Ziemia przeklęta. Juan Francisco Ferrándiz
Karola z Prowansji, którego słabe zdrowie zapowiadało rychłą śmierć. Zrobił to, żeby zaszkodzić Lotarowi, który liczył zarówno na rychłe dziedzictwo po bracie, jak i na rozszerzenie swoich posiadłości.
Francuski król udał się do Prowansji pod pretekstem niesienia pomocy w obronie przed Normanami po obu stronach rzeki Rodan. Książę Girard z Rosellón, dowódca wojsk Karola z Prowansji, odkrył jego zamiary i wraz ze swoją armią zmusił wojsko Łysego do wycofania się, ale zachłanność monarchy już wzbudziła oburzenie południowych prowincji Galii, tak bardzo udręczonych przez najazdy Normanów. Humfryd z Gocji, hrabia Barcelony, Girony, Ampurias, Rosellón, Narbony i innych hrabstw, był jednym z tych, którzy zbuntowali się przeciwko królowi.
W 862 roku król Karol, wściekły, gdyż obrócili się przeciw niemu nawet synowie, którzy zawarli sojusz z jego bratankiem Pepinem II, pozbawił Humfryda wszystkich tytułów. Mimo to bunt w Septymanii trwał nadal. Humfryd oddał Ampurias w ręce braci, Suniera Drugiego i Delego, a Gironę w ręce Otgera, ale reszta hrabstw, w tym Barcelona, nadal była pod jego panowaniem.
Stabilność marchii znowu się zachwiała i Salomó z Urgell z powrotem zaczął negocjować z Saracenami zawieszenie broni, by nie dopuścić do tego, żeby to Humfryd się z nimi zbratał, tak jak to w przeszłości uczynił Wilhelm z Septymanii. Zbuntowany hrabia nie zamierzał jednak składać broni i w 863 roku zdobył Tolosę, Pallars i Ribagorsę. Na północy buntom szlachty nadal przewodził hrabia Esteve, jego doradca z Akwitanii, który bezprawnie zagarnął hrabstwo Owernii.
Ale Humfryd musiał walczyć nie tylko z królem, jako że Normanowie też zaatakowali jego posiadłości nad Morzem Śródziemnym. Opierał im się aż do roku 864, kiedy pokonany i bez sojuszników uciekł do Tolosy.
Okazało się, że w Barcelonie nie ma władcy. Humfryd już od dawna był od niej odsunięty, w tym roku utracił kontrolę nad hrabstwem, a jego urzędnicy się rozproszyli.
Gra o władzę i dawne aspiracje nabrały nowych barw. To był kluczowy moment i wszyscy to wyczuwali.
16
TOLOSA, GRUDZIEŃ
Hrabia Humfryd z Gocji poruszył się nerwowo. Łóżko gwałtownie się zatrzęsło, jakby drgnęła ziemia. Uniósł powieki. Leżąca u jego boku naga niewolnica miała wywrócone białka oczu i wygięte w łuk plecy. Humfryd, przerażony, spadł z posłania, pociągając za sobą futrzane okrycie. W świetle świecy zobaczył, jak ciało dziewczyny wije się w spazmach. Z jej uda spływała strużka krwi. Twarz miała wykrzywioną z bólu, a z otwartych ust wydobywały się jakieś niezrozumiałe słowa.
Wąż ześlizgnął się z łóżka na podłogę. Humfryd omal nie krzyknął na jego widok. W rozrzuconym ubraniu próbował bez skutku znaleźć miecz. Zwierzę przypełzło do niego – przydepnął je przestraszony, ale zauważył na kostce ślad ukąszenia. Zgniatał je stopą z uporem, aż głowa gada stała się lepką masą, ogon jednak nadal wił się gwałtownie.
– Drugie ukąszenie nigdy nie zabija, hrabio – usłyszał jakiś głos.
Po nagich plecach Humfryda przebiegł dreszcz. W cieniu stała zakapturzona postać. Jej obecność i nieruchomość przeraziły hrabiego bardziej niż wąż. Istota wyszła z mroku – i Humfryd przypomniał sobie legendy starych pustelników o tych, których kusił diabeł pod postacią kobiety.
Okazało się, że to dziewczyna. Była piękniejsza niż wszystkie, jakie kiedykolwiek widział, chociaż jej oczy, przejrzyste i błękitne, wyglądały jak bryłki lodu. Rzucił się na nią, ale umknęła mu z łatwością. Ugryzienie w kostkę sprawiło, że czuł, jak gorączka ogarnia całe jego ciało, a noga mu drętwieje.
– Kim jesteś?
