Doświadczenie wglądu. Joseph Goldstein
czy innej reakcji. Możemy wprawiać się w uważności albo nie. Nic nas nie zmusza do reagowania na to, co się dzieje. Wolność tkwi w tym, jak się ustosunkowujemy wobec bieżącego przebiegu wydarzeń.
Jak się ma do medytacji sformułowane w zachodniej psychologii pojęcie podświadomości?
Gdy umysł milknie, dzięki światłu wyostrzonej uważności ujawnia się wiele rzeczy pozostających zazwyczaj poniżej normalnego progu świadomości, nazywanych treściami podświadomymi. Zaczynamy dostrzegać swoje nieuświadomione wcześniej uwarunkowania, a wtedy umysł jest w stanie je pełniej przyswoić.
Czy ciągłe dążenie do bieżącej uważności nie ogranicza spontaniczności?
Brak uważności nie oznacza spontaniczności. Jeśli działamy mechanicznie, w dużej mierze na zasadzie uwarunkowanych reakcji na okoliczności, nie jesteśmy wcale spontaniczni – przypominamy raczej roboty. Oddziałują na nas jakieś bodźce i pod ich wpływem działamy, ale nieuważnie, nie zdając sobie sprawy z tego, dlaczego to robimy. Trudno taki stan umysłu nazwać spontanicznością – to raczej funkcjonowanie mechaniczne. Spontaniczność pojawia się wtedy, gdy umysł jest cichy i działa na poziomie intuicyjnym, na bieżąco wyraźnie postrzegając, co się dzieje. Kiedy nasila się uważność, nie przerywa wcale przepływu, nie zaburza naturalnego rytmu. Na początku skupianie się na każdym z procesów z osobna może być przydatne, ale gdy stosujemy nagą uwagę, wszystko przebiega płynnie, bez wysiłku.
Nawiązując do analogii między ćwiczeniem gry na fortepianie a praktykowaniem nagiej uwagi – skoro tylu ludzi próbuje grać, a bardzo niewielu osiąga w tym biegłość, to czy podobnie nie jest z wprawianiem się w nagiej uwadze – że bardzo rzadko udaje się osiągnąć prawdziwą uważność?
Ludzie rozwijają się na różne sposoby. Mówi się, że u niektórych postępy przychodzą powoli i w bólach. Inni rozwijają się powoli, ale przeważnie z przyjemnymi doznaniami. U niektórych rozwój jest szybki i bolesny, z kolei u innych szybki i bardzo przyjemny. To w dużej mierze zależy od nagromadzonej wcześniej karmy, od tego, na ile rozwinięty jest już nasz potencjał duchowy. Jeśli obraliśmy właściwy kierunek, wystarczy po prostu iść dalej. Nieważne, czy zajmie to rok, sześćdziesiąt lat, czy pięć żywotów, liczy się tylko to, czy zmierzamy ku światłu. Chodzi o to, aby kierować się ku wolności, nie cofać się, nie zagłębiać w większy mrok. Tak więc niezależnie od tego, jaki jest nasz indywidualny proces rozwoju, musimy zawsze zacząć od miejsca, w którym akurat jesteśmy.
Mówisz o kolejnych żywotach. Czy jest coś takiego jak dusza, co przechodzi przez te wszystkie żywoty?
Można to nieco lepiej zrozumieć, rozważając zmiany, jakie zachodzą w obrębie obecnego życia. Jeśli na przykład sięgniemy myślą pięć albo dziesięć lat wstecz, uzmysłowimy sobie, że nasze ciało było wtedy zupełnie inne, nawet na poziomie komórkowym. Przeszło więc radykalną przemianę. A umysł przechodzi taką przemianę ze znacznie większą częstotliwością, niezliczoną ilość razy pojawiając się i przemijając. Nie sposób wskazać teraz absolutnie niczego w naszym umyśle i ciele, co byłoby takie samo jak wtedy. To, czym jesteśmy teraz, jest jednak uwarunkowane tym, czym byliśmy wówczas i każdą z chwil, które od tamtego czasu upłynęły. Innymi słowy, każda chwila warunkuje powstanie chwili następnej. Nic się z jednej chwili na drugą nie przenosi, ale istnieje między nimi związek. Ten proces cechuje się pewną uporządkowaną ciągłością. Charakter świadomości w chwili śmierci jest czynnikiem warunkującym powstanie odradzającej się świadomości (paṭisandhi citta). Nic się nie przenosi, ale w oparciu o tę ostatnią chwilę powstaje nowa świadomość.
