Ciała zdruzgotane, ciała oporne. Отсутствует
Jonasz określony zostaje zaledwie mianem „mojego” proroka, ściśle rzecz biorąc nie można więc tu mówić o identyfikacji. Ale w pomieszczonym także w tomie Ciemne świecidło wierszu z cyklu Przypisy do Ksiąg Starego Testamentu zatytułowanym Do księgi Jonasza do takiej identyfikacji dochodzi wprost:
Los mój Jonaszowy. Stąd o staję
Stoi mój wieloryb. Jego czas
w erach galaktyk, mój w chwilach jętki.
Dość by dowlec się do Fishermans Wharf
nim słońce zajdzie. Nim słońce wschodzi,
pomagam rybitwom: wplatam mianowicie moje palce,
białe, pomiędzy ich, fioletowe (to niggry).
Ich – twardsze niż cedr. Z moich czerwień ścieka,
blada, w słoną zieloność rozlewiska.
Liny są stalowe a sieci rwą się.
A on stoi jak stał, obła wyspa na oceanie.
On ma czas. Czas
pracuje na niego.
Korzystając z ulotnego czasu jętki, Wat-Jonasz dosłownie wplata swoje ciało w robotę ptaków-ludzi, rybitw-rybaków. Tymczasem spokojnie odmierzany przez interpunkcję i wersyfikację wiersza czas pracuje na wieloryba, tę „obłą wyspę na oceanie”. Stojący stąd o staję wieloryb jest „jego” niczym stojący na redzie „jego” własny statek, to jednak chyba niczego dobrego nie wróży. Wat stracił już raczej nadzieję, że popłynie gdzieś – jak cytując pewną osiemnastowieczną książkę podróżniczą pisze w Odjeździe Anteusza – „końcem znalezienia spokojniejszej wody”, bo – jak pisze z kolei w wierszu Dedykacja – „biały statek”, który „jakby czekał na mnie opóźnionego”, w końcu „odjeżdża ku innym wyspom, bez nas”. W tym kontekście fakt, że wieloryb jest „jego”, oznacza chyba najprędzej zażyłość z własną śmiercią, której figurą byłby biblijny zwierz. Popęd śmierci, który każdego z nas popycha do finału, choć zarazem każdy z nas, jak uczy Zygmunt Freud, pragnie – w zażyłości ze swoim wielorybem – umrzeć na własny sposób, dochodzi dość jednoznacznie do głosu w innym wierszu Wata, który igra z historią Jonasza, nawet jeśli prorok nie zostaje tu wymieniony z imienia. W drugim ze Snów sponad Morza Śródziemnego czytamy mianowicie:
Pierwsza lata młodości spędziłem
w brzuchu ryby. Ze starej rodziny
Balistes Capricus. Miałem lat niespełna
trzynaście, gdy mnie wypluła. Piękną zaiste parabolą.
Toż to był przelot!
Dotądem nie oprzytomniał
z wstrząsu narodzin. Zdawało się, nigdy
trajektoria nie dosięgnie mety!
Trajektoria tej paraboli-przypowieści, która łącząc narrację freudowską z biblijną rozpoczyna się ową barmicwopodobną traumą narodzin – być może jest to bar micwa przedwczesna, skoro inicjowany nie ukończył był jeszcze przepisowych lat trzynastu – prowadzi Wata-Jonasza rzeczywiście nie tyle do mety, ile do miasta: „W mieście zatem portowem. Tyr to? Sydon? Może / Syrakuzy? Przecież niepewny, pytam / o nazwę”. Nieco dalej, owszem, owo miasto zostaje zidentyfikowane jako „Sydon”. Poniekąd jednak są to i Syrakuzy, miasto, z którego Platon kazał go wyświecić, lecz w którym nadal tkwi jako wyświecony, miasto, nieopodal którego – jeśli nie po prostu w nim – upadły Prospero konfrontuje się z amfiboliczną przyrodą. Ponieważ w tym mieście, Byblos wiekuistym, czas zamarł, dzieje wciąż się kończą, a epoki i ironicznie zrujnowane narracje nakładają się na siebie, śmierć, prawdziwa „meta” trajektorii, okazuje się doprawdy nieosiągalnym celem i końcem. Takim kresem byłby powrót do ryby:
Gdzie moja ryba? Do niej, wrócić!
