Ziemia przeklęta. Juan Francisco Ferrándiz
reformy rolnej i instytucjonalnej, o których marzył stary władca.
Wielkie domy szlacheckie gromadziły coraz więcej posiadłości ziemskich, hojną ręką rozdawanych przez króla w zamian za lojalność i dostarczanie żołnierzy do królewskiej armii. Tymczasem wszystkim zakątkom umierającego cesarstwa zagrażało poważne niebezpieczeństwo: Germanię stale nękały hordy Słowian, Italię – Saraceni, Francję zaś – Normanowie i emirat Kordoby.
Czarne chmury zawisły zwłaszcza nad granicznymi marchiami, którymi rządzili hrabiowie mianowani przez króla, mający strzec tych terytoriów. Na południe od Pirenejów – w regionie zwanym w czasach Wizygotów Gocją lub Septymanią – hrabiowie Barcelony, Osony, Girony, Ampurias, Cerdañii, Urgell, Pallars i Ribagorsy bronili rozciągającej się tam granicy królestwa Francji przed emiratem Kordoby. Ani Karol Wielki, ani jego następcy nie zdołali trwale zająć nowych terytoriów na południe od basenów rzek Llobregat, Cardener czy Segre. Była to Marchia Hiszpańska i dokładnie na jej krańcu, między pustkowiem a świetlistym Morzem Śródziemnym, trwała Barcelona – najdalej położone miasto cesarstwa.
Od kiedy w 801 roku Barcelona została wyrwana spod panowania emiratu Kordoby, przeżyła ponad siedem niszczących ataków saraceńskich i niespodziewanych najazdów zbójeckich, docierających od strony rzeki Llobregat po to, żeby równać z ziemią wsie, burzyć klasztory i palić pola uprawne na terenach hrabstwa Osony. Dumne rzymskie mury antycznej Barcino, wzmocnione po latach podbojów, strzegły swoich mieszkańców, których została już tylko garstka, niewiele ponad tysiąc pięciuset; zagrożenie było jednak tak poważne i ciągłe, że duża część wizygockich rodzin postanowiła założyć sady i uprawiać pola w obrębie murów miejskich.
Królowie i hrabiowie wiedzieli, że pozostawienie Marchii Hiszpańskiej własnemu losowi mogło ściągnąć wielkie niebezpieczeństwo na imperium, ale wojny pomiędzy następcami Karola Wielkiego sprawiły, że tę ostatnią granicę okryła zasłona ciemności i zapomnienia. Docierały stamtąd dziwaczne opowieści, przejmujące dreszczem mieszkańców królestwa. Barcelona i marchia – to były straszne miejsca.
W czerwcu 860 roku dzięki traktatowi pokojowemu w Koblencji czterej królowie z dynastii Karolingów, potomkowie Karola Wielkiego, ustalili nowy podział Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Karol Łysy, syn Ludwika Pobożnego i jego drugiej żony, zatrzymał dla siebie Francję, natomiast syn Pobożnego z pierwszego małżeństwa, Ludwik, dostał we władanie Germanię, położoną na wschód od rzeki Ren. Ludwik II, syn nieżyjącego już Lotara I, miał rządzić w Italii i posługiwać się tytułem cesarza, jego brat zaś, Lotar II, przejął terytorium Lotaryngii, obszerny pas ziemi sięgający od Morza Północnego aż po Alpy.
Bratanek Ludwika Pobożnego – Pepin II, syn Pepina I, człowiek niestałego charakteru i zawsze wrogi wobec swego wuja Karola, został wywłaszczony z Akwitanii i musiał się schronić w Bretanii.
Owa z trudem wypracowana równowaga ponownie się jednak zachwiała w roku, w którym Lotar II odtrącił swoją małżonkę Teutbergę, pochodzącą z potężnego rodu Bosonidów i zaprzyjaźnioną z Karolem Łysym. Frankońska szlachta się obraziła. Pokolenie Karolingów musiało ponownie sięgnąć po broń i tak zaczęły się ruchy wojsk, rekwirowanie trzód, a pola uprawne znów pozostawiono odłogiem.
Barcelona i Marchia Hiszpańska przeżyły krótki okres pokoju, następnie frankoński hrabia Humfryd z Gocji, pan Barcelony, Girony, Ampurias i Rosellón, podpisał w 857 roku zawieszenie broni z valím[2] Saragossy i zajął się obroną południowych wybrzeży Francji przed najazdami Normanów. Z powodu konfliktu wywołanego oddaleniem Teutbergi Humfryd nie otrzymał pomocy od Karola Łysego i Saraceni to wykorzystali. W 861 roku Barcelona doświadczyła kolejnego najazdu, który zniszczył pola i zrównał z ziemią peryferyjne osady. Przetrwały jedynie miejskie mury.
