Bandyci i celebryci. Jarosław Sokołowski
stołeczny klub. Brakowało klimatyzacji, namiot mocno przeciekał, a niechlujny wystrój – wykończenie płytami OSB pomalowanymi na czarno – pasował raczej do taniej tancbudy. Problem stanowiło też dostanie się do środka. Jednak nie ze względu na selekcję gości – tam nie gardzono żadnym klientem. Niekiedy bowiem zdarzało się, że kilka tysięcy stłoczonych osób próbowało dopchać się do wnętrza przez jedno ciasne wejście. Podobnie było w momencie opuszczania namiotu. Co nie tylko na pewno było niekomfortowe, ale przede wszystkim urągało wszelkim zasadom bezpieczeństwa.
Na jednym z forów znalazłem wpis obrazujący taką sytuację: „Zastanawiam się, czy ludzie zajmujący się zbieraniem pieniędzy z Colosseum kiedykolwiek próbowali wejść na swoją własną imprezę. Właściwie wcale się nie zastanawiam, wiem, że nie. (…) Gęsta atmosfera skutecznie uniemożliwiała oddychanie, pot zalewał obecnych, nic nowego w tym miejscu, ale czy naprawdę nie można postawić kilku dużych wiatraków?” – pytał jeden z gości klubu i dodawał, że jednak wszystkie te niedogodności zrekompensował koncert. W tym przypadku legendarnej grupy Jethro Tull.
Dziś trudno w to uwierzyć, ale na niewielkiej scenie Colosseum regularnie pojawiali się wielcy światowi artyści, tacy jak Black Sabbath czy Beastie Boys. Czasami tylko trafiło się rodzime Lady Pank. Grali tam również między innymi: Scooter, Backstreet Boys, brytyjski boysband Worlds Apart, Status Quo, Dub War, Siouxsie and the Banshees, DJ Hurricane, Biohazard, Dog Eat Dog, The Kelly Family, Marillion czy Alice Cooper. Ten ostatni, w ramach trasy „A Fistfulof Alice Tour”, 1 września 1997 roku wystąpił na jedynym koncercie w naszym kraju… i obraził się na Polskę. Gdyż w namiocie na Górczewskiej pojawiło się zaledwie 200-300 fanów. Od tamtego czasu Cooper długo nie brał Polski pod uwagę przy ustalaniu tras koncertowych. W naszym kraju zagrał dopiero w 2013 roku na Festiwalu Legend Rocka w Dolinie Charlotty. Zaś do Warszawy wrócił po 21 latach, 12 czerwca 2018 roku, występując na Torwarze z Johnnym Deppem i Joe Perrym jako Hollywood Vampires.
Tłumy natomiast przyszły na koncert Black Sabbath we wrześniu 1995 roku. „Ozzy! Ozzy! – skandowała publiczność rozgrzana wcześniej przez szwedzką grupę Tiamat. Prawie 3 tysiące osób przyszło w niedzielny wieczór do dyskoteki Colosseum, by posłuchać brytyjskiej grupy Black Sabbath. Wywoływany Ozzy Osbourne dawno nie śpiewa już z Sabbathami, obecnie wokalistą grupy jest Tony Martin” – relacjonowała „Gazeta Stołeczna”.
Niewątpliwie wielkim wydarzeniem muzycznym był pierwszy w Polsce koncert amerykańskiego zespołu hiphopowego Beastie Boys. Informowała o nim telewizja MTV, realizując z tego wydarzenia reportaż do dziś dostępny na YouTubie. Beastie Boys wystąpili 17 lutego 1995 roku w wypełnionym po brzegi Colosseum. Było to jedno z najważniejszych wydarzeń kulturalnych roku, gdyż do tej pory zagraniczni raperzy omijali Polskę. Występ zaczął się z godzinnym opóźnieniem, a potem przerywano go jeszcze kilka razy, gdyż przez dziurawy dach na sprzęt lała się woda.
Dziś już nikt o tym nie pamięta, ale w Colosseum wystąpił także słynny obecnie Justin Timberlake, wówczas jeszcze mało znany członek grupy ’NSync. W 1997 roku Timberlake z kolegami zaśpiewał jako support przed polskim boysbandem Just 5, który z kolei stanowił odpowiedź na Backstreet Boys, którzy także odwiedzili namiot na Górczewskiej.
Można by jeszcze długo wspominać koncerty światowych gwiazd, jakie odbywały się w obskurnym klubie na warszawskiej Woli. Nie da się zaprzeczyć, że „Masa” i jego wspólnicy robili kawał dobrej roboty, zapraszając wykonawców, których nie powstydziłyby się najlepsze kluby i największe sale koncertowe świata.
– Można zaryzykować stwierdzenie, że byłeś mecenasem kultury. W tym czasie w Polsce chyba nigdzie nie pojawiało się tyle światowych gwiazd – stwierdzam bez zbędnej przesady.
