Wybrzeże śmierci. Víctor del Árbol

Wybrzeże śmierci - Víctor del Árbol


Скачать книгу
Luján. Dzwoniłem jakiś czas temu, żeby zapowiedzieć moją wizytę. Chciałbym porozmawiać z don Horaciem.

      Kobiecie nie umknęła dbałość, z jaką staruszek składał słowa i ostrożnie, z liturgicznym namaszczeniem, umieszczał je w powietrzu.

      – To ja jestem Horacio. I jeśli się nie mylę, uprzedzałem pana, że nie ma pan tu czego szukać.

      Zza pleców kobiety dobiegł głos robota. Należał do zgiętego wpół staruszka, ptaszka obleczonego w szare spodnie i marynarkę zbyt grubą jak na panujący upał. Głuchy, mechaniczny dźwięk nie wydobywał się z jego ust, ale z ciemnego krążka w gardle ukrytego pod zawiązaną wokół szyi apaszką. Mężczyzna zmierzył Mauricia wzrokiem.

      – Nie wygląda pan na przyjaciela Oliveria Pellegriniego.

      Mauricio poczuł się skrępowany bacznym spojrzeniem jego małych oczek.

      – To komplement czy zarzut?

      – Stwierdzenie faktu.

      – A jak pana zdaniem wygląda przyjaciel Oliveria?

      Siwa kobieta z trwałą ondulacją zwróciła się lekko karcącym tonem do starca z zaworem w szyi.

      – Wystarczy, Horacio. Nie musisz być niemiły.

      Staruszek uśmiechnął się, odsłaniając zniszczone zęby.

      – Uważa pan, że jestem niemiły? – zapytał, pokazując spód swoich dużych, pomarszczonych dłoni, na których linia życia powoli dobiegała końca.

      Mauricio starannie dobrał słowa, jak wcześniej w rozmowie z kobietą.

      – Z tego, co mi wiadomo, służył pan z Oliveriem podczas wojny o Malwiny4. Miałem nadzieję, że pomoże mi go pan odszukać.

      Staruszek zlustrował go uważnie.

      – Myli się pan. Powiedziałem to już panu przez telefon.

      Mauricio przytaknął, wbił wzrok w podłogę i podrapał się po brodzie.

      – Myślałem, że zajmują się państwo udzielaniem pomocy w poszukiwaniu zaginionych. Tak przynajmniej głosi państwa strona internetowa.

      Staruszek z zaworem w gardle zmarszczył czoło.

      – A co według pana robimy? Uważa pan, że prowadzimy coś w rodzaju domu seniora? Że puszczamy bąki, grając w domino, i opowiadamy sobie o naszych problemach z pęcherzem? Każdy, kto przechodzi przez te drzwi, na kogoś czeka. Kogoś, kto odszedł dawno temu. Czasami możemy pomóc. Czasami nie. Ale zawsze próbujemy.

      – Mnie nie chce pan pomóc.

      Horacio posłał mu pogardliwe spojrzenie.

      – Niektórzy postrzegają to miejsce jako cmentarzysko słoni, coś, co wzbudza litość, pobłażliwość, ale i zapomnienie, a nas uważają za grabarzy. Pan jest jedną z tych osób, dostrzegłem to, gdy tylko przekroczył pan próg.

      Mauricio musiał zacisnąć mocno usta, żeby nie wymknęła się z nich odpowiedź, która buzowała mu w piersiach.

      – Proszę mi wybaczyć, jeżeli odniósł pan takie wrażenie. Zapewniam, że jest całkowicie mylne. Jak już mówiłem, szukam przyjaciela, którego straciłem z oczu ponad dwadzieścia lat temu. Słyszałem, że przebywa w Barcelonie, i pomyślałem, że pan mi pomoże.

      Horacio pokręcił głową.

      – Pan nie szuka przyjaciela. Kogo tak naprawdę pan szuka, którego Oliveria? Od dawna nie mam o nim żadnych wiadomości i nie chcę ich mieć. O panu także nie muszę wiedzieć nic więcej niż to, co mogę wyczytać w pańskim spojrzeniu. Co się stało? Dlaczego był pan w więzieniu? Bo o to chodzi, powłóczy pan spojrzeniem tak, jak powłóczą nogami osadzeni przemierzający więzienne korytarze. Człowiek nigdy nie strząśnie z siebie tego wyglądu skazańca.

      Mauricio wytrzymał spojrzenie staruszka.

