Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski
zdecydował Stone. Teraz albo nigdy.
Wstał z krzesła. Nie zamierzał czekać. Wiedział, że któraś z funkcjonujących tu sił, jeśli będzie działała osobno, przejmie Grunwalda i jego załogę – i to wcześniej niż później. A jeśli tak się stanie, Kontrola utraci szansę na opanowanie sytuacji... i tym samym straci ją także on. Prawda o Hubie wyjdzie wtedy na jaw i problemy Kontroli czy Klanu będą wówczas jego najmniejszym zmartwieniem.
Jeśli jednak na razie będą działali razem, to ich walka zacznie się zapewne dopiero w momencie, gdy będą już mieli w ręku „Wstążkę” wraz z załogą. Tak przecież postępują. Walczą. Walczą przez cały czas. Będą się zatem szarpać pomiędzy sobą o ten nieszczęsny, maszynowy ochłap. A wtedy...
A wtedy wszystko może się zdarzyć.
– Flota... – zaczął. – Flota... – podjął, znów bez skutku. Pozwolił sobie więc na krzyk: – Flota, na przeklętą Plagę! Flota!
Fakt, że przedtem zachował względny spokój, sprawił, iż udało mu się ich uciszyć. Spojrzeli na niego zaskoczeni, ale milczący. Odchrząknął.
– Flota – powtórzył. – Flota to nasze jedyne wyjście. To oczywiste, że inaczej nie dojdziemy do porozumienia. Flota kooperacyjna. Funkcjonująca pod czasową jurysdykcją Kontroli.
– Kontroli? – zaczęła Pani Alais, ale Stone nie pozwolił się jej wtrącić.
– Oczywiście – przytaknął. – Chyba że Liga pragnie wysunąć inną kandydaturę, która nie byłaby odebrana przez Radę jako konflikt interesów Wypalonej Galaktyki – dodał, widząc, jak Przedstawicielka Ligi zamyka usta. – W skład owej floty weszłyby podstawowe jednostki militarne każdego z członków Triumwiratu, statki Stripsów, statki Klanu czy ewentualne jednostki Zbioru. Na ich czele znajdowałby się głównodowodzący okręt Kontroli. Taka flota wyruszyłaby we wskazany przez Stripsów sektor w celu przejęcia Maszyny. Bo to o nią nam przecież chodzi. Nie interesuje nas Grunwald czy stary gatlarski wrak, któremu przez przypadek zadziałał jakiś transformator.
– Mamy wysyłać całą flotę, by przejąć marny skokowiec? – zaprotestował Zen Kartua.
– Nie – zaprzeczył Everett. – To nie jest jakiś tam skokowiec. To skokowiec, na którego pokładzie znajduje się prawdziwa, funkcjonująca Maszyna. Demon sprzed wieków, i to czwartego stopnia! Co mamy innego zrobić? – dodał, pozwalając sobie na to, by w jego oczach błysnęła wcześniej skrywana pogarda. – Mamy wysyłać najemników? Kilka skokowców? Krążownik z eskortą myśliwców? Nie. Jeśli chcemy to zrobić dobrze, zróbmy to dokładnie, nie popełniając ponownie błędu, jakim było wysłanie jednego krążownika Zjednoczenia i niszczyciela Kontroli. I zróbmy to szybko, zanim „Wstążka” odleci z Perseusza tak daleko, że w jej odnalezieniu nie pomogą nam wszyscy Prognostycy Zbioru.
– Co do tego ostatniego, panie Stone – odezwał się znienacka Hacks – to nie ma powodów do niepokoju. Grunwald nigdzie się już nie ruszy. Cała Rada ma na to moje słowo.
Z pomocą antygrawitonów można uzyskać zakrzywioną czasoprzestrzeń, ale nie to stanowi wyznacznik działania napędu głębinowego. Jak wiemy, antygrawitony działają grawitacyjnie na pola kwantowe. Symetria pomiędzy polami urywa się wtedy i zaczyna się kwantyzacja czasoprzestrzeni, wskutek czego dochodzi do realnego jej zapętlenia. Można powiedzieć, że z pomocą antygrawitonów i wzmacniającego ich moc napędu głębinowego czasoprzestrzeń staje się w pełni mierzalna, skoncentrowana i – przede wszystkim – wymyka się teorii nieoznaczoności. Zostaje spunktowana. Spada z niej zasłona tajemnicy.
doktor Hebenus Trocki, Zapiski nr 5, datowanie – ET
Erin Hakl wskrzesiła się pierwsza i niemal natychmiast zrozumiała, że coś jest nie tak.
