Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki. Kennedy Hudner
– Co z moim synem, księciem RaShahidem?
– Wasza Wysokość, z radością pragnę zameldować, że pomimo uważnych obserwacji nie natrafiliśmy na nic podejrzanego albo wywrotowego. – Saatchi pokazał cesarzowi listę kontaktów księcia przez minione piętnaście dni. Dokąd chodził, z kim rozmawiał, co powiedział, a nawet co oglądał na tablecie. – W tym czasie, Wasza Cesarska Mość, książę odbył intymne spotkania z czterema kobietami. Z dwiema spotykał się już wcześniej. Każda z tych kobiet została dokładnie prześwietlona i nie przedstawia żadnego zagrożenia dla bezpieczeństwa. Dwie z nich to żony oficerów służących pod rozkazami księcia, pozostałe spotkał w miejskich klubach. Nic, czego nie można by się spodziewać po młodym mężczyźnie. – Naczelnik tajnej policji uśmiechnął się z zadowoleniem.
Cesarz zmarszczył czoło na wzmiankę, że RaShahid sypia z żonami swoich podwładnych. Oficerowie wyższego stopnia byli w takich sprawach bardzo konserwatywni. Czy temu młodemu głupcowi wydawało się, że nikt się nie dowie, że uwodzi cudze żony? A może sądzi, że nie wzbudzi to niechęci? Czy książę nie rozumie, że wrogie nastawienie wojskowych to najgorsza sytuacja dla cesarza albo jego syna? Chalabi westchnął i pokręcił głową.
– Saatchi, daj mi pełny spis oficerów, których żony były zaangażowane w związki z księciem. Uważam, że należy im się awans i nowe placówki, które nie będą wymagać udziału w walce.
– Oczywiście, Wasza Wysokość.
– Nie martwią cię pozostałe dwie kobiety, z którymi spotkał się książę?
– Och nie, Wasza Wysokość. Obie są młode. Książę spotkał je podczas nocnych wypadów z przyjaciółmi. Wybrał je przypadkiem. Obie pracują na mało znaczących stanowiskach, jedna to urzędniczka w zakładach przemysłowych, druga na niskim szczeblu rządowym. To tylko dziewczęta, które cieszą się młodością i zażywają cielesnych przyjemności.
Cesarz ze znużeniem skinął głową.
– Dobrze, Saatchi. Powiedz mi jeszcze, czy oprócz surowych faktów, które zamieściłeś w raporcie, masz coś do dodania? Jakieś wrażenia?
– Książę jest lojalnym i znającym swoje obowiązki synem. – Saatchi uśmiechnął się uniżenie. – Znając go, to żadne zaskoczenie, Wasza Wysokość.
Tymi słowami Saatchi przypieczętował swój los. O księciu RaShahidzie można było wiele powiedzieć, ale lojalność i poczucie obowiązku nie znajdowały się w zbiorze jego zalet.
„Co ci obiecał mój syn?” – zastanawiał się cesarz. Nieważne. Saatchi właśnie potwierdził, że spiskuje z księciem. Jak najlepiej to wykorzystać?
Chalabi westchnął z ulgą, jakby spadł mu z serca ciężki głaz. Pozwolił sobie na lekki uśmiech, po czym skinął głową.
– Doskonale, Saatchi. Utrzymaj obserwację księcia przez kolejny tydzień, a potem złóż mi raport. Możesz odejść.
– Wasza Cesarska Mość. – Saatchi skłonił się do ziemi, a potem wycofał z gabinetu.
Cesarz Chalabi poczekał, aż naczelnik DSC opuści pałac, zanim sam wyszedł. Wiedział doskonale, że od wielu miesięcy pokój jest na podsłuchu, podobnie jak prywatne komnaty. Saatchi podłożył pluskwy wszędzie, gdzie tylko zdołał.
Z dwoma savakami jako eskortą minął kilka różnych korytarzy i dotarł do rzadko używanej części budynku. Zszedł po schodach na poziom lochów, a potem jeszcze niżej. Stał tam na straży kolejny savak. Cesarz uniósł pytająco brew, ale savak opuścił tylko rękę dłonią do siebie, co oznaczało, że jest bezpiecznie. Nie padło ani jedno słowo. Cesarz przeszedł na koniec podziemnego tunelu, do pustej ściany. Wystarczyło jednak, że przyłożył dłoń, a mur rozsunął się bezszelestnie. Chalabi znalazł się w korytarzu pod sąsiednim budynkiem, jakieś sto metrów od pałacu. W mniejszym budynku mieściły się biura rządu. Cesarz wszedł na schody i wspiął się na trzecie piętro, potem wślizgnął się przez drzwi ukryte za sięgającym sufitu regałem z książkami.
