Dom sekretów. Natalia Bieniek

Dom sekretów - Natalia Bieniek


Скачать книгу
pomimo upływu lat. Jednak czas robi swoje, a mecenas Rudnicki wolał młode kobiety. Po prostu. Młode, nie czterdziestoletnie czy też starsze. Interesowała go tylko świeża krew.

      Na przykład Róża. Córka Anny piękniała z roku na rok. Odziedziczyła po matce pewne cechy, które ogromnie pociągały prawnika. Rodzaj dumy, buńczuczność, bezczelność nawet. I te ogniste oczy, to spojrzenie kobiety bynajmniej nie uległej i łagodnej. Właśnie tego pożądał mecenas Rudnicki.

      ROZDZIAŁ 3

DOROTA

      Służby porządkowe szybko opanowały sytuację, konstrukcja budynku była nienaruszona, ściany i dach nie groziły zawaleniem. Lokale zastępcze okazały się niepotrzebne. Sabina i Dorota wróciły do mieszkania.

      Staruszka siedziała na kanapie w głównym pokoju i patrzyła na kredens, kryjący tajemnicze znalezisko. Szkatułka znajdowała się w tym samym miejscu, gdzie ją zostawiły z Dorotą. Nikt tam nie grzebał, bo ściereczka kuchenna była ułożona w podobny sposób jak wtedy, gdy wychodziły.

      – Dobrze, że już zabrali te kości – powiedziała Dorota. – I że pozwolono nam tu wrócić. Nie chciałabym się od pani wyprowadzać. Miło mi się z panią mieszka.

      – Ma to swoje plusy, istotnie – potwierdziła z lekkim uśmiechem Sabina.

      Przez chwilę siedziały w ciszy. Stało się to ostatnio dość rzadkie w tym mieszkaniu – nikt się nie kręcił, nikt nic nie mówił, nikt nie hałasował… Teraz można by usłyszeć bzyczenie muchy, tak zrobiło się cicho. Rzeczywiście, jakiś zagubiony owad uderzał skrzydełkami o szybę okienną, utkwiwszy pomiędzy oknem a firanką. Sabina podejrzewała, że to bąk lub osa.

      – Dorotko, wypuść tego biedaka za okno – poprosiła. – To też stworzenie boskie! Nie skrzywdziłabym nawet muchy.

      Dziewczyna popatrzyła na staruszkę spod oka. Wydawało jej się, że w słowach Sabiny pobrzmiewa pewna nuta ironii. Posłusznie otworzyła okno, a latające stworzenie boskie zwane bąkiem, zapewne niezwykle pożyteczne w innym ekosystemie, wyleciało na wolność.

      – Dziękuję – powiedziała Sabina.

      Dorota powróciła na fotel, a po drodze obrzuciła zaintrygowanym wzrokiem kredens, w którym zostawiły szkatułkę.

      – Pewno chciałabyś zajrzeć do tych skarbów… – zaczęła staruszka. – Wreszcie jesteśmy same.

      Dorota już otwierała usta, by możliwie dyplomatycznie wyrazić lekkie zainteresowanie, lecz starsza pani była bardziej bezpośrednia i konkretna.

      – Dawaj to, zobaczymy, może się uda otworzyć bez klucza.

      Dorota wyjęła z kredensu szkatułkę, która była dość ciężka i spora. Wyglądała bardziej jak miniskrzyneczka. Potrząsnęła nią delikatnie, ale nie było słychać żadnych interesujących dźwięków, czyli dla przykładu uderzania diamentu o diament ani stukania perły o perłę. W środku zdecydowanie coś było, lecz wszelkie dźwięki zostały wytłumione. Pewnie ktoś owinął zawartość w gałganki.

      Postawiła znalezisko na stoliku kawowym przed oczami Sabiny. Na bocznej ściance szkatułki znajdował się zamek, coś jak niewielka kłódeczka. To oczywiste, że przydałby się klucz.

      – Spróbuję otworzyć bez klucza – zaproponowała nieśmiało dziewczyna.

      Sabina skinęła przyzwalająco głową.

      Dorota starała się unieść wieko, ale ani drgnęło. Zamek wyglądał solidnie. Można by spróbować podpiłować.

      – Ma pani kuchenny tasak do cięcia kości?

      Sabina spojrzała na nią z zaskoczeniem.

