Zjadaczka grzechów. Megan Campisi

Zjadaczka grzechów - Megan Campisi


Скачать книгу
że nawet najwyżsi ludzie nie potrafią go dosięgnąć. Siadamy wszystkie na ławce, dwadzieścia trzęsących się dziewczyn. Pewnie niektóre z nas są już kobietami. Ja jestem kobietą już od dwóch lat, chociaż nie wiem, czy się nią czuję. Ale z drugiej strony wcale nie wiem, jak powinna czuć się kobieta. Obracam na palcu mój pierścionek. Jest cienki i nierówny, i nawet nie jest z prawdziwego złota, ale lubię sobie wyobrażać, że jest złoty. To jedyne, co mi zostało po moim tacie. Pamiątka po nim.

      – I co teraz będzie? – pytam siedzącą koło mnie dziewczynę, która zjadła psa.

      – Sędzia zdecyduje – odzywa się z drugiego końca ławki dziewczyna w łachmanach. Ukradła srebrny kubek.

      – Nazywają go tu sądowym pisarzem – wyjaśnia strażnik.

      – Czemu pisarzem? – pytam.

      – Mój los i tak jest przesądzony – mówi jakaś dziewczyna o szczurzym wyglądzie. Próbowała sprzedać swojego bękarta i pewnie przy tej okazji starała się także przehandlować swoje zhańbione imię.

      – Tak, ale to musi być ogłoszone – ta w łachmanach wyjaśnia tej szczurzej.

      – Ale dlaczego nazywają go pisarzem? – pytam jeszcze raz. – Czy on zapisuje to, co się wydarzyło?

      Strażnik mnie ucisza.

      – Dla mnie to i tak wszystko jedno, jak ośle łajno – mówi cicho szczurza twarz i rozgląda się po innych, szukając w ich oczach potwierdzenia. Pozostałe ją ignorują, więc ja też odwracam wzrok.

      – Ale co teraz będzie? – pytam jeszcze raz, lecz w tej samej chwili strażnik podrywa się na nogi.

      Pisarz sądowy wyłania się z bocznych drzwi. Podchodzi do wysokiego drewnianego stołu i wdrapuje się na duży drewniany fotel. Przez chwilę wygląda jak dziecko, które gramoli się na ojcowski stołek, i zanim zdołam się powstrzymać, słyszę własny śmiech. Strażnik i pisarz odwracają się nagle i patrzą groźnie po sali, ale moja twarz jest już nieruchoma. Żadna z pozostałych dziewczyn mnie nie zdradziła, nawet szczurowata. Wstydzę się teraz, że wcześniej okazałam jej lekceważenie.

      – Chasy Stow? – odzywa się pisarz. Strażnik daje ręką znak dziewczynie, żeby wstała. – Włóczęgostwo i żebranie bez zezwolenia.

      – Jestem z Chester Town – mówi Chasy bardzo cicho.

      – To nie jest Chester Town – oświadcza pisarz i nawet nie podnosi na nią wzroku.

      – Ale nie miałam żadnej pracy i nie mogłam zostać w domu! – próbuje się bronić Chasy.

      Nawet ja wiem, że to bez znaczenia. Jeśli ktoś nie ma stałego miejsca zamieszkania, zaraz trafia w ręce konstabla za włóczęgostwo, chyba że ma specjalne pozwolenie od królowej.

      Pisarz wlepia wzrok w swój pergamin.

      – Czy możesz przedstawić dwóch wiarygodnych świadków, którzy za ciebie poręczą?

      Nawet nie musi pytać.

      – Nie ma tu nikogo poza nami – mówię do tej, co zjadła psa. – Jest tylko strażnik, ale czy jest jakaś szansa, że on jest jej bratem? – Pisarz wali drewnianym młotkiem w stół, więc zamykam usta.

      Pisarz ogłasza karę Chasy, tak jak to przewidziała ta w łachmanach. Chasy ma zostać wychłostana, a potem w uchu wypalą jej dziurę rozpalonym żelazem, grubym jak kciuk.

      – A jeśli jeszcze raz pojawisz się przed tym sądem – mówi dalej pisarz – zostaniesz powieszona za szyję aż do śmierci.

      To także brzmi głupio. Od kiedy to ktoś może zawisnąć i nie umrzeć? Ale już nic nie mówię do pozostałych. Mówię to tylko do siebie, w myślach. A potem upominam samą siebie. To niedobre myśli: Zjadaczka grzechów zje kiedyś pasternak na moim grobie.

