Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki. Kennedy Hudner

Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki - Kennedy Hudner


Скачать книгу
I zdecydować, czy nadaję się do służby – dokończyła Cookie. To nie ulegało wątpliwości.

      – Hm… Tak, to także – przyznała Wilkinson. – Jesteś bohaterką, a ja naczelną psycholog Floty, ale formalności trzeba dopełnić, inaczej nigdy się od nich nie uwolnimy.

      Cookie najchętniej stawiłaby opór, ale wiedziała, że lepiej tego nie robić. Opanowała się z trudem.

      – Spokojnie, Mario. Lepiej opowiedz mi o Azylu. Słyszałam, że góry są naprawdę piękne.

      Cookie głęboko nabrała tchu i opowiedziała admirał o swoim pobycie w Ouididi. Początkowo była to dość rzeczowa i beznamiętna relacja, ale szybko zmieniła się w bardziej emocjonalną. Przy opisywaniu piękna ośnieżonych turni i zapierających dech w piersi widoków dziewczyna wyjęła nawet tablet i pokazała kilka zdjęć krajobrazów dzikiej przyrody. Wilkinson poprowadziła ją do kawiarni w głównym korytarzu i posadziła przy wolnym stoliku.

      – Na Boga, czy to jednorożec? – zapytała, gdy zobaczyła kolejne zdjęcie.

      – To samica sambara – uśmiechnęła się Cookie. – Jeśli ta fotografia zrobiła na pani wrażenie, film spodoba się jeszcze bardziej.

      Wilkinson przejrzała więcej zdjęć. Zatrzymała się przy jednym, na którym grogin z wysuniętymi pazurami i wyszczerzonymi kłami rzucał się na Cookie. Czerwone oczy drapieżnika wyglądały jak otchłanie piekieł. Uśmiech Wilkinson zbladł.

      – Podejrzewam, że za tą fotografią kryje się ciekawa opowieść. – Zerknęła uważnie na Cookie.

      Dziewczyna roześmiała się.

      – O tak. Czy Emily wspomniała pani o Nouar, najmłodszej siostrze Rafaela Eitana? – Puściła wideo zarejestrowane podczas podchodzenia sambarów, ataku groginów i na koniec spotkania z młodymi sivotami oraz ich wspaniałą matką. A potem podciągnęła rękaw i pokazała cztery punktowe ślady na przedramieniu. – Proszę zobaczyć, to po ugryzieniu przez tę małą! Założę się, że wyrośnie na dużą i wredną łowczynię. Przeżyłam groźne spotkanie i wyszłam z tego praktycznie nietknięta! Pogryzła mnie tylko mała niewdzięczna kotka!

      Na prośbę Wilkinson Cookie odtworzyła nagrania jeszcze raz – od spotkania z sambarami do zniknięcia dorosłej samicy sivota z dwoma młodymi w gąszczu zarośli i drzew.

      – Musiałaś przeżyć chwilę strachu, gdy zacięła ci się broń – zauważyła oschle Wilkinson.

      – Strachu? Cholera, prawie się posikałam z przerażenia! – zaśmiała się Cookie. – Proszę wybaczyć dobór słów, pani admirał.

      – A jednak nie spanikowałaś – zauważyła naczelna psycholog.

      – Nie. Musiałam zadbać o Nouar. I chociaż to pewnie głupie, chciałam też uratować kociaki… – zawahała się wyraźnie.

      – Tak?

      Cookie wzruszyła ramionami.

      – To było całkiem zabawne.

      Wilkinson stłumiła uśmiech. Kelnerka dolała im kawy. Admirał upiła nieco i spojrzała na tłum przechodzący pasażem.

      – Teraz, gdy wróciłaś, co zamierzasz najpierw zrobić, Mario?

      – No, przede wszystkim spotkam się z Emily. I z Hiramem, jeśli zechce. A potem muszę odwiedzić Wiśniowskiego. Sporo przeszedł. Chcę się upewnić, że jest dobrze traktowany.

      Admirał parsknęła z rozbawieniem.

      – Nie martw się o szeregowego Wiśniowskiego, jest traktowany jak król. Wiesz, że odrzucił możliwość wyhodowania sobie nowych rąk, prawda?

      Cookie nie zdołała ukryć zaskoczenia. Admirał zachichotała.

      – Nie popadł w depresję ani nic podobnego, jest po prostu niecierpliwy! Wybrał protezy. W zeszłym tygodniu dopasowano mu dwie sztuczne dłonie i podłączono je do jego układu nerwowego. Aktywacja nastąpi dziś albo jutro.

