Bandyci i celebryci. Jarosław Sokołowski
bierze narkotyki i czy są to narkotyki kupione u niego. (…) Masa na terenie swojej dyskoteki bezwzględnie tępił wszelką konkurencję. W tym czasie niejeden konkurent został wywieziony przez niego do lasu”.
Jeden z pracowników Planety twierdzi jednak, że w dyskotece bezwzględnie eliminowano narkotyki.
– Pamiętam, że absolutnie było zakazane ćpanie dragów w lokalu. Oczywiście te wielkie gangusy nikogo o zgodę nie pytały i ochrona też by im zresztą nic nie powiedziała. Ale co i raz wyciągali z kibli tych młodych, którzy potem zaliczali na zewnątrz megawpierdol. Pamiętam, że ten Misztal, szef ochrony, zawsze dawał im szansę odejść w spokoju. Ale jak coś tam jeszcze któryś pod nosem mruczał, to ochroniarze tylko czekali, żeby sprawdzić, czy nie mają broni w samochodach, i szykował się gruby wpierdol. Była taka akcja, że dwóch ochroniarzy trzymało jakiegoś dilera za ręce i nogi i jak taranem walili jego pustym łbem o słupek przy trawniku.
Gdy pytam „Masę” o narkotyki w Planecie, również potwierdza wersję swojego byłego pracownika:
– To była dyskoteka czysta od narkotyków. Policja czasami ich szukała, ale nigdy nie znalazła, bo ich w klubie nie było. Jak ktoś przyniósł ze sobą, to szybko go wyłapywano i dostawał wpierdol. Bramkarze byli na to wyczuleni. Jedynym narkotykiem wpuszczanym do Planety była marihuana dla Andy’ego Edlingera. Raz została przywieziona. I raz kokaina dla Dennisa Rodmana, koszykarza Chicago Bulls – objaśnia były właściciel klubu.
Ponoć Rodman po wejściu do klubu oznajmił:
– Mam mało czasu. Dajcie mi dziewczynę, trochę koksu i cygaro.
Jak mówi „Masa”, zamówienie koszykarza zrealizowano bez zbędnej zwłoki.
Do bywalców klubu należał też As-Saadi al-Kaddafi, syn przywódcy Libii. Saadi był także piłkarzem i całą libijską ligę zorganizowano tak, by spełniać zachcianki tego zawodnika. Młody Kaddafi organizował sobie prywatne koncerty Ushera, Mariah Carey, The Pussycat Dolls, regularnie imprezował z 50 Centem i raperem DJ. Ponoć rocznie wydawał około 200 milionów euro na swój hulaszczy styl życia, który między innymi zawiódł go także do Planety. Jak twierdzą wtajemniczeni, zawsze miał ze sobą walizkę pełną banknotów. Ile kasy zostawił w Planecie, tego „Masa” już nie pamięta.
– Ale bawił się grubo, szastał pieniędzmi na prawo i lewo, jakby nie znał ich wartości.
W klubie pojawiali się też goście o mniej zasobnych portfelach, ale za to o bardzo znanych nazwiskach, jak na przykład bokserzy Dariusz Michalczewski czy Andrzej Gołota. Oni jednak zawsze bawili się z umiarem. Czego nie da się powiedzieć o wszystkich gościach dyskoteki.
– Pamiętam, że na imprezie playmate „Playboya” była darmowa wódka. Cała ówczesna śmietanka wychodziła najebana jak świnie – opowiada były barman. – Aktorzy, aktoreczki schlani na umór. A najbardziej taki jeden, co grał w Chłopaki nie płaczą. Tak się najebał, że musieli go wynosić.
– Dyskoteka przyciągała jak magnes piękne kobiety, znanych ludzi. A jak wyglądał nabór personelu? – pytam byłego właściciela jaskini rozkoszy.
– Planeta była bardzo modna, więc chętnych do pracy nie brakowało. W tamtych czasach zostać barmanką w jakimkolwiek warszawskim klubie, to jak złapać Pana Boga za nogi. Wtedy nie było tylu możliwości co teraz, zwłaszcza dla dziewczyny. Albo daję dupy i żyję na jakimś poziomie, albo jestem porządna i klepię biedę.
– Trochę spłyciłeś, bo wydaje mi się, że były też możliwe inne ścieżki kariery.