Pomieszczenie, do którego wszedł, nie było gabinetem, lecz raczej niedużym salonem. Stały tu dwa fotele i sofa. Szczupła, ciemnowłosa kobieta około dwudziestki siedziała na fotelu. Wstała, gdy tylko zobaczyła władcę, a potem skłoniła się nisko.
Cesarz niecierpliwie machnął ręką.
– Wstań, Afsoon.
Afsoon znaczyło „urocza” w starożytnym języku cesarskich przodków. Pasowało do niej. Była savakiem, ale nie brutalnym, twardym osiłkiem, których widywali ludzie. Cesarz Chalabi ujrzał dziewczynę jeszcze w żłobku i zachwycił się jej urodą, choć była jeszcze dzieckiem. Wybrał ją i kilkanaście innych, a potem wychował w odosobnieniu od reszty savaków. Przez całe dzieciństwo były szkolone i warunkowane w posłuszeństwie wobec cesarza. Wiele od nich wymagano, lecz wiele także otrzymywały w zamian. Jako grupa nie miały oficjalnej nazwy, ale cesarz uważał je za „Swoje Jedyne”. Stały się odpowiedzią na odwieczny dylemat, z którym zmagali się wszyscy władcy we wszechświecie: kto pilnuje strażników?
Były wyszkolonymi agentkami, szpiegami i zabójczyniami. Cesarz trzymał ich istnienie w całkowitej tajemnicy. Jego Jedyne chroniły go przed zdradą, zwłaszcza wśród najbliższych współpracowników i rodziny.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, panie. – Głos miała cichy i namiętny.
– Melduj – rozkazał Chalabi. – Spotkałaś księcia?
– Jak rozkazałeś, panie. Odwiedzałam bary, do których lubi zaglądać. Nie podeszłam do niego, ale łatwo było go przyciągnąć. Trzeciego wieczora, gdy zobaczył mnie znowu w lokalu, podszedł.
Nic dziwnego, ta kobieta przez lata była szkolona w technikach uwodzenia.
– I?
Wzruszyła ramionami.
– Zabrał mnie do niedużego apartamentu z dala od pałacu. Spędziłam tam noc. Uprawialiśmy seks kilka razy. – Odsłoniła znikający siniak na policzku. – Lubi policzkować i bić partnerki seksualne, podnieca go to.
Mówiła o tym obojętnie, jakby chodziło o stwierdzenie, że lubi wypić piwo do obiadu.
Cesarza Chalabiego ogarnęła obawa. Czy jego bezmyślny syn bił również żony oficerów, z którymi sypiał? To mogło spowodować problemy.
– Kiedy pierwszy raz się do mnie zbliżył, panie – podjęła Afsoon – powiedziałam, że nie używam żadnych preparatów antykoncepcyjnych i błagałam go, żeby mnie nie zapłodnił. Rozpłakałam się, żeby sprawdzić, czy zareaguje na płacz kobiety. Nie zareagował. Powiedział, że jeżeli zajdę w ciążę, będę miała szczęście, ponieważ urodzę bękarta księcia i ten dzieciak będzie znany jako syn największego dowódcy wojskowego w ludzkim wszechświecie. A potem uprawiał ze mną seks. Udawałam, że sprawia mi to ogromną rozkosz, a to chyba mu się podobało.
Cesarz Chalabi ze znużeniem przymknął oczy. Najpierw jego syn sypia z żonami oficerów, a teraz jeszcze dopuszcza się niedyskrecji przy obcych. Skinieniem głowy nakazał kobiecie mówić dalej.
– Zapytałam go, jakie wielkie bitwy wygrał, że jest tak sławnym admirałem. Odpowiedział, że dowiem się za miesiąc. – Zerknęła na władcę. – Panie, twój syn powiedział, że za miesiąc wszyscy się dowiedzą.
Chalabi stłumił jęk rozczarowania w obliczu takiej lekkomyślności syna.
– A czy Saatchi cię inwigilował?
Afsoon skrzywiła się lekko.
– Tak, panie mój.
– I co?
–