Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki. Kennedy Hudner
je jako drona zwiadowczego. Ta linia obrazuje przewidywany kurs.
Na ekranie taktycznym wyświetliła się pomarańczowa linia unosząca się nad płaszczyznę ekliptyki.
– Prześlij to do grupy bojowej – rozkazała Zahiri. – Ale tylko przy pomocy lasera. Najpierw do kraitów, ale niech potwierdzą odebranie komunikatu. Sprawdzaj stale kurs tego drona.
Dwie minuty później Fatima znowu przerwała ciszę na mostku.
– Namierzony! – oznajmiła ze źle skrywaną uciechą. – Detektory wykrywają nieznany obiekt o podobnych parametrach pasywnych jak dron Tilleke. Bardzo słaby obraz, gdyby dron mnie nie naprowadził, byłby nie do wykrycia.
– Masz jego współrzędne czy tylko przybliżoną lokację? – zapytała Zahiri surowo. Fatima czasami entuzjastycznie przesadzała w swoich meldunkach.
Oficer detekcji zarumieniła się lekko.
– No, Mildred zawęziła obszar do dwustu kilometrów kwadratowych – zapewniła szybko. – Obszar docelowy znajduje się tysiąc dwieście kilometrów od satelity i trzy tysiące od nas. Przesyłam współrzędne do kraitów.
***
Na pokładzie kraita 5 informacja o docelowym obszarze została odebrana i umieszczona na ekranie taktycznym.
– Mniej niż cztery tysiące kilometrów! – zawołała oficer detekcji. Pochyliła się, żeby sprawdzić swoje obliczenia, a potem skinęła głową. – Czyli tak… Tilleke użyli drona komunikacyjnego, żeby ściągnąć dane z satelity. A gdzieś w tym sześcianie…
– Albo w pobliżu tego obszaru – przypomniał jej Hiram. – Pamiętaj, że dron nie musi lądować na pokładzie, żeby przekazać dane.
– Albo w pobliżu – zgodziła się oficer.
– Kto znajduje się najbliżej celu? – Hiram spojrzał na trójwymiarowy schemat taktyczny. Bezskutecznie próbował ukryć swoje podniecenie. Może, ale tylko może jego plan się uda.
Oficer detekcji wpisała coś pośpiesznie na konsoli, a potem wcisnęła guzik. Na obrazie taktycznym pojawiły się dwa niebieskie obiekty. Krait 3 znajdował się mniej niż tysiąc pięćset kilometrów od zaznaczonego obszaru docelowego, a krait 6 zbliżał się powoli do jego skraju. Z drugiej strony nieruchomo czaiła się fregata „Draugr”. Hiram zmarszczył brwi. Z odległości czterech tysięcy kilometrów powinny pojawić się jakieś odczyty na czujnikach pasywnych, choćby drobne zakłócenia.
– Nic? – zapytał kobietę obsługującą konsolę detekcji. – Nikomu nie udało się nic wywęszyć?
Oficer detekcji pokręciła głową, nie odrywając wzroku od instrumentów.
Rafael Eitan pochylił się do nich.
– Jesteśmy blisko, komandorze. Gdy tylko zdołamy namierzyć okręt, w dwadzieścia sekund wyślemy na jego pokład pierwszy oddział.
– Jesteśmy już w zasięgu, prawda? – Brill wiedział, że są, ale chciał to usłyszeć.
– Jesteśmy w zasięgu, ale potrzebujemy dokładnych namiarów.
Hiram rozkazał specjalistce od detekcji, która na pokładzie kraita odpowiadała również za łączność, żeby przesłała laserowo komunikat do wszystkich jednostek grupy zadaniowej. Niech każda w zasięgu dwóch tysięcy kilometrów od celu wyśle zamaskowane drony zwiadowcze.
Cieńsze od włosa wiązki laserowe pomknęły do pozostałych jednostek biorących udział w operacji. Ryzyko, że któryś z promieni trafi w okręt Tilleke, było zerowe, skoro nie znajdowali się w prawdopodobnym obszarze, w którym się ukrywał.
Zakładając, oczywiście, że okręt Tilleke w ogóle znajdował się w tamtym rejonie.