– To zasługa Andy’ego – odpowiada skromnie Jarosław Sokołowski. – Szczerze imponowało mi to, co robił, i jakie gwiazdy zapraszał. Chociaż czasami trzeba było do tego dołożyć.
– Który koncert najbardziej utkwił ci w pamięci? – pytam współwłaściciela Colosseum.
– Zdecydowanie Scootera, to była wtedy wielka gwiazda – „Masa” przywołuje występ niemieckiej grupy w 1996 roku, i dodaje: – Upiliśmy się wtedy zdrowo z chłopakami z zespołu.
Tomek, jeden z kilku tysięcy widzów, tak wspomina ten koncert:
– To były czasy: niemiecki rave, polska amfa i spocone dziewczyny z bobrem w majtkach. Happy hardcore!
Polskie fanki, mimo że spocone, bardzo podobały się liderowi grupy H.P. Baxxterowi.
– On dziwił się, że dość obcesowo traktujemy dziewczyny – „Masa” wspomina wieczór z niemieckim wokalistą. – Gdy któraś mu się podobała, to chwytaliśmy ją za rękę: „Chodź tu do nas!”. Grzeczne to nie było, ale takie wtedy były czasy, a my nieco chamscy. Poza tym, kto tam przychodził? – Masa nie ocenia najlepiej klientów swojego klubu. – Żadna uczciwa dziewczyna tam nie przyszła. Bo gdy przyszła, to siedziała przy stoliku i gapiła się na nas. A potem udawała, że jest cnotliwa.
– Baxxter ze Scootera dobrze się zabawił? – pytam dla formalności.
– Wyjeżdżał zadowolony – „Masa” uśmiecha się tajemniczo.
1997 rok był schyłkiem Colosseum. 4 października pokazano tam jeszcze walkę Andrzeja Gołoty z Lennoxem Lewisem. Po raz pierwszy w Polsce pojedynek bokserski o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej można było obejrzeć na żywo w dyskotece. Był to debiut popularnego w USA systemu closed-circuits. Co istotne, pojedynek Gołoty z Lennoxem transmitowała wówczas tylko kablowa stacja HBO. W Colosseum ponad 2500 osób oglądało, jak znokautowana nadzieja białych pada na ring.
Także stołecznym urzędnikom udało się w końcu pokonać gangsterów. W dniu bokserskiego pojedynku „Gazeta Stołeczna” informowała: „Jest już sądowy nakaz eksmisji nielegalnie działającej od trzech lat dyskoteki, do egzekucji wyznaczono komornika (…)”.
– Wtedy odpuściliśmy – stwierdza „Masa”. – Mogliśmy się w tym jeszcze babrać i walczyć z władzami miasta. Dla nich Colosseum to był wrzód na dupie. W końcu nam się to znudziło i zrezygnowaliśmy. Zwłaszcza że weszliśmy w dobre kontakty z prezesem PZL Wola. Dostaliśmy od niego powierzchnię w Forcie Wola i tam otworzyliśmy nową dyskotekę.
„Masa” wkrótce poświęcił się swojej nowej pasji – klubowi Planeta, przy której Colosseum wyglądało niczym wiejska remiza. Takiego klubu nie było w tym czasie w Polsce ani nawet w tej części Europy.
– Jednego tylko żałuję: że pod koniec działalności Colosseum wyzbyłem się Roberta Eckerta – Jarosław Sokołowski podsumowuje rozstanie z jednym ze wspólników. – To wynikło poniekąd z mojej pazerności, pomyślałem sobie: „Po co nas tu trzech do spółki?”. A Robert miał dobre układy nie tylko w urzędach, ale i w służbach. W Planecie już go nie było, a też by się tam przydał. Za późno to zrozumiałem.
Rozdział 4. W jaskini rozkoszy
Rozdział 4
W JASKINI ROZKOSZY
Gdy w 1991 roku Arnold Schwarzenegger, Bruce Willis i Sylvester Stallone otwierali pierwszą restaurację sieci Planet Holly-wood, Jarosław Sokołowski stołował się w areszcie Zakładu Karnego na Białołęce. Wówczas nie mógł nawet marzyć, że za kilka lat będzie właścicielem jednego z najlepszych lokali w Europie. Jego Planeta w żaden sposób nie ustępowała tym należącym do hollywoodzkich gwiazd. A oblegały ją nawet większe tłumy, chociaż nie firmowali jej swymi nazwiskami znani artyści i celebryci, lecz jedynie słynny gangster.
Formalnym właścicielem klubu była co prawda Amerykanka Suzan Tonuzi, żona Andreasa Edlingera, jednak o wszystkim decydował Jarosław Sokołowski.
– Planeta powstała z twoich pieniędzy. Dużo na nią wydałeś? – dopytuję o finansową stronę przedsięwzięcia.
– Grubo,