wrakiem lekkiego krążownika ZSO, a potem zawrócił ciasno i zestrzelił dwa myśliwce Roju, które siedziały Padlinie na ogonie.
– Nie.
Chojrak rozejrzał się szybko.
– Padlina, gdzie twój brat?
– Pojęcia nie mam, szefie.
W głosie pilota brzmiały nonszalancja i spokój, jakby Pif-Paf wyszedł sobie na dymka. Ci dwaj mieli więcej wiary w siebie niż Chojrak. Cholera, co mu się stało przez ostatnie dwa miesiące? Stracił koncentrację i pewność, w ogóle nie przypominał już młodego śmiałka, który opuścił mury Akademii Pilotażu Zjednoczonych Sił Obronnych.
Zerknął na zdjęcie syna Zygzak przyklejone do pulpitu sterowniczego. Ona mu się stała. Volz nie mógł przestać myśleć o Jessice Miller i o jej synu. Nie mógł zapomnieć dnia, gdy powiedział temu dzieciakowi, że jego mama nie wróci do domu. Tamta rozmowa go znokautowała. A przecież był weteranem, który nie bał się ryzykować życia w bitwie. Żył dla ekstremalnych wrażeń. Nie rozpaczał ani po kobietach, ani po straconych przyjaciołach.
Ale po Zygzak tak.
Nowe rozkazy rozbłysły na konsoli. „Atakować duże jednostki Roju”. W słuchawkach rozległ się głos komandora Pierce’a, potwierdzającego przekazane komendy.
– Wszystkie jednostki, skierować się na pozostałe okręty obcych. Trzeba odwrócić uwagę od krążowników z Nowego Dublina. Na ile się uda, ignorujcie myśliwce wroga. Skupcie ostrzał na okrętach Roju. Pierce, bez odbioru.
Szlag, nie ma czasu na szukanie Pif-Pafa.
– Słyszeliście dowódcę, chłopcy i dziewczęta. – Volz odbił w prawo i skierował się na najbliższy okręt wroga, który znajdował się w odległości zaledwie kilometra. Z wyrw w kadłubie buchał dym i odłamki, gdy niewidoczne wiązki laserów „Wojownika” uderzały w odsłonięte wnętrze. Porucznik wiedział, że te niewidzialne promienie mogą przeciąć myśliwiec na pół, gdyby znalazł się na linii strzału.
Atakowany okręt Roju uderzył w „Wojownika” promieniem antymaterii. Potem powtórzył to jeszcze kilka razy. Raz chybił, wiązka uderzyła w rufę krążownika z Nowego Dublina i wyeliminowała go z walki.
– Zajmijmy się wieżyczkami – zaproponował Padlina.
– Zgoda – odparł Chojrak. – Strzała, osłaniaj nas.
– Tak jest, admirale Chojrak! – W głosie Strzały zabrzmiała radosna ironia. Przez chwilę przypomniała Volzowi Zygzak. Szlag, chyba wszystko przypominało mu o Zygzak. Myśliwce przypominały o Zygzak. Spanie i oddychanie przypominało o Zygzak.
We trójkę zanurkowali i zaczęli kluczyć, aby uniknąć ostrzału. Wokół roiły się chmary małych jednostek. Volz próbował sobie przypomnieć nauki komandora Pierce’a. Dowódca eskadr myśliwców prowadził szkolenia dla doświadczonych pilotów i właśnie takie zajęcia odbyły się dziś rano.
„Starajcie się działać przypadkowo” – powiedział wtedy komandor. „Przewidywalność oznacza śmierć”.
Porucznik starał się robić losowe zwroty, odbijał w dół, w górę albo na boki, kluczył i meandrował w chmarze myśliwców wroga, ale strącał pojedyncze cele, gdy nadarzyła się okazja. Przede wszystkim jednak parł w stronę dużego uszkodzonego okrętu.
I wreszcie dotarł tam z resztą swojej eskadry.
– Padlina, wyślij torpedę w najbliższą wieżyczkę. Strzała i ja będziemy osłaniać.
Myśliwiec Padliny wysunął się naprzód. Od razu ruszyło na niego kilkanaście maszyn wroga, a Chojrak zaatakował je w ciasnym zwrocie, skręcającym flaki od przeciążenia. Zdejmował przeciwników po kolei, a Strzała dotrzymywała