Białe róże z Petersburga. Joanna Jax
od razu wycofali się do środka. Na ulicy został młody mężczyzna usiłujący schronić się w jakiejś bramie i dziewczyna w zawiązanej na głowie chustce, która trzymała za rękę około dziesięcioletniego chłopca. Pierwszy strzał trafił uciekającego mężczyznę, drugi chłopaka. Obaj upadli na brukowaną ulicę. Chwilę potem dziewczyna uklękła przy rannym dziecku.
– Jedźcie z drugiej strony, ja zajmę się dziewczyną i sprawdzę wejście frontowe! – krzyknął Oboleński, chociaż dobrze wiedział, że przy głównym wejściu zapewne już nikogo nie zastanie.
Powinien nakazać zatrzymanie dziewczyny, która nie była groźna, a mogła okazać się cennym świadkiem, sam zaś udać się wraz z innymi na drugą stronę budynku, ale nagle powróciło do niego wspomnienie krwawej niedzieli, kiedy jako chłopiec ujrzał martwe oczy leżącego na ulicy dziecka. Ten widok od lat był dla niego jak koszmar, który nie daje o sobie zapomnieć i powraca. Musiał, po prostu musiał sprawdzić, czy dzieciak żyje. To było silniejsze nawet od chęci pojmania zabójcy jego ojca.
Bardzo powoli zbliżył się do rannego i klęczącej przy nim dziewczyny. Na wszelki wypadek jednak zdjął z ramienia karabin i odbezpieczył, bo było wysoce prawdopodobne, że młoda kobieta, należąca przecież do tej bolszewickiej grupy, była uzbrojona. Nawet kiedy zauważył, że dzieciak wciąż żyje, bo porusza palcami u rąk, walące jak oszalałe serce Aleksandra uspokoiło się dopiero wówczas, gdy zajrzał chłopcu w oczy. I wtedy dziewczyna odwróciła się w jego stronę, i popatrzyła na niego. Miała ogromne ciemne oczy, nieco egzotyczne, i ujrzał w nich śmiertelne przerażenie. Nie miał pojęcia, czy nieznajoma bała się o chłopca, czy o siebie, ale wiedział, że jeżeli czegoś nie zrobi, przez następne lata będzie go prześladował również ten widok.
Opuścił karabin i zsiadł z konia. Dziewczyna wyraźnie się uspokoiła, jakby poczuła ulgę, że nie oberwała, jak chłopak. Wciąż nie spuszczając z niej wzroku, zapytał:
– Mocno dostał?
Dziewczyna bezradnie wzruszyła ramionami, a potem w jej ogromnych oczach pojawiły się łzy. Próbowała coś powiedzieć, ale widział jedynie jej drżące usta, z których nie mogła wydobyć głosu. Po chwili wydukała:
– To mój brat, Misza. Dostał w ramię. On krwawi… Potrzebuje lekarza.
Aleksander rozejrzał się i dostrzegł jednego z agentów Ochrany. Gwizdnął i chwilę potem funkcjonariusz podjechał do nich.
– Zorganizujcie mi jakiś wóz. Niech tu podjedzie.
Mężczyzna nieco się zdziwił troskliwością Oboleńskiego i ze złośliwym uśmieszkiem oddalił się w stronę niewielkiego składowiska węgla. Zapewne pomyślał o Aleksandrze jak o mięczaku, który jedyne, co potrafi to, tańczyć kadryla i paradować przed carską rodziną, zaś na widok trupa mdleje.
Aleksander wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny, by zdjąć z jej głowy chustkę. Potrzebował jej do zatamowania krwotoku, ale najwyraźniej ona wciąż była przerażona, bo odsunęła się od niego gwałtownie.
– Nie bój się – powiedział ciepło. – Musimy zatrzymać krwawienie.
Odwiązała chustkę i bez słowa mu ją podała. Zdziwił się, gdy ją zdjęła, bo spodziewał się, że ujrzy czarne włosy, które pasowałyby do jej ciemnych oczu, ale one były złociste jak dojrzałe zboże. Dziwna to była kombinacja, ale Aleksander nie miał głowy, by kontemplować dziwaczny wygląd dziewczyny.
– Czy pan mu pomoże? – zapytała cicho.
– Nie wiem, postaram się – powiedział krótko.
Powinien jakoś dodać jej otuchy, ale zbyt był przejęty oczekiwaniem na wozaka. Ten pojawił się po kilku minutach i był równie przerażony, jak jeszcze niedawno dziewczyna.
– Zawieź chłopca na Nabrzeże Smolne, do doktora Nabokowa. Praktykuje pod siedemnastym. Powiedz mu, że przysłał cię Aleksander Fiodorowicz Oboleński.
