Strategia dla Polski. Отсутствует
pierwszy krok we właściwym kierunku. Programowanie powinno stać się procesem świadomego kreowania aktorów rozwoju społeczno-gospodarczego, co oczywiście jest znacznie bardziej dyskusyjne, złożone i trudne. Należy pamiętać, że programowanie rozwoju będzie nie tylko tworzyć określone reguły (rule-making), ale także określonych aktorów (actor-making). Nie oznacza to, że dotychczasowi mają zostać całkowicie zastąpieni przez nowych, lecz że w toku programowania rozwoju partnerzy społeczni powinni zmieniać nastawienie i identyfikacje, tym samym stając się aktorami zmiany, w której programowaniu uczestniczą.
5. Kreowanie aktorów rozwoju nie odbywa się w instytucjonalnej próżni. Przeciwnie, grupy interesu z nimi związane będą chciały zachować swoje strefy wpływu i dlatego będą starały się ukierunkować istniejące i dodatkowe zasoby (np. fundusze unijne) w sposób, który utrwali status quo i dotąd dominujący mechanizm rozwoju. Jeśli się to zignoruje, można będzie sformułować i przyjąć nową strategię rozwoju, ale jej realizacja niekoniecznie przyniesie założone rezultaty i pożądaną zmianę. Dobrym tego przykładem są smutne losy strategii lizbońskiej.
6. Kładąc nacisk na społeczny dyskurs, trzeba stale pamiętać, że nie tylko chodzi o samo prowadzenie dialogu, ale też o jego charakter. Rzecz w tym, żeby przezwyciężyć ograniczenia tradycyjnego dialogu korporatystycznego i uruchomić dialog obywatelski, co oznacza praktyczne przejście od dialogu krótkookresowego do długookresowego, ochronnego do prorozwojowego, lobbingowego do negocjacyjnego, antagonizującego do partnerskiego, wertykalnego do horyzontalnego, redystrybucyjnego do mobilizującego zasoby, politycznego do społecznego.
7. Nie da się tego uczynić, jeśli nie ma przestrzeni publicznej lub jest ona opanowana wyłącznie przez partie polityczne. Rada ogólna wynikająca z tego spostrzeżenia jest taka: zanim poszczególni badacze społeczni zajmą się bezpośrednio polityką, niech razem zadbają o otwartą i żywą publiczną przestrzeń debaty.
Inspiracją dla moich przemyśleń o roli badacza społecznego oraz polityka były klasyczne eseje Maxa Webera. Zwłaszcza dwie jego tezy wydają się bardzo przystające do moich doświadczeń (Weber 1948). Według pierwszej sami „politycy władzy” mogą osiągnąć znaczne efekty, ale faktycznie ich wysiłki prowadzą donikąd i są bezsensowne (The mere „power politician” may get strong effects, but actually his work leads nowhere and is senseless). A więc jeśli badacz społeczny wkracza w świat polityki, powinien zadbać o to, aby być politykiem publicznym, a nie politykiem partyjnym. W tej pierwszej roli może spożytkować wiedzę, w tej drugiej uczestniczy w grze, w której wiedza będzie mu tylko ciężarem i niczego więcej się nie nauczy. Według drugiej polityka może być zawodem i może być powołaniem (Politics may be a man’s avocation or his vocation). W przypadku badacza społecznego polityka nie powinna być zawodem, lecz misją, i to wykonywaną tymczasowo, czyli po to, aby przyczynić się do rozwiązania określonych problemów i zdobycia doświadczenia służącego potem poszerzaniu wiedzy. Rzecz w tym, aby samemu umieć znaleźć się między obserwacją a uczestnictwem i pomagać innym znajdować sposób na rozwiązywanie dylematu związanego z tym „między”. To ostatnie jest w moim odczuciu sednem misji badacza społecznego uprawiającego politykę. Zarazem jest pozytywną – choć nieco ironiczną i przewrotną – odpowiedzią na fundamentalne i trudne pytanie Webera: dlaczego angażować się w coś, co w rzeczywistości nigdy do końca się nie staje i nigdy nie ma końca (Why does one engage in doing something that in reality never comes, and never can come to an end?).
Między publiczną niemocą a rozwojową szansą
Polska od lat znajduje się w rozdarciu między publiczną niemocą a rozwojową szansą. Szansę wygenerowały wielkie przemiany ostatnich dekad. To dzięki nim wyrósł rynek, ujawniła się przedsiębiorczość, staliśmy się gospodarczo konkurencyjni nawet wobec najsilniejszych, masowo kształcą się kolejne roczniki młodego pokolenia zorientowane na pracę i sukces. Staliśmy się dynamicznym społeczeństwem i widać nas w Unii Europejskiej. Niemoc jest spowodowana zaniedbaniami w sferze publicznej. Podczas gdy przestrzeń prywatna ekspansywnie się poszerza, przestrzeń publiczna karleje. To rodzi owo rozdarcie, które stało się źródłem ogarniającej nas zbiorowej frustracji i blokuje rozwój.
