Paradoks wyboru. Barry Schwartz
za niego lekarze – ludzie, których nigdy wcześniej nie spotkał:
Niepewność była bezlitosna, a ja nie mógłbym znieść możliwości podjęcia złej decyzji. Nawet gdybym zdecydował o tym, czego byłem pewny, że jest dla niej dobre, nie mógłbym żyć z poczuciem winy, jeśli coś poszłoby nie tak… Potrzebowałem lekarzy, którzy mogliby wziąć odpowiedzialność: oni żyliby z dobrymi lub złymi tego konsekwencjami.
Gawande powołuje się na badania, które pokazały, że pacjenci powszechnie wolą, jeśli decyzje podejmuje za nich ktoś inny. Mimo że aż 65% ankietowanych deklaruje, że gdyby miało raka, to wolałoby samemu wybrać leczenie, to w rzeczywistości wśród ludzi, którzy już chorują na raka, tylko 12% chce to zrobić. Gawande wierzy, że pacjenci tak naprawdę oczekują kompetencji i życzliwości ze strony lekarzy. Ta życzliwość oczywiście obejmuje szacunek dla autonomii, ale nie uznaje autonomii za nienaruszalny cel sam w sobie.
Jeśli zaś chodzi o opiekę zdrowotną, pacjenci widzą wybór dwojako: jako błogosławieństwo i jako ciężar. Ten ciężar spada przede wszystkim na kobiety, które są zazwyczaj strażniczkami nie tylko swojego zdrowia, ale także zdrowia mężów i dzieci. „Na kobiety, i ogólnie na konsumentów, spadło przytłaczające zadanie, jakim jest wypracowanie umiejętności porządkowania pozyskiwanych informacji oraz podejmowania decyzji” – mówi Amy Allina, dyrektor programu National Women’s Health Network. Tym, co sprawia, że jest ono takie przytłaczające, jest nie tylko fakt, że decyzja należy do nas, ale także znacznie większa liczba źródeł informacji, na których podstawie mamy podejmować decyzje. Nie jest to tylko sprawa wysłuchania naszego lekarza, wyłuszczającego nam możliwości leczenia, a później dokonania wyboru. Obecnie mamy encyklopedyczne poradniki dla laików, magazyny „o lepszym zdrowiu” albo, co gorsze, internet14. Z tego też powodu perspektywa podjęcia decyzji dotyczącej zdrowia stała się takim koszmarem jak praca semestralna na uczelni, a tutaj stawki są o wiele większe niż ocena otrzymana za to zadanie.
Poza źródłami informacji o uznanych praktykach medycznych, do których możemy się teraz zwrócić, istnieje coraz większy zakres niekonwencjonalnych metod: zioła, witaminy, diety, akupunktura, miedziane bransoletki i tak dalej. W 1997 roku Amerykanie wydali około 27 miliardów dolarów na niekonwencjonalne leki, z których większość była niesprawdzona. Każdego dnia praktyki te stają się coraz mniej alternatywne, a coraz bardziej uznawane za uzasadnione możliwości, warte rozważenia. Takie połączenie autonomii decyzji i rozrostu możliwości leczenia obarcza każdą osobę niewiarygodnym ciężarem podejmowania ważkich decyzji, którego nie było 20 lat temu.
Ostatnim wskaźnikiem zmiany kierunku odpowiedzialności za decyzje dotyczące leczenia od lekarza do pacjenta są szerzące się reklamy lekarstw na receptę, które wkroczyły na arenę po tym, jak zniesiono w 1997 roku różne ograniczenia federalne15. Zapytajmy się więc, jaki jest sens reklamowania leków na receptę (środków przeciwdepresyjnych, przeciwzapalnych, przeciwalergicznych, diet, leków przeciw wrzodom – czego tylko dusza zapragnie) w najbardziej popularnej telewizji. Nie możemy przecież iść do apteki i ich kupić, ponieważ lekarz musi je przepisać. Po co więc firmy farmaceutyczne inwestują tak ogromne pieniądze, aby dotrzeć bezpośrednio do nas, do konsumentów? Najwidoczniej mają nadzieję i oczekują, że dostrzeżemy ich produkty i będziemy wymagać od naszych lekarzy, by wypisali na nie recepty. Lekarze są obecnie jedynie instrumentami do wykonywania naszych decyzji.
