Zjadaczka grzechów. Megan Campisi

Zjadaczka grzechów - Megan Campisi


Скачать книгу
co ona ma na szyi?

      – Ty jej nie widzisz, Lee! Nie patrz na nią. – Lee wbija wzrok w ziemię. – Jeśli się do ciebie odezwie, musisz ją zagłuszyć najświętszą modlitwą. Żeby nie wiem co powiedziała.

      – Bessie… – mówię. – Nie wiem, co mam zrobić.

      – Co się stało z jej językiem?! – woła Lee. – Ona ma węża na języku!

      – Panie mój, światłość światłości na wiek wieków – powtarza machinalnie Bessie. – Módl się, Lee!

      – Panie mój – mówi Lee niepewnie.

      – Bessie, ale gdzie mam się podziać? – błagam.

      Widzę, jak Bessie się waha.

      Ale to Lee w końcu mi pomaga, choć nie wiem, czy o to jej chodziło.

      – Gdzie ona teraz pójdzie, matko?

      – Jak to gdzie? Pójdzie do tej drugiej, no bo jak? Teraz są dwie. Będą dla siebie towarzystwem, tak myślę. – Bessie milknie. Czeka, aż sobie pójdę. – Po drugiej stronie, w Northside – dorzuca Bessie. – Tam jest ta druga.

      Zawsze jest tak, że to kobiety zjadają grzechy, ponieważ Ewa jako pierwsza spożyła grzech: Zakazany Owoc. Niektórzy mówią, że dlatego tak wiele pokarmów za grzechy to owoce. Ale są także inne rodzaje jedzenia, jak śmietana albo pory, które trudno zaliczyć do owoców. Jest w tym pewna myśl, bo spokrewnione grzechy, jak zawiść i pożądanie tego, co cudze, zawsze mają takie same pokarmy – w obu przypadkach jest to śmietanka. Ale czasami nie widzę w tym żadnego powodu. Czemu za kradzież i myślenie źle o zmarłych jest pieczony gołąb? To zupełnie tak, jak w przypadku dwu słów: „kamień” i „głaz” – oznaczają to samo, ale brzmią zupełnie inaczej.

      Jest także mnóstwo mrocznych wierzeń związanych ze zjadaczkami grzechów. Ludzie myślą na przykład, że taka kobieta wraz z każdym zjedzonym grzechem zbliża się coraz bardziej do Ewy. Więc kiedy patrzysz na zjadaczkę grzechów, trudniej ci się ustrzec przed złym spojrzeniem. Albo że kiedy usłyszysz głos zjadaczki, możesz ulec pokusie, więc trzeba odmawiać Modlitwę Pańską, aby zagłuszyć jej głos, jeśli kiedykolwiek się odzywa poza obrzędem Wyznania grzechów i ich Zjadania. Najgorsze jest dotknięcie zjadaczki grzechów. Spada wtedy na człowieka przekleństwo, które pali ciało pobożnych ludzi. Dotykam swojego przedramienia, ale czuję je tak samo jak przedtem.

      Przypominam sobie bajkę o Jasiu i Małgosi. W tej opowieści rodzice wysłali je do lasu, żeby nazbierały grzybów i jagód. Dzieci zostawiają za sobą ślad z żołędzi, by potem odnaleźć drogę do domu, ale wiewiórki je zjadają. Kiedy robi się zimno i ciemno, Jaś i Małgosia zaczynają się obawiać, że umrą z głodu albo zamarzną, ale wtedy widzą jakieś światło. Dobiega z chatki zrobionej z jeżyn, owoców dzikiej róży, pałek i innych rzeczy, jakimi ludzie się żywią w latach nieurodzaju. To nie jest ich dom, ale Jaś i Małgosia są tak głodni, że zjadają owoce dzikiej róży i ożypałki. Drzwi do chatki się otwierają i wychodzi z nich stara zjadaczka grzechów. Zaprasza dzieci do środka, żeby się ogrzały przy palenisku. Jaś i Małgosia wchodzą i przepraszają za to, że ukradli jedzenie, z którego zbudowany jest jej dom. Zjadaczka grzechów tylko się uśmiecha. Jaś zwija się w kłębek przy palenisku i zasypia, ale Małgosia czuwa i słyszy, jak zjadaczka grzechów śpiewa:

      Dzieci zgubione się błąkają,

      Do domku mojego trafiają.

      Głodne kradną i grzeszą,

      Czym serce moje ucieszą.

      Wrzucę je do swego pieca,

      A rano znajdę ich rodzica,

      Na grobie ich rada zasiędę,

      I zjem pieczone gołębie!

