Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki. Kennedy Hudner
zew i ruszyły w pogoń.
A Cookie strzeliła.
Broń syknęła i jeden z dwóch samców, mniejszych niż samica, upadł, gdy stracił przednią łapę. Kolejny syk i drugi samiec stracił pół głowy.
Szluus… Najgorszy odgłos na świecie. Broń soniczna się zacięła. Ostatni z groginów, potężnie zbudowana samica, warknął i skoczył do Cookie z wyciągniętymi pazurami i wyszczerzonymi kłami.
Dziewczyna pośpiesznie sięgnęła po pistolet. Wymacała…
Łapa grogina uderzyła ją w pierś. Wtedy Nouar przetoczyła się na plecy i strzeliła w odsłonięte podbrzusze. Impet rozdarł drapieżnika i rozrzucił strzępy na pobliskie krzaki.
A dwa przerażone sivoty wpadły prosto pod nogi Cookie.
Kobieta zwaliła się ciężko na ziemię.
Nouar podniosła się na kolana ze strzelbą w gotowości i zaczęła się rozglądać za kolejnymi groginami. Postrzelony drapieżnik, który stracił łapę, właśnie z warkotem próbował wstać. Dziewczyna powaliła go strzałem w gardło. Pozostałe dwa były już martwe. Z oddali dobiegło jeszcze ciche, ale dobrze rozpoznawalne wycie. Z głębi lasu pędziły kolejne groginy, aby przyłączyć się do polowania.
Jednak piętnastoletnia Nouar Eitan myślała tylko o jednym: „Rodzice mnie zabiją”.
Cookie zakasłała i niezdarnie wstała.
„Straciłam formę” – skarciła się w duchu. Podniosła karabin i przerzuciła przez ramię. Później sprawdzi, co wywołało awarię. U jej stóp dwa młode sivoty pomiaukiwały ze strachu. Cookie wzięła je pod pachę. Samczyk po prostu zawisł bezwładnie, ale młoda samiczka próbowała gryźć i drapać.
– Niewdzięczna smarkula – oburzyła się Cookie, bo zwierzątko rozdarło jej kurtkę.
– Cookie, musimy uciekać – syknęła Nouar. – Szybko. Niedługo zaroi się tutaj od groginów.
– No to w drogę – zgodziła się Cookie, ale nie zdążyła zrobić nawet kroku.
Robiło się coraz groźniej.
Po lewej z lasu wybiegło pięć groginów i od razu się zatrzymało. Spojrzały na Cookie z dwoma młodymi sivotami, a potem na dorosłą białą samicę, która nieoczekiwanie wyszła spośród drzew naprzeciw.
Oba młode zaczęły piszczeć i miauczeć głośniej. Zaniepokoiły tym matkę, która warknęła groźnie na Cookie.
Groginy ruszyły na sivota, miały przecież przewagę liczebną. Musiały przebiec obok Cookie. Dziewczyna postawiła młode na trawie, po czym płynnym ruchem wyjęła pistolet igłowy. Wystrzeliła jak najszybciej, modląc się, aby i ta broń nie zawiodła. Nouar uklękła obok i również zaczęła strzelać.
W rozbryzgach krwi trzy groginy padły poranione. Dwa pozostałe nadal szarżowały, ale samica sivota złamała jednemu kark potężnym uderzeniem łapy, a drugiemu, choć ugryzł ją w bark, rozszarpała gardło. Potem skupiła się na Cookie, wciąż stojącej nad dwoma młodymi.
Zmrużyła lśniące zielone oczy i warknęła ostrzegawczo.
Cookie przyglądała się zwierzęciu. Nigdy nie widziała piękniejszego stworzenia. Sivoty miały śnieżnobiałą, miękką sierść i fluorescencyjnie zielone oczy. Samica znowu warknęła groźnie i podeszła dwa kroki, gotowa do obrony młodych.
– Cookie! – szepnęła przerażona Nouar. – Cofnij się i zostaw małe!
Jednak Cookie zaskoczyła nawet siebie, ponieważ zamiast wykonać polecenie, roześmiała się i oznajmiła:
– Spokojnie, mamuśka, możesz sobie zabrać te dwa małe diablęta!