Jedną z głównych przyczyn tych zjawisk jest dominacja układów resortowo-korporacyjnych. Często w publicznych debatach używałem następującego równania, aby zobrazować funkcjonowanie Polski resortowo-korporacyjnej:
Oznacza ono, że osłaniana przez układ resortowo-korporacyjny ustawa (Karta Nauczyciela) przyznająca nauczycielskiej korporacji zestaw praw i przywilejów, w sytuacji gdy finansowanie wynagrodzeń i części tych przywilejów spada na gminy oraz w warunkach niżu demograficznego, prowadzi do nadmiernego obciążenia budżetów gminnych sztywnymi wydatkami oświatowymi. Przy czym rosnące wydatki nie zapewniają wysokiego poziomu podstawowej edukacji, lecz jedynie ochronę nauczycielskich interesów. Musi to prowadzić do zapaści finansowej i stagnacji rozwojowej znacznej części gmin.
Dostrzeżenie tego problemu skłania zwolenników myślenia resortowo-korporacyjnego do domagania się powrotu całkowicie scentralizowanego ustalania i finansowania wynagrodzeń i przywilejów nauczycielskich. To niewątpliwie może poprawić sytuację finansową gmin, ale oznacza przerzucenie kosztów na wszystkich podatników. Jednocześnie gminy pozbawione zostałyby ważnego instrumentu kształtowania sytuacji w podległych im szkołach, a tym samym możliwości współdecydowania o rozwoju oświaty. Alternatywą byłaby istotna zmiana instytucjonalna, zwiększająca kompetencje gmin w zakresie decydowania o oświacie na poziomie podstawowym i gimnazjalnym, co wymagałoby zniesienia Karty Nauczyciela. W konsekwencji zmieniłaby się też rola Ministerstwa Edukacji, które utraciłoby charakter administracji resortowej, a stałoby się w większym stopniu ministerstwem o charakterze funkcjonalno-rozwojowym, zorientowanym nie na zarządzanie szkołami, lecz na tworzenie warunków prawnych, materialnych i kulturowych rozwoju narodowej edukacji. Automatycznie osłabiona zostałaby korporacja nauczycielska, a nauczyciele musieliby dbać o swoje interesy, uczestnicząc w znacznie większym niż dotychczas stopniu w horyzontalnie kształtowanych (lokalnie, regionalnie) sieciach koordynacji działań rozwojowych. Analogiczne zmiany instytucjonalne, zorientowane na kreowanie sieci wielopodmiotowych, zdecentralizowanych i horyzontalnych na miejsce struktur hierarchicznych i administracyjnych, są konieczne dla skutecznego rozwiązywania tak różnych problemów, jak: gospodarka wodna, drogownictwo czy podstawowa opieka zdrowotna.
Nienadążanie rozwoju sfery publicznej za sferą prywatną obserwujemy także w zakresie infrastruktury. Jedną z istotnych kwestii jest powszechna informatyzacja. Polska ma najmniejsze osiągnięcia w zakresie społeczeństwa informacyjnego, a wszystkie znane mi projekty dużych systemów informatycznych w administracji publicznej kończyły się niepowodzeniem. W tej dziedzinie władze publiczne ponoszą same porażki. To także pokazuje, jak niesprawna jest administracja publiczna w naszym kraju.
Wiele często komentowanych przykładów naszych niepowodzeń w przeprowadzeniu dużych projektów rozwojowych (np. budowa autostrad) świadczy o tym, że w coraz większym stopniu są one powodowane niesprawnością wykonawczą, a nie brakiem środków. Wynika z tego, że nie uda się zmobilizować i ukierunkować energii społecznej na rozwój bez przeprowadzenia istotnych zmian instytucjonalnych – legislacyjnych, organizacyjnych i logistycznych.
Równocześnie powszechnie wskazuje się m.in. na niską jakość ustawodawstwa. Mamy nieustanną nadprodukcję aktów prawnych i przepisów. Dzieje się tak od lat, mamy zatem do czynienia z trwałą słabością systemową. Prawo służy w Polsce do rozwiązywania spraw konkretnych i doraźnych. Zasady ogólne są systematycznie łamane przez kolejne regulacje specjalne. To powoduje, że prawo jest politycznie instrumentalizowane i niestabilne. Nie da się w ten sposób ukształtować ładu konstytucyjnego (normatywnego).
Autorzy interesującego studium