      Cookie zmarszczyła brwi.

      – Ale… czy Flota pozwoli mu służyć z dwoma protezami?

      Wilkinson machnęła ręką.

      – Oczywiście! Przecież będzie dysponował dwiema w pełni funkcjonalnymi dłońmi, będzie nawet czuł normalnie, chociaż dostosowanie się mózgu zajmie trochę czasu. Fizykoterapia potrwa najwyżej miesiąc. Wiśniowski będzie musiał przejść test sprawnościowy, ale wątpię, żeby oblał.

      Cookie próbowała sobie wyobrazić towarzysza broni ze sztucznymi rękami, ale nie potrafiła.

      – Czy te protezy nie będą wyglądały zbyt, no, sztucznie? Albo dziwnie?

      Wilkinson zastanowiła się nad odpowiedzią.

      – Nie, właściwie to nie. Dawniej niektórzy pacjenci mieli kłopoty, ponieważ mentalnie nie potrafili zaakceptować sztucznej kończyny, ale nauczyliśmy się wreszcie, jak wyhodować skórę, aby obrosła protezę. Okazało się to bardzo pomocne. Wciąż nie umiemy poradzić sobie z przesuszaniem się skóry na protezach, pacjenci skarżą się na swędzenie, ale i tu coś w końcu wymyślimy. A twój szeregowy Wiśniowski wróci do służby za jakieś pięć tygodni.

      Cookie wspomniała, jak Wiśniowski unosił okaleczone ramiona i krzyczał ze zgrozy: „Patrz, co zrobili! Obcięli mi ręce!”. Wzdrygnęła się.

      – Jego rany nie były tak głębokie jak twoje – powiedziała cicho Wilkinson. – Bardziej widoczne, ale nie tak poważne.

      – Powinnam się z nim zobaczyć.

      Admirał skinęła głową.

      – Pyta o ciebie codziennie. Wyświadczysz wszystkim przysługę, jeśli się z nim spotkasz. Może wreszcie wtedy przestanie męczyć pielęgniarki. Powiedz mi jednak, dlaczego uważasz, że Hiram nie będzie chciał cię widzieć?

      – Kiedy… kiedy to się stało, no, wie pani, był tam. Widział wszystko. – Cookie pokręciła głową na wspomnienie swojego wybuchu. – On… on myśli o mnie jak o kobiecie, nie jak o żołnierzu. Oczywiście wie, że służę, ale nie taką mnie znał, gdy byliśmy razem. A teraz już wie.

      – Co takiego wie, Mario? – zapytała Wilkinson z łagodną troską. – Co takiego wie, czego nie wiedział wcześniej?

      Cookie spojrzała jej prosto w oczy.

      – Że jestem zabójcą.

      Psycholog westchnęła.

      – Czasami wydaje mi się, że ludzie nie są jednorodni, lecz przypominają słoik pełen kamyków, z których każdy stanowi element osobowości. Codziennie nasze słoje są wstrząsane i niektóre elementy stają się widoczne, a potem następuje kolejny wstrząs i ujawniają się nowe cechy. Oczywiście wciąż jesteśmy sobą, sumą wszystkich tych kamyków, mieszających się na nowo każdego dnia. – Zamyśliła się. – Rzecz w tym, że ta jedna lub dwie cechy „prawdziwych” nas stają się widoczne nie tylko dla ludzi z zewnątrz, lecz także dla nas samych. Czasami skupiamy się na tym jednym elemencie i wydaje nam się, że właśnie ta cecha czyni nas takimi, jakimi jesteśmy, choć to nie fair. – Wilkinson zakręciła filiżanką, na dnie zawirowały resztki kawy. Spojrzała na Cookie. – Dawno już nie byłam w nowym związku, ale pozwól, że dam ci niemedyczną radę. Spotkaj się z nim. Hiram to bardzo inteligentny młodzieniec. Może cię zaskoczyć, Mario. Jeżeli łączy was coś wyjątkowego, warto to ocalić.

      Cookie nie wiedziała, co odpowiedzieć. Przez chwilę siedziały w milczeniu. Kelnerka przyniosła im rachunki i kobiety sięgnęły po swoje identyfikatory, żeby zapłacić. Potem Cookie odważyła się zadać pytanie, które zaczęło ją dręczyć, gdy tylko zobaczyła naczelną psycholog


Скачать книгу