Mężczyźni ostrożnie przenieśli chłopca na wóz, układając go na starej derce. Wozak zapewne transportował węgiel, bo jego fura, podobne jak i koń były prawie zupełnie czarne.
– Niech pana Bóg błogosławi – powiedziała ze ściśniętym gardłem dziewczyna.
– Nabokow to dobry lekarz, powinien sobie poradzić – powiedział.
Nie chciał odsyłać chłopca do miejskiego szpitala dla ubogich mieszkańców Petersburga, bo obawiał się, że tamtejsi lekarze nie zajmą się nim należycie. Nabokow zaś od lat był lekarzem rodziny Oboleńskich i uchodził za jednego z lepszych chirurgów w okolicy.
– Dziękuję… Jest pan aniołem zesłanym mi przez moją mamę – szepnęła dziewczyna, siadając obok brata.
Wóz oddalał się powoli, a ona wciąż spoglądała na Aleksandra oczami pełnymi wdzięczności. Zapewne nie miała pojęcia, że przybył tam wraz z oddziałem kozackim i funkcjonariuszami Ochrany, by zatrzymać Iwana Dragonowa. Nie odpowiedział nic, tylko wsiadł na konia i pojechał na drugą ulicę, by zobaczyć, jak poradzono sobie z uczestnikami nielegalnego wiecu.
Plac, znajdujący się na zapleczu budynku, wypełniony był ludźmi, którzy stali pod jedną ze ścian, a żołnierze Ochrany zakładali im kajdany i łańcuchy na dłonie i kostki. Jednak zarówno wśród zatrzymanych, jak i wśród leżących gdzieniegdzie zwłok Aleksander nie zauważył nikogo, kto choćby trochę przypominał Iwana Dragonowa.
Do późnego wieczora przesłuchiwano aresztowanych uczestników nielegalnego wiecu, jednak nikt nie potrafił powiedzieć, dokąd uciekł Kamieński, czy miał wspólników ani nawet tego, którym wyjściem wydostał się na zewnątrz. Oboleński był wściekły i już widział nagłówki gazet w najbliższych dniach, a będą zapewne zaczynały się od stwierdzenia: „Znowu nie złapano Kamieńskiego”. Złość Aleksandra była tym większa, że pojechał w to miejsce, a z nim bez mała szwadron wojska i nic. Teoretycznie nawet mysz by się nie prześlizgnęła z tego kwartału, a jednak Dragonow uciekł. A raczej zniknął albo zapadł się pod ziemię. Oboleński naprawdę zaczynał wątpić w swój pragmatyczny umysł i zastanawiał się, czy owego człowieka nie wspierają przypadkiem jakieś nadprzyrodzone siły.
Wiara w mistycyzm i w to, co niewytłumaczalne, opanowała świadomość petersburżan po tym, gdy pojawił się w tym mieście niejaki Grigorij Rasputin, o którym krążyły legendy podobne do tych, jakie opowiadano o Kamieńskim. Ten jednak, w przeciwieństwie do mordercy jego ojca, chodził sobie swobodnie po Petersburgu i mieszał ludziom w głowach. Na Aleksandrze zrobił jednak wrażenie kuglarza i wariata, chociaż poważała go nawet carska rodzina. Rasputin bywał często na dworze, przyjaźnił się z carycą Aleksandrą, a miasto huczało od plotek, posądzając tę parę o romans. Być może zrodziły się one z tego, iż kobiety uwielbiały Rasputina i tak bardzo wierzyły w jego nadprzyrodzone moce, że przedstawiły go na carskim dworze. Podobno Rasputin uleczył małego carewicza z jakiejś tajemniczej choroby, podobno rzucił urok na carycę Aleksandrę i podejmował najważniejsze decyzje w państwie i podobno był nieśmiertelny. Aleksander Fiodorowicz nie dawał temu wiary, ale faktem było, iż kobiety reagowały wręcz histerycznie na widok wriemienszczika Romanowów, czesały jego wiecznie brudną brodę złotymi grzebykami, by mieć choć włos na pamiątkę albo obcinały mu paznokcie, które potem przyszywały do gorsów swoich sukien. Być może jego powodzenie u płci pięknej wzięło się stąd, że szeptano o jego nad wyraz ogromnym przyrodzeniu, które jest w stanie zaspokoić żądzę i dać rozkosz nawet najbardziej wymagającej kochance. Aleksander wywnioskował, iż po prostu owe panie nie zaznawały w małżeńskim łożu wystarczającej ilości pieszczot i dlatego snuły marzenia o ogierach, takich jak Rasputin czy Kamieński, którzy