Wigilia pełna duchów. Отсутствует

Wigilia pełna duchów - Отсутствует


Скачать книгу
melodie, niedorzecznością byłoby zatem twierdzić, że to tylko wichura. Na początku myślałam, że może gra panna Furnivall, o czym Bessy nie wie, lecz pewnego dnia, gdy znalazłam się sama w hallu, odsłoniłam organy i obejrzałam je dokładnie, tak jak zrobiłam to kiedyś w kościele w Crosthwaite; i zobaczyłam, że choć wyglądają olśniewająco, wewnątrz są połamane i zniszczone. Na ten widok, mimo iż było południe, dostałam gęsiej skórki – zamknęłam organy i szybko pobiegłam do mego jasnego pokoju, później zaś przez pewien czas nie słyszałam muzyki, podobnie jak James i Dorothy. Tymczasem panienka Rosamond stawała się w coraz większym stopniu ulubienicą wszystkich. Stare damy chętnie się zgadzały, by siadała z nimi do wczesnego obiadu. James stał ceremonialnie za krzesłem panny Furnivall, a ja za krzesłem panienki Rosamond, po obiedzie zaś bawiła się cicho jak myszka w kącie wielkiej bawialni, podczas gdy panna Furnivall drzemała, a ja jadłam obiad w kuchni. Cieszyła się jednak bardzo, kiedy już mogła przyjść do mnie do dziecinnego pokoju, gdyż – jak mówiła – panna Furnivall była taka smutna, a pani Stark taka nudna; lecz my we dwie spędzałyśmy razem wesołe chwile i z czasem przestałam zważać na tę dziwną, niepokojącą muzykę, która nikomu nie czyniła żadnej krzywdy, choć nie było wiadomo, skąd pochodzi.

      Tamta zima była bardzo mroźna. Mrozy zaczęły się w połowie października i trwały wiele tygodni. Pamiętam, że pewnego dnia przy obiedzie panna Furnivall rzuciła smutne, ociężałe spojrzenie i przemówiła do pani Stark: „Obawiam się, że czeka nas okropna zima” dziwnym, znaczącym tonem. Pani Stark udała jednak, że nie słyszy, i zaczęła bardzo głośno rozprawiać o czymś innym. Ani mojej panience, ani mnie mróz był niestraszny, w żadnym razie! Dopóki nie spadł śnieg, wspinałyśmy się na strome zbocza za domem i szłyśmy na wzgórza, ogołocone i ponure, gdzie biegałyśmy na wyścigi w świeżym, rześkim powietrzu; i raz natrafiłyśmy na nową ścieżkę, która powiodła nas obok dwóch starych, powykręcanych ostrokrzewów rosnących po wschodniej stronie domu. Ale dni stawały się coraz krótsze i stary lord – jeśli to był on – grał coraz burzliwiej i smutniej na wielkich organach. Pewnego niedzielnego popołudnia – musiało to być pod koniec listopada – poprosiłam Dorothy, żeby zaopiekowała się panienką Rosamond, kiedy już panna Furnivall odbędzie swoją drzemkę i panienka opuści bawialnię, ponieważ chciałam pójść do kościoła, a było zbyt zimno, bym mogła zabrać ją z sobą. Dorothy zgodziła się z największą chęcią, tak bardzo lubiła to dziecko i wszystko zapowiadało się dobrze; wyruszyłam zatem żwawo wraz z towarzyszącą mi Bessy, choć nad jasną ziemią zawisł ciężar mrocznego nieba, jakby noc nigdy nie miała całkowicie ustąpić, a powietrze, acz nieruchome, było szczypiące i przejmowało chłodem.

      – Będzie padał śnieg – powiedziała Bessy. I rzeczywiście, kiedy siedziałyśmy w kościele, gęste, duże, białe płatki niemal przesłoniły okna. Zanim wyszłyśmy, przestało sypać, lecz pod naszymi stopami, gdy zmierzałyśmy do domu, zalegała gruba, miękka warstwa śniegu. Nie dotarłyśmy jeszcze do dworu, kiedy wzeszedł księżyc i wydaje mi się, że było widniej – w blasku księżyca, przy oślepiająco białym śniegu – niż między drugą a trzecią podczas naszej wędrówki do kościoła. Nie wspomniałam wam, że panna Furnivall i pani Stark nie chodziły do kościoła; wspólnie odczytywały modlitwy na swój cichy, posępny sposób, a niedziela bardzo im się dłużyła, ponieważ nie mogły zajmować się makatką. Toteż gdy weszłam do kuchni, by odebrać panienkę Rosamond i pójść z nią na górę, nie zdziwiłam się zbytnio, słysząc od Dorothy, że damy zatrzymały dziecko przy sobie i panienka nie zeszła do kuchni, jak prosiłam, gdy zmęczyło ją grzeczne zachowanie w bawialni. Pozbierałam zatem swoje rzeczy i poszłam jej szukać, by sprowadzić ją na kolację. Gdy jednak wkroczyłam do paradnej bawialni, siedziały tam nieruchomo obydwie starsze damy, wypowiadając od czasu do czasu jakieś słowo, lecz sprawiając przy tym wrażenie, jakby nie było tu żadnej istoty tak żwawej i wesołej, jak panienka Rosamond. Mimo to uznałam, że kryje się przede mną; był to jeden z jej uroczych podstępów – i że nakłoniła je, by sprawiały wrażenie, iż nic o niej nie wiedzą, zaczęłam więc zaglądać po cichu to za sofę, to za fotel, udając strach, kiedy jej nie znajdowałam.