– Nie powiedziałem tego, aby je ganić – broni się „Masa”. – Chciałem je tylko usprawiedliwić. Po prostu dziewczyny pragnęły mieć dobrze płatną pracę.
– Zatem przejdźmy do szczegółów. Jak wyglądał nabór? Dziewczyny składały CV, rozmawiały z menedżerem lokalu? Był ktoś taki?
– Sprawami personelu zajmował się Konrad. I stawiał na ładne kobiety.
– Miał do nich słabość?
– Może nie tyle on, ile ja, bo wiecznie byłem niedopieszczony.
– I dopieszczały cię barmanki?
– Dopieszczały, bo miałem dobry personel.
– Wiedziały od początku, że mają to w zakresie obowiązków?
– Konrad był wobec nich na tyle uczciwy, że od razu mówił: „To jest praca fajna, łatwa i dobrze płatna. Ale, niestety, jest tu jeden dodatkowy obowiązek, że trzeba czasem zadowolić szefa”. I nie było żadnych sprzeciwów.
– Pewnie nie wszystkie na to poszły.
– I tu cię zdziwię: nawet jedna taka się nie zdarzyła! Albo ja przynajmniej o tym nie wiem. Tak jak rzadko zdarzyła się jakaś misska, która by nie dała dupy sponsorom.
– Mówisz o wyborach, które miały miejsce w Planecie?
– Tak, sporo tego było. Choćby miss „Playboya”, miss mokrego podkoszulka. Dziewczyny były gotowe zrobić wiele, aby zdobyć jakiś w sumie nic nieznaczący tytuł. Jednak bycie miss otwierało im drzwi do innego świata i ludzi, którzy mieli pieniądze.
– Pracowały u ciebie jakieś misski?
– Zaskoczę cię, ale nawet ładniejsze od nich.
– Jak je znajdowałeś?
– Same zaglądały, a czasami jakaś trafiała się na mieście. Wchodzę kiedyś do dyskoteki Trend w alei Krakowskiej i od razu, gdy spojrzałem w stronę baru, zamurowało mnie. Bo ja mam to do siebie, że jestem czuły na piękno. Widzę przepiękną barmankę, to podchodzę na lufę. Rozmawiam z nią i rzucam niewinny tekst: „Ale się pani tu fajnie uwija. Nie marnuje się pani w tym miejscu? Pani to powinna pracować w jakimś bardziej eksponowanym lokalu” – nęcę ją na Planetę. Aż jej się oczy zaświeciły. „Mam znajomego, mogę z nim porozmawiać o pracy dla pani”. Wtedy już mocno się zainteresowała. Dałem jej numer Konrada, umówiła się z nim na rozmowę w Planecie. I przyjął ją do pracy, bo tak mu poleciłem.
– Obyło się bez testowania personelu?
– No co ty? Ona nie była gorsza. Nie chciałem, by poczuła się niedoceniona. Wszystkie koleżanki tak, a ona nie?
– Praca za seks? Tak jak w Samoobronie?
– Ja bym tego tak nie nazwał. Ani dawaniem dupy za pieniądze. Potem tymi swoimi partnerkami – bo tak je traktowałem – opiekowałem się. Nieopodal Planety był salon Opla, miałem tam kumpla. Wszystkim tym dziewczynom kupowałem corsy. W sumie kilkadziesiąt samochodów. Kumple się śmiali, bo gdy widzieli dziewczynę, która przyjeżdżała do Planety corsą, było już wiadomo, że to moja sztuka i nie ma co nęcić. A potem słyszę: „Gdzie ty masz te pieniądze?”. Człowiek zarabiał, to i wydawał.
– Ale wszystkiego nie wydałeś?
– Trochę zawsze zostało.
– Dużo zarabiały barmanki w Planecie?
– One w ogóle nie przychodziły po wypłatę. Takie miały napiwki.
Potwierdza to jedna z nich:
– Zarabiałam 50 złotych za noc plus jakieś 800-1000 złotych napiwków. Był jeden gość, który zawsze płacił dwusetką, Zygmuntem. Za wszystko. Nieważne, czy to szatnia za 2 złote, czy wódka za 100.
Jednak wszystko, co dobre, kiedyś musi się skończyć. Tak było również z Planetą.
– Jak długo prowadziłeś tę dyskotekę?
– Dwa lata, potem już mnie to zaczęło męczyć. Ogłosiłem celibat.
– Żona zabroniła?
– Nie, po prostu nie miałem z tego godziwego