Zjadaczka grzechów. Megan Campisi

Zjadaczka grzechów - Megan Campisi


Скачать книгу
odstawiony od piersi?”. – Bessie zaczęła chichotać razem z Lee, swoją córką. Lee ciągle myśli, że wszystko, co ma jakiś związek z piersiami, jest zabawne, chociaż urodziła się cały rok przede mną.

      Trudno się rozeznać w tej sprawie z wiarą, ale wiem przynajmniej tyle, że stary król zapoczątkował nową wiarę i za jego panowania wszyscy inni także musieli wyznawać nową wiarę. Jeśli ktoś był wyznawcą eucharystii, czyli starej wiary, mógł zginąć. Wszystkie ołtarze starej wiary zniszczono i wszystkie różańce spalono na śmietnisku. Ale potem stary król umarł.

      Po nim wstąpiła na tron Maris, jego najstarsza córka. Należała do eucharystian. Zmusiła wszystkich, żeby wrócili do starej wiary. Jeśli ktoś tego nie zrobił, mógł spłonąć na stosie. Ludzie mówili o niej Krwawa Maris, chociaż powinna się nazywać Maris od Popiołów, ponieważ kazała palić ludzi, a nie zabijać krwawo. Dwa razy królowa Maris ogłaszała, że jest przy nadziei i dwa razy dziecko rodziło się martwe. Więc po jej śmierci królową została jej siostra Bethany. I jaką wiarę wyznawała? Nową, oczywiście. Kazała więc wszystkim ludziom z powrotem wrócić do nowej wiary. Tam i z powrotem. Ale to nie były żarty. Po domach chodzili jej wysłannicy, którzy robili porządek i bili ludzi niemiłosiernie, jeśli ci nie chcieli wyznawać nowej wiary. Choć, jak zauważyłam, ludzie nie nazywają jej Krwawą Bethany. A przynajmniej nie robią tego na głos. Ta cała walka wcale się jeszcze nie skończyła. Ale teraz chodzi o to, który z kandydatów do jej ręki zdobędzie naszą królową, zostanie królem i spłodzi z nią potomka.

      Mijają kolejne dni. Robię sobie własne legowisko ze słomy. Trudno zasnąć, kiedy tak wiele ciał wokół oddycha i chrapie, ale towarzystwo daje także pocieszenie.

      – Więzienie nie jest takie ponure, jak mogłoby się wydawać – mówię do nowej dziewczyny, która sprawia wrażenie, że jest prawie dzieckiem. – Tylko uważaj na pluskwy.

      Na co ona unosi spódnice i pokazuje ślady ukąszeń. Więc już wie.

      Przez dwa dni pada. Dach przecieka i tworzy się mały strumyk. Woda spływa do środka celi, dzieląc nas na dwie grupy po obu stronach kałuży. Tata mógłby naprawić taki dach w jeden dzień.

      Rzeczy po prostu chcą, żeby wszystko było w porządku, mówił. Wystarczy posłuchać, a powiedzą ci, co trzeba naprawić. Przykładał jakiś zepsuty zamek do ucha. Zacięła się zapadka, mówisz? Popatrzmy, co tutaj mamy.

      Pamiętam, jak pewnego dnia tata przyniósł do naprawy naszyjnik należący do jakiegoś kupca handlującego wełną. To było w środku lata i miałam wtedy dziewięć lat. Naszyjnik miał zerwany łańcuch i tata, kiedy go naprawiał, pokazał mi czerwony kamień tkwiący pośrodku. Był taki piękny. A potem pokazał mi ten kamień od tyłu. Był fałszywy, wykonany z kryształu. Zrobiło mi się smutno.

      – To nieważne – powiedział tata. – I tak pięknie lśni.

      Wszyscy Owensowie potrafią naprawiać różne rzeczy. Owensowie. Powoli wymawiam każdą głoskę. Wszystkie brzmią dla mnie szeroko, są otwarte jak ciepły wiosenny wiatr. Sama jestem jedną z Owensów.

      Kiedy miałam dziesięć lat, tata powiedział, że nadszedł czas, abym nauczyła się jakiegoś zawodu.

      – Piorę ubrania – powiedziałam. – Tak jak matka.

      – Twoja matka zajmowała się praniem, bo nie umiała nic innego – odparł.

      Tata nie wiedział, że moja matka znała się na mnóstwie innych rzeczy. Potrafiła zdrzemnąć się jak kot w pięknej pościeli przyniesionej przez dziewczynę od kupca handlującego wełną. Potrafiła ubrać się w koszule nocne gospodyni Burley i udawać, że jest królową, z koroną i berłem. Powiedziała raz, że te koszule nocne są z jedwabiu, wysnutego z robaków. Kiedy o tym usłyszałam, przyniosłam cały woreczek dżdżownic i wręczyłam jej na naszym specjalnym talerzu. Chociaż wydawało mi się, że to piękny dar, rzuciła we mnie tymi wszystkimi robakami i odesłała do łóżka bez jedzenia, chyba że mam ochotę zjeść te glisty, jak powiedziała.