Po pierwsze, „Wstążka” buczała alarmem głębinowym. Niski, wibrujący dźwięk pierwsza pilot usłyszała wcześniej tylko raz – w trakcie symulacji w Akademii Kosmicznej na ojczystej Persei. Dźwięk przyprawiał o ciarki: był ciężki, basowy i wydawało się, że wibruje od niego podłoga. Po drugie, systemy konsoli nawigacyjnej rozjarzyły się głębinowym błękitem – nakładka graficzna systemu przybrała kolor głębinowego widma.
I po trzecie, leżący na posadzce skokowca kapitan był cały we krwi.
– Myrton! – krzyknęła, na oślep odpinając pasy fotela stazowego i wyrywając sterczące z ciała iniektory. – Myrton! Na Tych, Którzy... Myrton!
Grunwald nie odpowiadał. Hakl zerwała się ze swojego stanowiska i dobiegła do leżącego kapitana, wdeptując butem we wciąż rosnącą, czerwoną kałużę.
Dostał w pierś, zrozumiała. Albo coś go dźgnęło, albo oberwał pociskiem fizycznym; w przypadku broni energetycznej obrażenia wyglądałyby zupełnie inaczej... już sam kombinezon byłby przepalony. Nachyliła się nad ustami leżącego i wyczuła nikły, gasnący oddech. Żył jeszcze, ale już odpływał. I był zimny. Na Tych, Którzy Odeszli... był już zimny.
– Jared! – wrzasnęła. – Do mnie! Szybko!
Pozostali wskrzesili się, gdy zbrojeniowiec zsuwał się z drabinki: najpierw zaskoczony wyciem alarmu i widokiem rannego kapitana Monsieur, potem na wpół przytomny Hub Tansky. Wise była wprowadzona w swojej kajucie w twardą stazę i Erin nie miała głowy, by przejmować się teraz jej wskrzeszaniem.
– Ostrożnie – ostrzegł Jared. – Stracił sporo krwi.
– Widzę – syknęła, pozwalając, by pomógł jej unieść ciało Grunwalda. – Hub, wyłącz ten plagowy alarm! – krzyknęła w kierunku komputerowca.
– Robi się – zgodził się głucho Tansky. Z trudem oderwał wzrok od rannego kapitana i nachylił się nad konsolą nawigacyjną.
– Monsieur... – zaczęła Hakl, ale mechanik już biegł w kierunku gabinetu doktora. – Idziemy – dodała do Jareda. Usta miała suche. – Tamuj upływ krwi.
– Trzeba powoli...
– Nie ma czasu. On umiera.
Szli szybko. Myrton leciał im przez ręce i Erin zauważyła nagle, że jej dłonie także są czerwone, zupełnie jak jego kombinezon. Ostatnie metry pokonali, prawie biegnąc, bo Grunwald otworzył nagle oczy, a powieki zaczęły mu trzepotać.
Spojrzał na Hakl i przez moment miała wrażenie, że ją rozpoznaje.
– Nie usypiaj! – krzyknęła. – Nie usypiaj, do ciężkiej Plagi! Słyszysz?!
Niemal wbiegli do gabinetu doktora, którego Monsieur odłączył właśnie od stazy podanej przez AmbuMed i wciąż nieprzytomnego ściągnął na podłogę. Na urządzeniu nadal wyświetlał się komunikat: operacja zakończona sukcesem.
– Pomóż mi. – Erin zaczęła układać Myrtona na leżance.
Jared poprawił ciało kapitana i odsunął od AmbuMedu pierwszą pilot, wybierając opcję analizy. Działał szybko i Hakl miała wrażenie, że gdyby mógł, samodzielnie wepchałby czaszę operującą na Grunwalda. Urządzenie jednak zamknęło się samo i wpięło w kapitana końcówki iniektorów.
Błąd personala – wyświetliło niemal natychmiast. Erin westchnęła ciężko, ale Jared już omijał protokoły. Analiza w toku – oznajmił AmbuMed. Proszę czekać.
– Co się... – zaczął wskrzeszony Harpago. Doktor trzymał się za głowę. – Ja...
– Nie teraz – powiedziała Hakl.