Wybieramy urodę
Jak chcielibyśmy wyglądać? Dzięki możliwościom, jakie stwarza współczesna chirurgia, możemy obecnie przekształcać nasze ciała i twarze. W 1999 roku Amerykanie poddali się ponad milionowi operacji plastycznych: 230 000 liposukcji, 165 000 powiększeń piersi, 140 000 operacji powiek, 73 000 liftingów twarzy oraz 55 000 korekcji brzucha. Chociaż w większości z tego typu operacji korzystają kobiety (89%), mężczyźni też się im poddają. „Myślimy o tym, jakby to była wizyta u kosmetyczki albo wyjście do spa” – mówi rzecznik American Society of Plastic Surgeons. Inny przekonuje, że pójście pod nóż nie bardzo się różni od „założenia swetra czy uczesania włosów albo pomalowania paznokci lub opalania się”. Innymi słowy, chirurgia plastyczna zmienia się powoli z zabiegu, o którym ludzie plotkują, w powszechne narzędzie samodoskonalenia. W takim stopniu, w jakim jest to prawdą, główne aspekty wyglądu pozostają kwestią wyboru. To, jak ludzie wyglądają, jest jeszcze jedną sprawą, za którą są oni sami odpowiedzialni. Dziennikarka Wendy Kaminer ujmuje to w ten sposób: „Uroda była darem danym kilku osobom po to, by reszta z nas mogła ją podziwiać. Dzisiaj jest to osiągnięcie, a brzydota jest nie tylko nieszczęściem, ale i porażką”16.
Wybieramy, jak pracować
W swojej historii Stany Zjednoczone były dumne z mobilności społecznej, którą dawały swoim obywatelom, i były ku temu powody. Jakieś dwie trzecie amerykańskich absolwentów szkół średnich uczęszcza do szkoły wyższej. Stopień zawodowy otwiera wtedy szeroki zakres możliwości zatrudnienia. Rodzaj pracy, jaki wybierają Amerykanie, nie jest ograniczony ani przez to, co robili ich rodzice, ani przez rodzaj pracy dostępnej tam, gdzie dorastali. Wiem, że szanse na zatrudnienie i możliwości pracy nie są w Ameryce tak samo dostępne wszystkim. Domowy budżet i krajowe trendy w gospodarce nakładają na obywateli poważne, choć już nie tak liczne jak kiedyś, ograniczenia.
Po tym, jak ludzie wybiorą ścieżkę kariery, stają w obliczu nowych decyzji. Rewolucja w telekomunikacji stworzyła olbrzymią elastyczność związaną z tym, kiedy i gdzie mogą pracować. Przedsiębiorstwa wolno, acz niechętnie, godzą się z poglądem, że ludzie mogą wykonywać swoją pracę produktywnie w domu, gdzie nie ma przerw czy niepotrzebnego nadzoru. A kiedy ludzie mogą już pracować o każdej porze i w każdym miejscu, codziennie, w każdej minucie stają przed decyzjami, czy pracować, czy nie. Przecież poczta elektroniczna jest dostępna za jednym kliknięciem myszki. Czy powinniśmy ją sprawdzić, zanim pójdziemy spać? A czy jadąc na wakacje, mamy wziąć ze sobą laptop? A może powinniśmy za pomocą telefonu komórkowego połączyć się z systemem poczty głosowej w biurze i sprawdzać wiadomości, podczas gdy czekamy na drugie danie w restauracji? Dla ludzi różnych profesji nie ma prawie żadnych przeszkód w byciu w pracy przez cały czas. A to oznacza, że czy pracujemy, czy może jednak nie, stało się kwestią cogodzinnego, cominutowego wyboru.
A dla kogo pracujemy? Tutaj też wydaje się, że codziennie stajemy przed wyborem. Przeciętny trzydziestodwuletni Amerykanin ma za sobą pracę w dziewięciu różnych firmach. W artykule opublikowanym kilka lat temu w U.S. News and World Report na temat coraz częściej dojeżdżających amerykańskich pracowników oszacowano, że w 1999 roku 17 milionów Amerykanów dobrowolnie zrezygnowało z pracy po to, by podjąć inne zatrudnienie17. Ludzie zmieniają pracę, żeby dostać dużą podwyżkę i korzystać z możliwości rozwoju. Zmieniają pracę, bo chcą mieszkać w innym mieście. Zmieniają pracę, bo im się w niej nudzi. I rzeczywiście, zmiana pracy stała się tak naturalna, że osoby, które pracują dla tego samego pracodawcy przez pięć lat, są traktowane z podejrzliwością. Nie uważa się ich wcale za lojalnych, a w dodatku poddaje się w wątpliwość ich zalety czy ambicje. W dobrych czasach ofert pracy jest mnóstwo. Kiedy czasy są gorsze, tak jak teraz, wiadomo, że rynek pracy będzie mniejszy niż w 1999 roku. Ale ludzie będą wciąż szukać.
Kiedy powinniśmy zacząć szukać nowej pracy? Odpowiedź wydaje się taka, że powinniśmy jej zacząć szukać w dniu, w którym rozpoczynamy obecną pracę. Pomyślmy przez chwilę, co to dla nas – osób podejmujących decyzję
14
Statystyki wykorzystania nietradycyjnych terapii patrz: M. Specter (2001). The Outlaw Doctor.
15
O reklamach leków na receptę patrz: M. Siegel (2002). Fighting the Drug (Ad) Wars.
16
W. Kaminer (2001). American Beauty.
17
K. Clark (1999). Why It Pays to Quit.