      – Co się dzieje, Hester? – spytała ostrym tonem pani Stark. Nie wiem, czy panna Furnivall mnie dostrzegła, gdyż, jak już wspomniałam, była całkiem głucha, a teraz siedziała nieruchomo, wpatrując się bezmyślnie w ogień, z wyrazem beznadziejnego smutku na twarzy.

      – Tylko szukam mojego kwiatuszka, małej Rose – odparłam, wciąż myśląc, że dziecko znajduje się gdzieś w pobliżu, choć go nie widzę.

      – Panienki Rosamond nie ma tutaj – oznajmiła pani Stark. – Wyszła ponad godzinę temu, żeby odnaleźć Dorothy. – Odwróciła się i podobnie jak jej pani utkwiła oczy w ogniu na kominku.

      Gdy to usłyszałam, serce we mnie zamarło i pożałowałam, że zostawiłam moją pupilkę samą. Wróciłam do Dorothy i powiedziałam jej wszystko. James wyszedł wcześniej na cały dzień, lecz ona, ja i Bessy wzięłyśmy lampy i weszłyśmy najpierw do dziecinnego pokoju, a później zaczęłyśmy wędrować po tym rozległym domu, nawołując i prosząc panienkę Rosamond, by wyszła z kryjówki i nie straszyła nas tak. Lecz nie usłyszałyśmy ani szmeru, żadnej odpowiedzi.

      – Och! – wykrzyknęłam w końcu. – Czy mogła dostać się do wschodniego skrzydła i tam ukryć?

      Dorothy odparła jednak, że to niemożliwe, gdyż nawet ona sama nigdy tam nie zaglądała; drzwi pozostawały zawsze zamknięte na klucz, który – jak przypuszczała – miał przy sobie zarządca lorda, w każdym razie ani ona, ani James nigdy żadnych kluczy nie widzieli. Powiedziałam, że wrócę i sprawdzę, czy jednak nie schowała się w bawialni, niepostrzeżenie dla starszych dam, a jeśli ją tam znajdę, sprawię jej lanie za ten strach, którego mi napędziła; lecz naprawdę nie zamierzałam tego zrobić. Wróciłam do zachodniej bawialni, powiedziałam pani Stark, że nigdzie nie możemy znaleźć małej panienki, i poprosiłam o pozwolenie przeszukania wszystkich mebli w tym pokoju, pomyślałam bowiem, że mogła zasnąć w jakimś ciepłym, ukrytym zakątku; lecz nie – rozglądałyśmy się wszystkie, panna Furnivall wstała i szukała razem z nami, drżąc na całym ciele, a panienki nigdzie nie było; wszyscy przeszukali ponownie cały dom, zaglądając po raz kolejny w każde uprzednio sprawdzone miejsce, nie mogliśmy jednak nigdzie jej znaleźć. Panna Furnivall cała się trzęsła i dygotała tak mocno, że pani Stark zabrała ją z powrotem do ciepłej bawialni, lecz przedtem kazały mi przyrzec, że przyprowadzę do nich małą, kiedy się odnajdzie. Niestety! Pomyślałam, że nigdy jej nie znajdziemy, gdy wyjrzałam na zasypany śniegiem frontowy dziedziniec. Byłam wtedy na piętrze, ale księżyc świecił tak jasno, że wyraźnie widziałam ślady drobnych stóp skręcające od frontowego wejścia za róg wschodniego skrzydła. Nie wiem, jak dotarłam na dół, lecz udało mi się otworzyć wielkie, ciężkie drzwi i wybiegłam z domu, zarzuciwszy spódnicę na głowę dla osłony. Za wschodnim skrzydłem padał na śnieg czarny cień, gdy jednak znalazłam się znowu w blasku księżyca, zobaczyłam ślady małych stóp kierujące się ku wzgórzom – ku Fells. Było bardzo zimno, tak zimno, że powietrze niemal zdzierało mi skórę z twarzy, gdy biegłam; lecz pomykałam dalej, płacząc na samą myśl, jak czuje się moje kochane, przestraszone biedactwo. W pobliżu ostrokrzewów dostrzegłam pasterza schodzącego ze zbocza i niosącego jakiś kształt owinięty w pled. Zawołał do mnie i zapytał, czy nie zgubiłam dzieciaka, a ponieważ zanosiłam się płaczem, niezdolna wymówić ani słowa, skierował się ku mnie i zobaczyłam moją kruszynkę bladą i spoczywającą nieruchomo, jak nieżywa, w jego ramionach. Powiedział mi, że poszedł na wzgórza, by zagonić owce przed nadejściem mroźnej nocy, i pod ostrokrzewami (czarnymi plamkami na zboczu, gdzie w promieniu kilku mil nie rosło nic innego) znalazł moją małą panienkę – moje jagniątko – moją królewnę – moje ukochanie –


Скачать книгу