Rozpytuję. Głuchoniemiście w tym mieście. W przeklętym. W tym mieście-ście
przeklęci. W skazanym. Na wieków.
Synekdochą przestrzeni wiekuistego wygnania okazuje się wkrótce potem „Vicolo d’Amor Perfetto”. Warto uchwycić się tego tropu, bo prowadzi on ku istotnej, dodatkowej charakterystyce tej przestrzeni. Sny sponad Morza Śródziemnego datowane są na „luty–marzec 1962”. W czerwcu tego samego roku powstał dziwaczny poemat Mała Dalila, niewłączony do Ciemnego świecidła, który zawiera fragment będący w istocie pierwszą wersją Ody II. Fragment ten niemal dokładnie pokrywa się z ostateczną postacią tego utworu. Jedna z nielicznych różnic polega na tym, że tam, gdzie w Odzie II mowa jest o „rue Beausire”, w Małej Dalili pojawia się „vicolo d’Amor Perfetto”, zaświadczając o ciągłości między Odą II a przywołanym „snem” sponad Morza Śródziemnego. Na rue Beausire pracuje natomiast kurewka Dalila, przeniesiona na paryską ulicę z biblijnej opowieści o Samsonie. Jej meandryczne losy nie są dla nas zbyt istotne, jeśli nie liczyć wzmianki o jej ukochanym, z którym łączy ją „miłość sierot, kazirodcza”. Ta zaś figura odsyła nas wreszcie do innego ważnego „starotestamentowego przypisu” – tym razem do Księgi Psalmów – także niewłączonego do Ciemnego świecidła. Ta wariacja na psalmach, która w szaleńczy sposób skleja ze sobą rozmaite biblijne odłamki – historię starego Dawida z dziejami Abrahama i Lota, a także z Izajaszowym wezwaniem do sprawiedliwości – pozwala ostatecznie dookreślić status uniwersalnego Byblos, w którym utkwił podmiot wyświecony:
Gdybyś mnie dobił jak chorego słonia.
„Śpi z nieletnimi stary król Dawid,
lubieżnikiem nasz król” – egzaltują się poddani.
A ty wiesz, że tulimy się do siebie, dwoje sierot
we wrogim mieście, w mieście wroga,
w mieście Gomorze, które oszczędziłeś
dla dziesięciu wątpliwie sprawiedliwych.
Sprawiedliwy jest mąż, który chodzi twoimi ścieżkami.
Kto sprawiedliwy, kiedy ścieżek nie ma.
W tym mieście Dawid jest królem, a zarazem jest to miasto wrogie, tak samo jak Kain był budowniczym miasta, a zarazem wygnańcem na ziemi osiadłych. Miasto, tym razem identyfikowane jako Gomora, podobnie jak Jonaszowa Niniwa zostało ocalone od bożego wyroku, odnalazło się w nim bowiem dziesięciu sprawiedliwych, o których targował się Abraham – są to jednak sprawiedliwi nader wątpliwej jakości. Rzeczywiście nie ma tu ścieżek – nawet krzywych, które można by prostować – skoro zrujnowane-ale-wiekuiste, wrogie-ale-nasze Byblos jest też zarazem uniwersalną pustynią, po której krąży się bez celu.
W młodzieńczym eseju poświęconym księdze Jonasza i pojęciu sprawiedliwości Gershom Scholem tłumaczył, że jest to księga prorocka nie dlatego, że zawiera ona jakieś profecje, lecz dlatego, że traktuje o edukacji proroka jako takiego7. Bóg musi pouczyć Jonasza, by dopiero stał się faktycznie prorokiem, nie wystarczy tu przekazanie posłannictwa. Kiedy po awanturze z wielorybem Jonasz udaje się do Niniwy i wieszczy jej zagładę, mieszkańcy podejmują pokutę, Bóg zaś zawiesza swój wyrok. Jonasz jest wściekły, ponieważ – jak tłumaczy Scholem – myli działania proroka z działalnością historyka: chciał o przyszłości mówić tak, jak historyk mówi o przeszłości. Tymczasem boża sprawiedliwość polega na odwleczeniu bożego wyroku, na zawieszeniu egzekucji prawa. Prawdziwy akt prorocki nie jest przewidywaniem przyszłości jako czegoś zdeterminowanego, lecz jest potencjalnie sprawczym wydarzeniem w dziejach pojmowanych jako przestrzeń
7
Zob. G. Scholem,