Ślady miasta. Lars Saabye Christensen

Ślady miasta - Lars Saabye Christensen


Скачать книгу
pani syn?

      – Tak, oczywiście. To mój syn.

      – Jak mu na imię?

      – Jesper. O co panom chodzi?

      – Mamy uzasadnione powody, aby przypuszczać, że Jesper tuż przed świętami ukradł na parterze perfumy.

      Maj Kristoffersen natychmiast się podrywa.

      – Ależ to wykluczone! Dałam mu dokładnie czterdzieści dwie korony! Tyle, ile kosztują Cztery Tysiące Siedemset Jedenaście! A wasza ekspedientka nawet ich ładnie nie zapakowała! – Maj unosi rękę do ust i powoli osuwa się na krzesło, po czym odwraca się do Jespera, który siedzi nieruchomo z rękami w kieszeniach. – Zapłaciłeś za te perfumy, które dla mnie kupiłeś, Jesper?

      Jesper nie odpowiada. Maj nachyla się nad nim.

      – Jesper, zapłaciłeś?

      Maj dłużej tego nie wytrzymuje. Coś się w niej przelewa. Zaczyna potrząsać Jesperem, którego głowa przechyla się z boku na bok. Maj się nie poddaje. Wreszcie młodszy mężczyzna musi ją powstrzymać. Ten drugi pyta:

      – Jest pani pewna, że nie poprosiła synka, aby to zrobił?

      Maj zapiera dech w piersiach.

      – Żeby co zrobił?

      – Ukradł ten flakon, proszę pani.

      – Jak… Jak w ogóle możecie pomyśleć coś takiego?

      – Spędziła tu pani bardzo dużo czasu.

      Maj ze szlochem wypuszcza powietrze i zakrywa twarz dłońmi. Jesper huśta się na krześle. Starszy mężczyzna podaje Maj chusteczkę. Maj wyciera nos. Jesper nagle leci do przodu i ląduje na podłodze. Leży na brzuchu i nie wstaje. Maj wypuszcza chusteczkę z rąk, kuca i próbuje obrócić Jespera.

      – Uderzyłeś się? Uderzyłeś się, Jesper?

      Chłopiec nie chce się odwrócić. Staje się nienaturalnie ciężki. Maj przykłada policzek do jego policzka. Jesper się uśmiecha. Uśmiecha się? Uśmiecha. Maj wreszcie stawia go na nogi. Jesper daje radę stać. Mężczyźni najwyraźniej mają dosyć tej histerii. Młodszy otwiera drzwi. Starszy, nie podnosząc chusteczki, nachyla się do Maj.

      – Niech pani już nigdy więcej nie pokazuje się w Steena i Strøma!

      Maj Kristoffersen łapie Jespera za rękę i ciągnie go za sobą. Przy ladzie wciąż stoi ekspedientka z ekspedientem, nie spuszczają z nich oka. Mogą sobie wziąć te stuptuty. Mogą zachować talon na wymianę. Maj kieruje się w stronę ruchomych schodów. Jadą tak wolno. Ktoś zmniejszył prędkość tylko po to, żeby ją dręczyć. Chce jak najprędzej stąd wyjść. Pada śnieg. Jest szary. Ulice są ciasne. Wszędzie trzeba iść okrężną drogą. Maj milczy, dopóki nie znajdą się w przedpokoju własnego mieszkania. Chwyta wtedy Jespera z całych sił i pyta:

      – Zrobiłeś to specjalnie?

      Syn na nią nie patrzy.

      Musi go ścisnąć jeszcze mocniej.

      – Odpowiadaj! Upadłeś specjalnie?

      Jesper ledwie zauważalnie kręci głową i Maj go puszcza. Nie wie już, co o tym wszystkim myśleć.

      – Gdzie są pieniądze?

      – W kieszeni.

      – W jakiej kieszeni?

      Jesper spuszcza wzrok. Maj grzebie w kieszeniach jego wiatrówki. W pierwszej znajduje kamień, klamerkę do bielizny i gumkę. W drugiej są pieniądze, trzy banknoty i kilka monet. Przelicza je. Jest dokładnie czterdzieści jeden koron. Czyli jednej brakuje. Maj rozumie ten rachunek. Potrafi dodać dwa do dwóch. Brakującą koronę Jesper dał siostrom slumsów, a powiedział, że dostał ją od tego włoskiego pianisty. Maj znów jest bliska płaczu. Ma przebiegłego syna. Cały czas miał te pieniądze w kieszeni. Jak on śmiał!? Maj przekłada je do swojej torebki i idzie do sypialni. Jesper rusza za nią zaciekawiony. Maj bierze flakon z perfumami, wychodzi do łazienki i opróżnia go do sedesu. Odwraca się do Jespera i w tym momencie przychodzi jej do głowy myśl: teraz mam na niego haczyk.

      – Nie powiemy o tym tatusiowi – mówi Maj Kristoffersen.

