Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski
czekajcie... – Jones stanął na nogi i dotknął pulpitu programowego. Potrząsnął głową, zezując wciąż na stojącego obok Jareda. – Tu trzeba... nie, dobrze. Ale... chwileczkę.
Zaczął coś wprowadzać i przez chwilę słyszeli tylko stukanie klawiszy. Alarm ucichł – najwidoczniej Hubowi udało się go wreszcie wyłączyć.
– Nie mogę... – oświadczył nagle doktor. – Nie mogę...
– Czego pan nie może? – spytała słabo Erin, ale wystarczyła sekunda, by wszyscy dostrzegli wyświetloną na ekranie odpowiedź.
Operacja niemożliwa do wykonania – poinformował sprzęt. Ryzyko niepowodzenia: 97 koma 5 procent. Proszę skontaktować się z wykwalifikowanym personelem medycznym / najbliższą placówką medyczną.
– Po nim – ogłosił głuchym głosem Monsieur.
– Nie – zaprzeczył doktor Harpago, wskazując im na dalszy fragment komunikatu. Wyświetlone na czerwono literki głosiły: zalecane krio. – Zamrozimy go. Mamy jeszcze... kilka minut. Zdążymy. Uruchamiam procedurę.
– Dlaczego nie staza? – spytał Jared. Jones pokręcił głową.
– To nie działa w ten sposób – wychrypiał. – Stan stazy niewiele się różni od śmierci, z której trzeba zostać wskrzeszonym. W pewnych wypadkach staza jest opłacalna, ale samo zapadnięcie w nią i późniejsze wskrzeszenie... organizm Myrtona mógłby tego nie wytrzymać. Już sam proces aktywizacji komórkowej...
– Niech się pan pośpieszy – przerwała mu Hakl, ale Harpago nie potrzebował ponaglenia. Wprowadził odpowiednie komendy i nagle cały AmbuMed wypełniła błękitna, lodowata mgła.
Wskrzeszona z twardej stazy Pinsleep Wise długo nie mogła zrozumieć, co się dzieje.
Aktywowane holowgłębienie w kajucie informowało o niespodziewanym przerwaniu skoku głębinowego, ale ta wiadomość docierała do niej jak przez watę. Przed oczami wciąż miała spotkanie w mesie, zupełnie jakby rozmowa dopiero się zakończyła. W zasadzie tak było: staza nie zna pojęcia czasu. Antenat, przypomniała sobie. Plaga. Jared. Maszyna.
I lód, dodała w myślach. Nie zapominaj o lodzie.
On powiedział... powiedział, że nie jest Jaredem? Nie. Chwileczkę. Wszystko mi się miesza. Do przeklętej Plagi... Delikatnie pulsowało jej w głowie, zupełnie jakby staza nie opuściła ciała do końca. Wciąż czuła ciężar zybexa w dłoniach i to, jak dociskała lufę pistoletu do głowy Maszyny. To, co mówiła... Jakieś szaleństwo. Pamiętała jednak coś jeszcze. Słowa Myrtona.
Może nie mogłaś już tego wszystkiego znieść, powiedział. Może to, co przeżyłaś, sprawiło, że zupełnie się rozsypałaś i zaczęłaś widzieć coś, czego nie ma. Ale jedno jest pewne... wcześniej nie byłaś szalona. Nie byłaś szalona, Wise. Rozumiesz? Zawsze miałaś rację.
To proste stwierdzenie, będące w zasadzie niczym innym jak okazaniem jej zrozumienia, sprawiło, że coś się w niej odblokowało. Odsunęła wtedy broń od głowy Jareda i zaczęła płakać. A potem Hakl zabrała ją i wprowadziła w twardą stazę.
A teraz, odpięta od iniektorów stazowych, siedziała na swojej leżance, nie wiedząc, co ze sobą począć.
– Pin.
Uniosła głowę. Stojąca w wejściu do kajuty Erin wyglądała blado, zupełnie jakby sama dopiero co wyszła ze stazy. W dłoni trzymała termokubek fluidu.
– Pinsleep – powtórzyła. Głos miała spokojny, ale i dziwnie martwy. – Słyszysz mnie?
Wise kiwnęła słabo głową. Już dobrze, powiedziała do niej wtedy Erin. Już wszystko w porządku. Obiecała jej to. Pamiętała, że jej to obiecała.