      Pisarz wywołuje nas po kolei, jedną po drugiej. Jedne skazuje na powieszenie, inne na chłostę. Ta o szczurzej twarzy ma być spalona żywcem. Pisarz nawet nie patrzy w naszą stronę. I nie zadaje pytań, jeśli nie liczyć tego, czy mamy wiarygodnych świadków, którzy mogliby się za nas wstawić. Ale przecież wie, że żadna z nas ich nie ma. Za każdym razem, kiedy powtarza te słowa, czuję, jak w mojej piersi, tam gdzie spotykają się żebra, wybucha kula ognia. Za szóstym czy siódmym razem jestem już zła, a niełatwo wpadam w gniew. Chcę, żeby przestał zadawać to pytanie. Albo przynajmniej na nas spojrzał.

      – May Owens – odczytuje.

      – Tak – mówię głośno, aż sama jestem zdziwiona, podobnie jak strażnik, który rzuca mi groźne spojrzenie. Ale stało się, zmusiłam pisarza, żeby na mnie spojrzał.

      Przygląda mi się długo. Wpatruje się jakoś tak, jakby jego oczy zamieniły się w mroczne szczeliny. Pozostałe dziewczyny unoszą głowy, nagle wyrwane przez tę ciszę ze swoich marzeń na jawie.

      – May Owens – powtarza, tym razem starannie wymawiając każdą głoskę, jakby przebiegał po nich językiem. – Z domu Daffrey.

      – Jestem Owens – mówię. Mój głos brzmi trochę ostrzej, niż zamierzałam. Szybko obracam na palcu pierścień ojca. Nie wiem, skąd pisarz zna nazwisko rodziny mojej matki. Patrzy na mnie twardo, bez mrugnięcia okiem. Małe czarne księżyce wpatrują się we mnie uporczywie. Kto wie, może widzi teraz moje wnętrze, tak jak tego pragnęłam wcześniej. Jakby rzucał urok.

      A potem nagle, ni stąd, ni zowąd, wyczytuje:

      – Winnie Fletcher! – I czar pryska. Wszystkie patrzymy na pisarza zdezorientowane. – Winnie Fletcher! – Pisarz spogląda na strażnika, który patrzy na nas. Winnie Fletcher wstaje niepewnie. – Kradzież sakiewki. Czy masz jakichś dwóch wiarygodnych świadków, którzy mogliby za ciebie poręczyć?

      Po ogłoszeniu ostatniego wyroku pisarz wychodzi przez te same boczne drzwi. Strażnik daje ręką znak, że mamy wstać.

      – Ale ja nie dostałam żadnej kary – mówię do niego. Nawet nie wiem, jaka jest moja zbrodnia. Wyczytał tylko moje imię. I to spojrzenie.

      Idziemy z powrotem w mokrym, mglistym świetle południa do naszej celi.

      – A co ze mną? – jeszcze raz pytam strażnika, kiedy mijam go u wejścia do celi.

      Wzrusza ramionami, jak gdyby to nie była jego sprawa, i odchodzi. Patrzę na pozostałe dziewczęta.

      – A co ze mną? – Unikają mojego spojrzenia, tak jak poprzednio wszystkie unikałyśmy spojrzenia szczurzycy.

      Nie mieć żadnego wyroku to niemal jeszcze gorsze od wyroku. Dziewczęta skazane na powieszenie mają zawisnąć za trzy dni.

      – Czy mam być powieszona razem z nimi? – pytam strażnika przez kratę, ale milczy jak kamień. – Czy powinnam się przygotować?

      Chociaż niewiele możemy tu zrobić, jeśli chodzi o przygotowanie. Winnie obiecuje swoje buty jednej z dziwek, jeśli tamta zje jej grzechy. Ludziom siedzącym w więzieniu, o ile nie są z bogatej rodziny, przysługuje tylko Proste Zjadanie, przeznaczone dla tych, którzy nie mogą wyznać grzechów przed śmiercią. Jednak ladacznica odmawia.

      – Twoja dusza i tak jest zgubiona – nalega Winnie. – To ci nie zaszkodzi. Niewiele tego. Tylko kradzież i parę kłamstw; przysięgam.

      Druga dziwka kręci głową, zanim Winnie nawet zdąży ją zapytać.

      – Nikt nie może choćby spojrzeć na zjadaczkę grzechów. Nikt nie może jej dotknąć. Jak miałabym pracować, jeśli nikt mnie nie widzi i nie może dotknąć?

      Szczurowata ma więcej szczęścia. Proponuje monetę tej, co zjadła psa, jeśli zaniesie medalion jej siostrze. Obiecuje, że po wszystkim dostanie jeszcze drugą monetę od siostry.

      – Ale


Скачать книгу