      Wyobrażam sobie teraz te wszystkie robaki, które są w ziemi wokół mojej matki i ją jedzą.

      Złe myśli o zmarłych: pieczony gołąb.

      Moja matka wywodziła się z Daffreyów. To nazwisko ma barwę jak wnętrze obitego jabłka. Wszyscy mamy takie same czarne włosy, w dotyku jak owcza wełna, ale z owiec hodowanych na mięso, nie na przędzę. Wszyscy mamy ten sam półuśmiech i te same dołeczki w policzkach, jak obcięte paznokcie.

      Kiedy byłam mała, nigdy nie widywałam żadnego z moich krewnych od Daffreyów. Tata mówił, że oni są inni niż my. Miał na myśli to, że oni nie są porządnymi ludźmi. Nie powiedział tego wprost, ale wiedziałam, że o to chodzi.

      W rok po śmierci matki w naszym domu pojawiła się moja babka Daffrey razem z dwoma wysokimi mężczyznami; to byli moi wujowie. Pokazała na mnie palcem pokręconym jak gałązka brzozy i powiedziała:

      – Dowiedziałam się czegoś nowego o tej małej. Zabieram ją do siebie.

      Tata próbował się sprzeciwić.

      – Zgodnie z prawem ona należy do mnie.

      – Naprawdę? – odparła moja babka.

      To był jedyny raz w życiu, kiedy słyszałam, jak mój tata przeklinał.

      Ziarno jęczmienia na grobu stronę

      Dusza bluźniercy będzie zbawiona

      Nie miał szans z moimi wujami. Powalili go jednym ciosem. A ja przez resztę roku mieszkałam u Daffreyów. To był najczarniejszy rok w moim życiu.

      Dom Daffreyów leżał nad rzeką, w miejscu gdzie ziemia się zapada i przy każdym kroku słychać chlupot. Przez pierwszy tydzień tego roku u Daffreyów babka trzymała mnie na sznurze przywiązanym do stołu w kuchni, żebym nie uciekła. Była zamknięta w sobie i twarda jak stary kasztan, cały czarny i kwaśny w środku.

      – Twój wuj zmusi twojego ojca, żeby zapłacił sowicie, a wtedy będziemy żyli bogato i wystawnie – oświadczyła.

      Tata nie miał pieniędzy na to, żeby żyć bogato i wystawnie, ale nie odezwałam się słowem.

      Potem pojawili się moi kuzyni, dwaj chłopcy w tym samym wieku, co ja. Przynieśli ze sobą worek takiej wielkości jak kaptur dla kata. Zarzucili mi go na głowę, a potem szybko ściągnęli ze mnie ubranie, nawet spodnią koszulę. Starałam się zrzucić z siebie kaptur, ale jeden z chłopców przytrzymał go mocno. Kiedy już wszystko ze mnie zdarli, zaczęli mnie obmacywać, wszędzie, nawet między nogami. Walcząc z nimi, potknęłam się i uderzyłam mocno o kamień przy palenisku. Usłyszałam odgłos kroków, a potem ostre i głośne krzyki mojej babki; chłopcy zniknęli. Zrzuciłam kaptur, łzy i smarki zostawiły ślimacze ślady w środku. Babka przecięła w końcu sznur, którym mnie skrępowała, ale powiedziała, że zwiąże mnie ponownie i pozwoli chłopcom, żeby się ze mną zabawili, jeśli będę próbowała uciec z kuchni.

      Z powodu Daffreyów zawsze nienawidziłam u siebie tego dołeczka w policzku, nienawidziłam tego, że noszę na swoim ciele ich piętno.

      – Ale jesteś od nich lepsza – powiedział mi tata, kiedy już mnie odzyskał. – Masz jeszcze dołeczek na podbródku. A tym żaden z nich nie może się pochwalić. To bardzo rzadka rzecz, taki przedziałek na podbródku. Może jeden człowiek na dwudziestu ma coś takiego.

      Zawsze obracam na palcu swój pierścionek, kiedy tęsknię za tatą, czasami tak bardzo, że przecina mi skórę na palcu.

      Mija kolejny tydzień i następna grupa dziewcząt wędruje z celi do sądu. W ich oczach widać nadzieję, są zdenerwowane, niepewne. Sama czuję się wtedy starsza, mądrzejsza. A potem, kiedy ostatnia z nich przechodzi przez drzwi, strażnik woła nagle:

      – May


Скачать книгу