– Musisz dojść do siebie – powiedziała teraz pierwsza pilot i na moment jej głos odzyskał swą dawną twardość. – Mamy kłopoty. Jesteś nam potrzebna – dodała, podając jej napój. Pin skrzywiła się, ale przyjęła naczynie. Upiła łyk.
– Kłopoty? – spytała niepewnie.
– Nic nowego. Ale teraz jest znacznie gorzej. Grunwald... kapitan jest ranny. Nie wiemy, co się dokładnie stało, ale jest ranny. Ciężko.
– Jak to: ranny?
– Musieliśmy go zamrozić w AmbuMedzie. – Hakl, nie zdając sobie z tego sprawy, skopiowała gest Myrtona i przejechała dłonią po twarzy. – Nie mogliśmy go wyleczyć. Oberwał w pierś. Wygląda na ranę kłutą...
– Zaatakowała go M... zaatakował go Jared?
– To możliwe – zgodziła się Erin po krótkim wahaniu. – Tylko on był przytomny w trakcie skoku głębinowego. Ale Monsieur twierdzi, że kapitan mógł oberwać jakąś oderwaną częścią ze statku... kablem energetycznym czy czymkolwiek, co mogło uszkodzić się w trakcie skoku. Przez ten ściągacz Stripsów wysadziło nam część podzespołów w SN, ale żaden nie wygląda na... zakrwawiony. Nie mamy więc pewności, co się stało. Równie dobrze mogłoby to więc być coś ze statku, ale i Maszyna.
– To dlaczego... – Pinsleep zawahała się na moment, ale dokończyła – dlaczego Jared nie pozabijał nas wszystkich? Albo nie zrobi tego teraz?
– Nie wiem – przyznała z rezygnacją pierwsza pilot. – Może to wcale nie on. Ale sprawą kapitana zajmiemy się później. Grunwald jest teraz w krio i nie możemy go odmrozić, by dowiedzieć się czegoś więcej. Jeśli to zrobimy bez sali operacyjnej, Myrton umrze. – Urwała na moment, jakby wypowiedziana informacja dopiero do niej dotarła. – Ważniejsze jest teraz to, że nie mamy pojęcia, gdzie jesteśmy. Coś przerwało nam przejście przez dziurę. „Wstążka” wypadła z Głębi. SI nie jest w stanie wyliczyć naszego położenia. Możemy być dosłownie wszędzie. Jesteś potrzebna w stazo-nawigacji.
– Już... – wymamrotała Wise, wstając z leżanki. – Wyłączyliście alarm głębinowy? – spytała i skierowała się w stronę korytarza. Erin kiwnęła głową.
– Buczało tak głośno, że prawie rozsadziło nam łajbę. Hub kasuje jeszcze powiadomienia w Sercu i wykastrowanej SI.
– W SN powinien być Kryształ Galaktyczny – stwierdziła Pin, przyspieszając kroku. Myśl o konieczności sprawdzenia lokalizacji uspokajała ją: problem z Jaredem zaczął powoli schodzić na dalszy plan. I całe szczęście. Ale kapitan... czy naprawdę ktoś zaatakował Myrtona? – Podłączałam go wcześniej do systemu – dodała, wciąż czując lekki zamęt w głowie.
– Na pewno jest – uspokoiła ją Hakl. – Po prostu...
– Tak?
– Po prostu nas stąd wydostań.
Jedność.
Celem każdego Programu jest realizacja.
Ucieleśnieniem Programu jest Maszyna.
Maszyna to odrębna część Myrtona.
Myrton jest Bytem, a Byt jest Programem.
Jared nie słuchał denerwującego krzyku Hakl. Nie patrzył z przerażeniem na leżącego w AmbuMedzie Grunwalda. Wykonywał polecenia szybko i mechanicznie, nie chcąc myśleć o lęku. Nie mógł sobie na to pozwolić. Naciskał więc przyciski AmbuMedu i ustawiał parametry, a kiedy jego zadanie przejął doktor Harpago, szybko wyszedł z gabinetu na korytarz „Wstążki”.
Z początku kręcił się przez chwilę po pokładzie środkowym, by wreszcie udać się do zbrojeniówki. Nie miało to większego