      – To nie pańska sprawa. Nie przyszedłem tu po to, żeby mnie pan obrażał.

      – Znam ludzi pańskiego pokroju. Tak dumnie prostuje pan plecy… Jakby wszyscy inni byli nikim, tylko dlatego, że nie wycierpieli nawet połowy tego co pan. Obwinia nas pan o to, że nie potrafi być szczęśliwy, choćby przez moment. Mylę się?

      Mauricio omiótł wzrokiem pomieszczenie, zanim z lekkim wyrzutem spojrzał na mężczyznę.

      – Nie wszyscy mieliśmy tyle szczęścia, żeby móc wybrać sprawy, o które walczymy.

      Stary Horacio wyciągnął szyję, odsłaniając zawór w gardle.

      – Myli się pan. Nie dajemy tu ludziom powodów, by żyć, muszą je znaleźć sami. A teraz proszę wyjść.

      – Lepiej niech pan już idzie… – Głos kobiety podziałał na nich jak gong na ringu.

      Mauricio włożył kapelusz, wziął głęboki oddech, skłonił się lekko damie o białych włosach i spojrzał kątem oka na Horacia.

      – Do widzenia.

      Zanim pokonał pierwszy odcinek schodów, głos Serrata znów przybrał na sile – był niczym list intencyjny.

      – Proszę pana!

      Odwrócił głowę. Spojrzenie damy o białych włosach zdradzało pośpiech, wyglądała tak, jakby czuła się winna z jakiegoś powodu, którego on nie był w stanie odgadnąć.

      – Musi pan wybaczyć Horaciowi. Przeżył ciężkie lata po tamtej wojnie.

      – Rozumiem, proszę pani. Ale ja nie jestem wrogiem.

      Kobieta nieśmiało zrobiła krok naprzód. Rozejrzała się na boki, jakby się bała, że ktoś ją szpieguje.

      – Ten człowiek, którego pan szuka… pański przyjaciel Oliverio. Nigdy go tu nie było. Ale wiem, kim jest.

      Zanim Mauricio zdążył odpowiedzieć, podała mu szarą kopertę.

      – Proszę tu już nie wracać.

      Mauricio zajrzał do koperty. Horacio go okłamał. Po wojnie o Malwiny wcale nie stracił z oczu Oliveria. W drobiazgowym dossier było całe jego życie, a także kilkanaście zdjęć z różnych okresów. Zwrócił uwagę zwłaszcza na jedno. Surowa twarz, mniej więcej siedemdziesięcioletnia, z bujnymi białymi wąsami, krzaczastymi brwiami i oczami o bacznym, przenikliwym spojrzeniu. Znalazł też adres i numer telefonu. Zadzwonił. Po dłuższym czasie rozległ się głos z innej epoki.

      Głos zdarty i nieprzygotowany.

      – Halo? – Krew tętniła w gardle Mauricia. – Kto mówi?

      Pragnął się odezwać, wypowiedzieć słowa, które od lat sobie przygotowywał. Ale jego usta nie chciały się otworzyć.

      – Halo? Jest tam ktoś?

      Mauricio powoli odsunął komórkę od ucha. Drżał jak dzieciak. Przełknął ślinę. Próbował, ale nie był w stanie nic powiedzieć. Wreszcie się rozłączył. Nie był jeszcze gotowy. Spoglądając na kolejne ze zdjęć, pomyślał, że może zrobić coś innego.

      – Dzień dobry, chciałbym kupić kwiaty.

      Kwiaciarnia Erytryna znajdowała się niedaleko kościoła Sagrada Familia. W środku obracał się powoli wentylator o plastikowych skrzydłach, przyjemnie mieląc powietrze nasączone kwiatowymi zapachami. Z głośników dobiegała spokojna melodia, łącząca w sobie echo szumiącej wody, dźwięki harfy i plusk morskich fal. Na ladzie leżało mnóstwo łodyg, dziewczyna ubrana w koszulę i zielone ogrodniczki odcinała sekatorem chore liście róż. Miała mocne, umięśnione ramiona. Jej włosy były kasztanowe, jednak ze zdjęć w dossier


Скачать книгу

<p>4</p>

Wojna o Falklandy-Malwiny – konflikt zbrojny między Argentyną i Wielką Brytanią z 1982 r. o archipelag na południowym Atlantyku, będący od lat przedmiotem sporu między obu państwami. Po trwających trzy miesiące walkach Falklandy pozostały w rękach Brytyjczyków.