      – No, wie pani, moja mama rozcina nim kurczaka… – Dorota wyczuła, że jej pytanie zabrzmiało niezręcznie, i zamilkła.

      – Cóż, może nie posuwajmy się tak daleko – powiedziała ostrzejszym tonem Sabina. – Jakie mamy prawo, by w ogóle to otwierać?

      Co prawda, to prawda. Zakłopotana Dorota opuściła głowę.

      – Myślałam, że to należało do pani rodziny… – wyjaśniła.

      Gdyby Sabina odrzekła: „Tak, to moje! To miał być mój posag! Szkatułka należała do moich przodków!” – wtedy otwarcie jej byłoby jak najbardziej na miejscu. Co jej szkodziło tak właśnie odpowiedzieć? To by wiele ułatwiło, staruszka zdawała sobie z tego sprawę. Jednak nie chciała kłamać.

      – Niestety, Doroto – wyjaśniła. – Wbrew temu, czego zapewne byś pragnęła, ta rzecz nie jest i nie była moja.

      Zamierzała jeszcze dodać, że szkatułka jest pechowa i tak naprawdę to żałuje, że kiedykolwiek miała z nią do czynienia. Wolałaby nie wiedzieć o jej istnieniu, gdyby to mogło odwrócić pewne sprawy.

      – Ale nie poszła z nią pani na policję – zauważyła dziewczyna.

      Gwoli ścisłości to policja przyszła do nich, a Sabina raczej nie dałaby rady nigdzie tej szkatułki zataszczyć, ale sens słów Doroty był jasny: znalezisko można było przekazać funkcjonariuszom. Już oni by się nim zajęli. Technik policyjny w try miga otworzyłby zamek.

      – Ano nie poszłam. – Sabina wzruszyła ramionami.

      Znikł jej wcześniejszy kpiąco-ironiczny nastrój, teraz była raczej zasępiona. Postanowiła wyjaśnić pewne sprawy Dorocie. Najdokładniej, jak się da.

      – Masz rację – zaczęła powoli. – Rzeczywiście, nie chciałam, by ta szkatułka trafiła w ręce policji. Czy zawiera kosztowności, o których ci opowiedziałam, nie wiem. Istnieje taka możliwość. Nie wiem jeszcze, co z tym wszystkim zrobić. Potrzebuję czasu do namysłu… Muszę rozważyć wiele spraw. To nie takie proste…

      Dorota słuchała jej uważnie, z pełną zrozumienia miną.

      – Daj mi pomyśleć – ciągnęła Sabina. – Potrzebuję czasu.

      Kilkadziesiąt lat nie wystarczyło?! – miała ochotę spytać sama siebie. Delikatnie pogładziła wieko szkatułki. Tyle wspomnień, tyle rzeczy dobrych i tyle samo złych. Wszystko razem, wymieszane.

      – Wiem, co może być w środku, ale to nigdy nie było moje. I wcale nie chcę, żeby tak się stało. Ja już nie potrzebuję bogactw. Chcę spokoju – oświadczyła.

      Dorota nie nadążała za rozumowaniem staruszki. Chcieć spokoju, a jednocześnie grzebać w ścianie? Nie chcieć otwierać kuferka, ale go szukać? Sporo niewiadomych. Trochę to wszystko pokrętne.

      – Rzeczywiście, nie do końca wiem, czego chcę. – Sabina jakby czytała w jej myślach. Podjęła decyzję. Nie zostawi tego ot, tak.

      – Mam nadzieję, że mi pomożesz. – Chrząknęła.

      – Zrobię, co będę mogła – zapewniła ją Dorota.

      Pragnęła poznać historię staruszki, gdyż okruchy jej wspomnień świetnie się nadawały na wciągającą opowieść, którą Dorota zamierzała napisać.

      – Chciałabym, żebyś kogoś dla mnie znalazła. – Sabina przełknęła głośno ślinę.

      Stało się. Decyzja zapadła. Dziewczyna wyglądała na chętną do dalszych działań.

      – Tylko, proszę, na razie nie zadawaj żadnych pytań.

      – Dobrze, pani Sabino.

      – Zaraz ci powiem wszystko, co wiem. Mam nadzieję, że to wystarczy. Bystra jesteś, dasz radę. Lubisz historyczne śledztwa, prawda? – Staruszka mrugnęła porozumiewawczo.

      – Proszę mówić, pani Sabino. Zamieniam się w słuch.

      Przez


Скачать книгу