Nie spuszczając wzroku z wielkiego kota, pchnęła jedno z młodych nogą. Mała samiczka skorzystała z okazji, aby ugryźć dziewczynę w kostkę, ale szybko straciła zainteresowanie, gdy zrozumiała, że matka jest niedaleko. Oba kociaki zerwały się do biegu, a kiedy znalazły się blisko, skoczyły matce na plecy i wtuliły się w jej sierść tak mocno, że prawie nie było ich widać. Dorosła samica wciąż warczała i patrzyła na kobietę, ale cofnęła się o parę kroków, po czym odwróciła się i jednym niesamowitym susem skryła w lesie.
Na polanie zapadła cisza, ale obie kobiety, starsza i młodsza, długo jeszcze wpatrywały się w miejsce, gdzie zniknęła rodzina sivotów.
– A niech mnie – stwierdziła Cookie radośnie. – To dopiero była zabawa!
Pod Nouar ugięły się nogi i osunęła się pobladła na trawę, czoło zrosił jej pot, a przed oczyma zatańczyły czerwone plamy.
– Hej, wszystko w porządku, nie przejmuj się, mała. – Cookie poklepała ją po ramieniu, a potem objęła pocieszająco.
– Ty nic nie rozumiesz, Cookie – wyszlochała Nouar. – To był sivot! Myślałam, że zginiemy.
Cookie roześmiała się i przytuliła ją mocno.
– Nie dzisiaj, mała. Świetnie sobie poradziłaś i wszystko dobrze się skończyło. Na bogów naszych matek, widziałaś tego fantastycznego wielkiego kota? To dopiero drapieżnik!
Nouar bez słowa pokiwała głową, i wytarła łzy z policzków.
– Masz szczęście, Mario Sanchez. Trzymałaś na rękach dwa małe sivoty i przeżyłaś, by o tym opowiadać. Matki sivotów zabijają bez wahania, gdy uważają, że cokolwiek może zagrozić ich potomstwu. – Wzdrygnęła się. – Miałaś dużo szczęścia.
A potem nabrała głęboko tchu i stwierdziła ponuro:
– Ale ja nie mam tyle szczęścia co ty.
Cookie spojrzała na nią zaskoczona.
– Dlaczego? Przecież tobie też nic nie jest, Nouar.
– Ale kiedy moi rodzice dowiedzą się, co tu zaszło, pożałuję, że nie rozszarpały mnie groginy – wyjaśniła nastolatka żałośnie.
W oddali znowu usłyszały wycie. Cookie wstała i pociągnęła Nouar za sobą.
– Najwyższy czas wiać, mała. Ruszajmy.
Ruszyły biegiem przez las w kierunku Ouididi i domu.
***
Gdy tylko zniknęły z pola widzenia, z zarośli na zboczu wstało dwóch ludzi w kombinezonach maskujących. Ukrywali się tam przez całą potyczkę kobiet z groginami. Jeden z mężczyzn nosił długolufowy karabin plazmowy, drugi staroświecki, lecz śmiertelnie skuteczny sztucer do wystrzeliwania metalowych naboi. Obaj nosili też cywilne wersje militarnych gogli.
– Niewiele brakowało – stwierdził z powagą Amin Eitan. Jego towarzysz i mąż, Danny Eitan, westchnął ciężko.
– Mogliśmy je stracić.
Kiedy odkryli, że Cookie i Nouar wymykają się samotnie w góry, zaczęli je śledzić. Nie zamierzali się mieszać ani przeszkadzać w wyprawach córki i jej przyjaciółki, ale woleli dopilnować, aby nie dopadła ich przypadkiem horda groginów. Niestety, młode kobiety poruszały się szybko, o wiele szybciej, niż można było przypuszczać, dlatego mężczyźni dotarli w pobliże, gdy groginy już wyszły na polanę, a potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Ze swojej kryjówki na zboczu Danny i Amin z satysfakcją obserwowali starcie, w którym Cookie i Nouar załatwiły trzy drapieżniki. Później jednak zamarli z przerażenia, gdy pojawiły się kolejne groginy, a na dodatek dorosła samica sivota. Na bogów, sivot! Wyszedł zza drzew o parę metrów od dziewczyn. Amin widział kiedyś sivota z odległości stu metrów, a Danny przez lornetkę, gdy wielki kot przechodził po drugiej stronie wąwozu. Jednak żaden nie