      Dnia 11 stycznia w biurze okręgu odbyło się spotkanie przygotowawcze dotyczące pomocy pielęgniarskiej. Obecne były: pani Esther Andersen (nowa przewodnicząca Komitetu Wykonawczego), pani Alfa Heide, pani Schlytter, pan Holm i pani Berit Nordklev. Pani Schlytter omówiła służbę w Domu Opieki w Bærum, która trwa już od trzech miesięcy. Po wywiadzie udzielonym przez panią Schlytter prasie codziennej do biura Czerwonego Krzyża zgłosiło się już ok. 40 wolontariuszek. Osoby te zostaną zarejestrowane i wkrótce przejdą krótki kurs (6 godzin), zanim podejmą pracę w szpitalu.

      Postanowiono, że Oddział Fagerborg spróbuje mimo wszystko rozpocząć służbę bez „kwalifikacji”. Dzień wcześniej wpłynęła do nas z Kliniki przy Wergelandsveien prośba o oddanie do dyspozycji wolontariuszek. Mocno podkreślono, że osoby te przed podjęciem pracy będą musiały podpisać prawnie obowiązujące oświadczenie o dochowaniu tajemnicy oraz przejść odpowiedni kurs.

      Wieczorem tego samego dnia odbyło się spotkanie u pani Berit Nordklev. W tak krótkim czasie nie udało się powiadomić o nim wszystkich chętnych. Siostra przełożona z kliniki, siostra Sofie, była obecna na spotkaniu i udzieliła instrukcji. Przygotowano rozkład zajęć, zapisano też wszystkie dane personalne obecnych i inne niezbędne informacje. Podpisane zostały również oświadczenia o dochowaniu tajemnicy. Okazało się, że tych 10 osób, które udało nam się zmobilizować, nie wystarczy. Ich liczba winna być minimum dwukrotnie większa, ponieważ klinika bardzo potrzebuje pomocy. Już następnego dnia dwie pierwsze wolontariuszki rozpoczęły wieczorny dyżur. Dyżury rozdzielone są w sposób następujący: jeden zespół na pierwszym piętrze, drugi na drugim. Czas dyżuru jest dostosowany do możliwości poszczególnych osób. Są to głównie mężatki, również pracujące zawodowo. Pierwsze zaczynają o godz. 8 lub nieco wcześniej, kolejne o godz. 9. Pełnią dyżur do zakończenia czynności związanych z obiadem, a niektóre zostają nawet do godz. 16. Zmiana popołudniowa także zaczyna się w różnych godzinach – od godz. 16, 17 lub godz. 18 i trwa do końca dnia, czyli do godz. 22–23. Wiele pań bierze dyżury dwa razy w tygodniu, przewodnicząca bierze trzy, a czasami cztery. Niedzielny dyżur nazywany jest dobrowolnym, ale w dotychczasowe niedziele wolontariuszki zgłaszały się do pracy.

      Na obu piętrach powieszono rozkład zajęć, panie pilnują swoich godzin i pełnią dyżury stale na tym samym oddziale, tak aby szpital mógł uwzględnić ich obecność w planowaniu pracy i czasu wolnego pielęgniarek. W razie choroby uprzedzają o swojej nieobecności, aby można było wykorzystać rezerwy bez przerywania służby. Mamy nadzieję, że pomoże to szpitalowi w znaczący sposób. Panie są w każdym razie pełne zapału i lubią swoją pracę.

      WYPRZEDAŻ

      Pani Vik idzie na Majorstua. Pierwotnie zamierzała jechać tramwajem, ale dalej wędruje przez Kirkeveien. Dzięki temu ma więcej czasu na zmianę zdania. Niesie siatkę. W siatce leży Podręcznik medycyny sądowej Francisa Harbitza. Pani Vik nie chce, żeby Jesper znów go przeglądał. Może to te okrutne zdjęcia wprawiają go w niepokój. Przy Frogner plass pani Vik skręca w lewo. Tu nie jest tak zimno, jak na Fagerborgu, gdzie wiatry z lasów Nordmarka robią, co mogą, aby obrzydzić człowiekowi życie. Pani Vik przystaje. Ciągle jeszcze może zawrócić i powędrować do domu. Nie zawraca i nie wędruje do domu. Idzie dalej. Patrzy na nazwy ulic. Jest: Nordraaks gate. Na środku łagodnie opadającego zbocza odnajduje numer jedenaście. To dość stara, murowana willa. Na zewnątrz szyld: Antykwariat Halla. Musi przejść przez ogród, aby dotrzeć do wejścia znajdującego się tuż przy głównych drzwiach. Puka. Nikt nie odpowiada. Pani Vik wchodzi. Przecież to sklep. Uderza ją zapach książek, skóry i papieru. Kojarzy się z przyrodą, z lasem. W środku od podłogi po sufit stoją i leżą


Скачать книгу