– Mogę być, kim zechcesz. Demonem, cieniem twoich własnych zbrodni, śmiercią…
Uderzyła go w kolano i przewróciła na ziemię. Usiadła na nim okrakiem. Humfryd, mimo że miał już koło czterdziestki, szczycił się tym, że po długim życiu na polach bitew jego ciało zachowało młodzieńczy wigor. Dziewczyna zsunęła kaptur – jej długie złociste włosy rozsypały się na grube okrycie z pozszywanych skór. Kołysała się nad nim i jakoś dziwnie uśmiechała. W Humfrydzie strach zaczął się mieszać z podnieceniem: nie był w stanie zareagować. Czuł ciepło jej ciała na swoim członku. Modlił się, żeby to był tylko koszmarny sen, ale ból spowodowany ukąszeniem stawał się coraz silniejszy. Serce biło mu jak szalone, rozprowadzając truciznę po całym ciele. Czuł zimno i się pocił.
– Podaj mi dłonie, żebym mogła cię związać – mruknęła kobieta, nie przestając się poruszać. Na jej policzki wystąpił rumieniec.
– Jakim demonem jesteś? Król cię tu przysłał?
Zatrzymała się, a hrabia krzyknął: na swojej piersi zobaczył żółtego skorpiona.
– Wasz organizm nie zniesie już więcej trucizny. Proszę, wyciągnijcie ręce, tylko powoli.
Humfryd pozwolił się związać. Mdliło go, do tego był na łasce jakiejś dziewczyny, która dyszała i ocierała się o niego. Czuł się poniżony, a zarazem przerażony. Kobieta złapała skorpiona za ogon i schowała go pod pelerynę ruchem, który wydał się instynktowny. Nadal siedziała na mężczyźnie, po jakimś czasie przymknęła oczy i zastygła nieruchomo. Jej skóra lśniła.
– Nie powiedziano mi, że jesteście tacy przystojni, hrabio.
Humfrydowi trudno było jasno myśleć. Przymknął oczy.
– Przychodzę, żeby wam przekazać wiadomość. Wasz czas w historii się zakończył. Zbliża się nowy porządek. Radzę wam, byście się wyrzekli wszelkich aspiracji i uciekli do Italii.
– Kto aż tak pożąda moich hrabstw?
– Mogłabym was zabić, ale nie proszono mnie o to. Wasza małżonka Berta jest bezpieczna w jakimś klasztorze, a nie macie dzieci, za które byście musieli walczyć. Weźcie ze sobą kilku ludzi i przejedźcie przez Alpy, tak by świat o was zapomniał.
Kobieta odsunęła się od niego i ruszyła w stronę drzwi komnaty. Zanim wyszła, rzuciła na łóżko małą glinianą flaszeczkę. Leżąca na posłaniu niewolnica nadal była sztywna i oblana potem.
– To środek przeczyszczający. Zmniejszy wam gorączkę, a ją ocali. Wybierajcie!
Hrabia podbiegł do łoża i bez wahania wysączył zawartość flaszeczki, ani myśląc o umierającej dziewczynie.
– Moi żołnierze nie pozwolą ci odejść!
Kiedy tajemnicza postać otworzyła drzwi, z różnych stron niewielkiej fortecy, w której schronił się Humfryd, słychać było krzyki i lamenty.
– Zanim wyjedziecie, każcie spalić tę fortecę… jest pełna okropności.
– Zaczekaj! Kim jesteś? Kto cię przysyła?
– Mam na imię Rotel, z rodu Tenes. Jeżeli jeszcze kiedykolwiek nasze drogi się skrzyżują, nie będzie to dla was miłe spotkanie.
Na dziedzińcu spotkała się z Ónixem, swoim mistrzem. Chwyciła dmuchawkę i kilku żołnierzy w konwulsjach padło na ziemię. Nadchodzący świt barwił ciemność błękitem, a dwie zakapturzone postacie, otulone cieniem, obserwowały zarysy małego obronnego fortu, zbudowanego z pni drzew i zwykłych kamieni w najdalszym końcu miasta.
– Zabiłaś go?
– Nie, mistrzu. Ale go zniszczyłam. Porzuci swoją żonę i nie wróci.
– Zaproponowałaś mu Italię?
Dziewczyna przytaknęła. Nagle ciszę przerwał potworny hałas. Ónix bez lęku szedł w kierunku uchylonej bramy. Rotel ponownie spojrzała na żołnierzy. Jeżeli umrą, to z powodu słabości i zimna, ale jeśli uda im się przeżyć, zapamiętają tę noc jako