Zdruzgotana i opuszczona przez swego hrabiego Barcelona miała teraz sparaliżowane szlaki handlowe. Dlatego wicehrabia i miejscy dostojnicy błagali króla, by przynajmniej mianował biskupa, który by zajął to wakujące w owym czasie stanowisko.
Biskupi rządzili diecezją i stanowili równowagę dla władzy hrabiego. Otrzymywali część danin i posiadali własną królewską pieczęć. Teraz zaś byli jedyną nadzieją Barcelony: liczono na to, że dzięki nim brak władzy zwierzchniej i niepewność jutra nie zakończą się tym, że miasto obróci się w pył, tak jak to się stało z Egarą, Ausą[3] i pobliskim Ampurias, które po ostatnim ataku Normanów przestało istnieć.
1
MIASTO REIMS, JESIEŃ
Kapłan Frodoí, syn szlachetnego rodu Rairan z Reims, uważał, że jego dwudziestopięcioletni żywot jest tylko nieśmiałym wstępem do tego, co ma się niebawem wydarzyć, i ze ściśniętym żołądkiem wpatrywał się w bramę z brązu, wiodącą do auli biskupiej. Już od miesięcy oczekiwał na audiencję u arcybiskupa Hinkmara, najpotężniejszego prałata Kościoła Francji i doradcy króla Karola Łysego. Frodoí znał biskupa z czasów studiów w szkole kanonicznej przy katedrze i teraz niczego bardziej nie pragnął, jak tylko się dowiedzieć, jaką to zaszczytną godność szykuje dla niego Kościół.
Ród Rairan w ostatnich dziesięcioleciach doskonale prosperował dzięki usługom wyświadczanym Koronie. Ojciec księdza Frodoí padł w bitwie podczas buntu Pepina, a starszy brat walczył u boku króla z Normanami w Akwitanii. Ponadto Rairanowie darowali szereg ziem opactwom Nôtre Dame w Compiègne i w Chelles, czym pozyskali sobie przychylność arcybiskupa. Po dwóch latach kapłaństwa młodzieniec miał zagwarantowany wspaniały cursus honorum[4] w kościelnej kurii. Wyobraził sobie już swoje biskupstwo w pobliżu Reims, z wszelkimi przywilejami i dziesięcinami, niewolnikami mancipia[5] uprawiającymi jego pola, a także z parafiami, przynoszącymi mu wysokie zyski. Może nawet uda mu się wznieść jakąś świątynię, jak to uczynił sam Hinkmar, już od dwudziestu lat rozbudowujący katedrę w Reims…
Bramy auli otworzyły się i Frodoí z wszystkich sił starał się powściągnąć nerwy. Wzrok zatrzymał na wspaniałym wnętrzu o bogato zdobionym trójkolebkowym sklepieniu, wspieranym przez smukłe marmurowe kolumny. Wąskie okna przepuszczały niewiele światła, które wpadało z zewnątrz i rozświetlało delikatną chmurę kurzu w powietrzu. Audiencji prezydowali siedzący w ławach kanonicy i biskupi, w głębi zaś, na tronie ze srebra i drogocennych kamieni, oczekiwał Hinkmar, potężny arcybiskup Reims w szacie szytej złotymi nićmi i z pastorałem.
Frodoí, mocno przejęty, ucałował ceremonialnie pierścień prałata. Królewski wygląd Hinkmara, który już przekroczył pięćdziesiątkę, naprawdę robił wrażenie. Wzrok młodzieńca powędrował ku dominującej w auli figurze ukrzyżowanego Chrystusa. Na głowie miał złoty wieniec i patrzył przed siebie pustym wzrokiem, jakby widok obecnych tu dostojników nie sprawiał mu przyjemności.
– Synu – odezwał się Hinkmar – czy wierzysz w to, że nasz Odkupiciel cierpiał na krzyżu?
Frodoí drgnął. Wyróżniał się w arytmetyce, poza tym podobała mu się historia czynów wielkich książąt greckich i rzymskich, ale zagadnienia teologiczne śmiertelnie go nudziły. Jeżeli nie odpowie precyzyjnie na to pytanie, może się narazić na zarzut herezji, trzeba być zatem ostrożnym.
– To ludzkość powinna cierpieć, jeśli chce osiągnąć życie wieczne.
– A sługa boży, jak my wszyscy, też powinien cierpieć tak samo jak każdy zwykły człowiek?
Frodoí wytrzymał badawczy wzrok Hinkmara. W napiętej ciszy w ławach kleru dało się słyszeć jakieś chrząknięcie. Zaniepokoił się, coś poszło nie tak.
– Kościół został wezwany, by zbudować Królestwo Boga na ziemi, rozszerzać Jego panowanie i wykorzeniać pogaństwo, które jeszcze się panoszy na świecie. – W miarę jak mówił, czuł się coraz pewniej, jednak napięcie go nie opuściło. – Pasterze Boga powinni prowadzić szlachtę i królów do wiary i posłuszeństwa. Jeżeli