      W bajce Małgosia wpycha zjadaczkę grzechów do ognia i oboje z bratem odnajdują drogę do domu. Kiedy słuchałam tej opowieści, zawsze wyobrażałam sobie, że jestem Małgosią.

      Idę wzdłuż zamkowego muru od strony północnej, tam gdzie wiatry wieją najsilniej. Ta część miasta, zwana Northside, to taka okolica, którą matki straszą swoje córki: „Jeszcze słowo, a sprzedam cię do Northside!”. Nigdy nie rozumiałam, w jakim celu jakaś dziewczynka mogłaby zostać sprzedana, ale wystarczyło, że zaczynałam to sobie wyobrażać. Może nawet wyobrażałam sobie za wiele.

      Skraj Northside wygląda tak samo jak reszta miasteczka, tyle że jest nieco bardziej brudny i trochę biedniejszy. Wszystkie domy mają tu słomiane dachy, nie uświadczysz gontów ani dachówek. Jeden zamiast ściany ma nawet płat grubo sfilcowanej wełny i ta ściana wydyma się i trzaska na wietrze. Po uliczce, którą idę, przebiegają dwaj chłopcy w za dużych męskich ubraniach. Przypomina mi się, jak sama bawiłam się w przebieranki, wkładając nocne koszule matki, ale wygląda na to, że to są ich zwykłe, codzienne ubrania.

      Chłopcy starają się trafić patykiem w świński pęcherz. Na mój widok uciekają na bok. Bardzo chcieliby popatrzeć, ale nie mają odwagi. Dopiero kiedy ich mijam, większy popycha mniejszego w moją stronę. Ten mały krzyczy przerażony i odwraca się, żeby obić większego pięściami.

      Właściwe centrum Northside to rząd szynków i zajazdów. Dziwki – po dwie, po trzy – stoją tu we wszystkich drzwiach i zachęcają gości.

      – Chcesz popatrzeć? Tylko za jednego miedziaka. Dwa za dotykanie.

      Dostrzegły moją obrożę i jakiś szept przelatuje od jednej do drugiej. Odwracają wzrok we wszystkie strony. Ale kiedy je mijam, czuję na plecach ich spojrzenia. Nadal nie wiem, dokąd idę.

      Za rzędem zajazdów zaczyna się uliczka wróżbitów. Northside wygląda tak samo jak reszta miasteczka, gdzie przy wszystkich głównych ulicach stoją sklepy skupiające ludzi tego samego fachu. Ale tutejsze sklepy są takiego rodzaju, że dobrzy ludzie nie chcieliby, by ktoś zauważył, jak do nich wchodzą. W drzwiach domu jednej wróżbitki pali się kadzidło. Może to Gipcjanie. Bessie mówiła, że Gipcjanie są jak czarownice.

      Następna uliczka należy do aptekarzy i wytwórców amuletów. W oknach gdzieniegdzie widać różne osobliwości, jak nienarodzone prosię w słoju albo niewielkie robaki, które mają ciała jak gąsienice i mnóstwo nóg. Na widok tych ostatnich czuję jakieś mrowienie w żołądku.

      Uliczka się kończy, ale nadal nie widzę nigdzie znaku pokazującego dom zjadaczki grzechów. Czuję, jak w moich płaskich pantoflach bolą mnie podeszwy stóp. Jestem przyzwyczajona do używania dłoni przy praniu ubrań, ale nie do ścierania nóg.

      Jakiś aptekarz w cienkiej czarnej szacie wychodzi ze swojego sklepu. Patrzy pożądliwie to na moją twarz, to na pierś.

      Starając się powściągać język, mówię:

      – Dobry panie, gdzie mogę znaleźć…

      Przerywa mi ostrym syczeniem. Kuli się w tej swojej szacie i zaczyna odmawiać Modlitwę Pańską, robiąc szerokim gestem dłoni znak Stwórcy na wysokości piersi i bioder.

      – Obym tylko nie został przeklęty! – woła i szybko chowa się w swoim sklepie, jakby nigdy nie zamierzał z niego wychodzić.

      Czuję spojrzenia na swoich plecach, ale kiedy się odwracam, żeby popatrzeć, okiennice zamykają się z hukiem. Uliczka zrobiła się pusta. A nawet bardziej niż pusta. Na pustej uliczce nadal czuje się życie. Ta wydaje się zupełnie martwa.

      Wewnątrz też czuję się martwa. W ostatnich latach często czułam się pusta w środku, jakbym była zupełnie sama na świecie. Ale teraz jest jeszcze gorzej. Do mojego serca zakradła się jakaś martwota. Spoglądam w górę, na niebo. Jest wysoko, takie białe; za grosz nie dba o to, co się ze mną stanie. Nie wiem,


Скачать книгу