***
„Furii” nie było w wyznaczonym obszarze. Kapitan Nejem obawiał się, że zostanie wykryty, dlatego przesunął okręt o pięćset kilometrów dalej. Zamierzał zbliżyć się do drona jedynie na tyle, by przejąć dane, a potem czym prędzej wrócić do rodzimego sektora. Na pokładzie „Furii” specjalista obsługujący detektory przyłożył rękę do słuchawek i pochylił się w skupieniu. A potem wbił wzrok w jeden z ekranów na swojej konsoli, pośpiesznie wpisał kilka komend i znowu zaczął się wpatrywać w ekrany. Kiedy wreszcie się wyprostował, okazało się, że za jego plecami stoi kapitan Nejem.
– Co? – rzucił dowódca.
– Kapitanie, wykrywam szumy i zakłócenia. Czujniki wydają takie odgłosy, gdy w pobliżu przesyłany jest komunikat laserem. Trwało to za krótko, aby złapać jakieś odczyty, zwłaszcza że w pobliżu nie wykrywam nic, co przypominałoby okręt. – Młody załogant wzruszył ramionami. – Może to tylko szumy statyczne, ale zdawało mi się, że to laser komunikacyjny. Słyszę to często, gdy odbywamy manewry.
Nejem zmarszczył czoło.
– Jak blisko trzeba się znajdować, żeby usłyszeć te odgłosy? Jak blisko promienia laserowego?
– Bardzo blisko, kapitanie. Nie więcej niż kilka kilometrów.
Nejem rozmyślał gorączkowo, co zrobić. Cholerni Wiktowie, niech ich szlag, wykryli jakoś jego obecność, choć pewnie nie znali dokładnych koordynat. Miał najwyżej kilka minut, może mniej. Uśmiechnął się złośliwie – przecież był w tym dobry. Bardzo dobry. Paru Wiktów nie wystarczy, żeby złapać kapitana Abjara Nejema.
Usiadł i skrzyżował nogi.
– No dobrze. Słuchajcie uważnie. Oto, co zrobimy…
***
Na pokładzie „Sowy Śmieszki” kapitan Sadia Zahiri krzywiła się ze zniecierpliwienia.
– Na bogów naszych matek, nikt nie wykrywa tego drania?
Jednak odczyty detektorów pozostawały niezmiennie puste.
Kapitan uderzyła pięścią w oparcie fotela. Ten przeklęty okręt Tilleke musi tam być, pewnie o rzut kamieniem! A Sadia Zahiri zamierzała go znaleźć!
Dość macania w ciemności.
– Dafna, połącz mnie z kraitem pięć! Tylko laser komunikacyjny.
Niedługo potem na ekranie pojawiła się twarz komandora Hirama Brilla.
– Masz drania, Sadio? – zapytał z nadzieją.
– Nie – warknęła gniewnie. – Komandorze, nie możemy dłużej skradać się do niego na paluszkach, bo ucieknie. Musimy użyć sensorów aktywnych. Natychmiast.
Hiram popatrzył na nią bacznie, a potem skinął głową. Wciąż był widoczny na ekranie łączności, gdy zawołał:
– Do wszystkich jednostek, skanowanie aktywne! Powtarzam, włączyć aktywną detekcję! Wszystkie kraity, przygotować się do transportu, ale czekać na mój rozkaz. Powtarzam, teleportacja tylko na mój rozkaz. – Ten ostatni rozkaz był bardzo ważny. Jeżeli kilka kraitów wykonałoby transmisję jednocześnie, mogłyby wysłać żołnierzy w to samo miejsce. Nie wiadomo było dokładnie, jak urządzenia teleportacyjne interpretują dane podczas przesyłu, i nikt nie chciał tego sprawdzać w praktyce.
I wtedy w okamgnieniu sytuacja całkowicie się zmieniła.
Na każdym ekranie detekcji pojawił się jasny rozbłysk silników. Szukany okręt właśnie zaczął przyśpieszać i oddalać się od „Sowy Śmieszki”, ale prosto w kierunku kraita 5 i „Draugra”. A potem wszyscy zaczęli wrzeszczeć.
– Uciekinier!
– Próbuje zwiać!
– Wróg ucieka! Namiar czterdzieści-siedemdziesiąt, przyśpieszenie trzysta