PORANEK, DZIEŃ PIĄTY
Ważne jest, aby myśli stały się przedmiotem uważności. Jeśli nie uświadamiamy sobie myśli w miarę ich pojawiania się, trudno zyskać wgląd w ich bezosobową naturę i w naszą własną, głęboko zakorzenioną i subtelną skłonność do utożsamiania się z procesem myślowym. To utożsamienie wzmacnia iluzję jaźni, istnienia „kogoś”, kto myśli. Medytacja nad myślami to po prostu uświadamianie sobie w miarę ich pojawiania się – ale bez wnikania w ich treść – że umysł myśli. Nie uruchamiamy ciągu skojarzeń, nie analizujemy myśli ani tego, skąd się wzięły, a jedynie uświadamiamy sobie, że w danej chwili ma miejsce „myślenie”. Pomocne jest odnotowywanie w umyśle „myślenie, myślenie” przy każdym pojawieniu się myśli, bez oceniania jej, reakcji na jej treść, bez utożsamiania się z nią, czyli traktowania jej jako swojej, jako siebie. Na myślący podmiot składa się sama myśl. Nikt inny za nią nie stoi. Myśl sama w sobie jest myśleniem. Przychodzi nieproszona. Przekonacie się, że kiedy zachowujecie duży dystans wobec procesu myślowego, myśli nie trwają długo. Gdy tylko uprzytamniacie sobie myśl, ona znika, a uwaga wraca do oddechu. Niektórym ludziom pomaga bardziej precyzyjne nazywanie charakteru procesu myślowego, czyli odnotowywanie różnych rodzajów myśli, na przykład „planowanie”, „fantazjowanie” lub „wspominanie”. Prowadzi to do wyostrzenia uwagi. Innym wystarcza w tym celu zwykłe odnotowywanie: „myślenie, myślenie”. Starajcie się uświadamiać sobie myśli, gdy tylko się pojawiają, a nie kilka minut później. Kiedy są zauważane wyraźnie i spokojnie, nie są w stanie wytrącić umysłu z równowagi.
Myśli nie powinny być traktowane jako przeszkody ani utrudnienia. Są jedynie kolejnym obiektem uważności, kolejnym obiektem medytacji. Nie pozwalajcie, aby umysł się rozleniwił i zaczął dryfować. Podejmijcie wysiłek postrzegania z dużą dozą klarowności, co się w danej chwili dzieje.
Rosi Suzuki pisze w książce Umysł zen, umysł początkującego:
Kiedy praktykujecie zazen, nie próbujcie powstrzymać myślenia. Pozwólcie, aby zatrzymało się samo. Jeśli coś wkracza do waszego umysłu, pozwólcie temu wejść i pozwólcie temu wyjść, a nie pozostanie długo. Kiedy próbujecie powstrzymać swoje myślenie, oznacza to, że jesteście nim zaniepokojeni. Niech nic was nie niepokoi. Może się wydawać, że coś się pojawia z zewnątrz waszego umysłu, lecz w istocie są to tylko jego fale i jeśli nie będziecie się nimi niepokoić, stopniowo będą się stawały coraz spokojniejsze i spokojniejsze. (…) Pojawia się wiele idei, powstaje wiele myśli czy wyobrażeń, lecz są to tylko fale waszego umysłu. Nic nie pojawia się z zewnątrz umysłu. (…) Jeśli pozostawicie umysł takim, jakim jest, uspokoi się. Umysł ten zwany jest wielkim umysłem17.
Po prostu pozwalajcie, aby sprawy toczyły się własnym torem. Niech wszystkie obrazy, myśli i doznania swobodnie pojawiają się i przemijają – nie przejmujcie się nimi, nie reagujcie, nie osądzajcie, nie lgnijcie do ich ani nie utożsamiajcie się z nimi. Zjednoczcie się z wielkim umysłem, obserwując uważnie, jak przez szkło powiększające, wszystkie przychodzące i odchodzące fale. Taka postawa szybko doprowadzi do stanu równowagi i spokoju. Nie pozwalajcie sobie na rozproszenie. Niech umysł z wyostrzoną przytomnością na bieżąco rejestruje, co się dzieje, zwracając uwagę na wdech i wydech lub wznoszenie się i opadanie brzucha, ewentualnie zauważając inne doznania albo myśli. Niech zrównoważony, odprężony umysł w każdej chwili skupia się na przedmiocie medytacji.
WIECZÓR, DZIEŃ PIĄTY
WRepublice Platon przedstawia słynną przypowieść o jaskini. W jaskini znajduje się rząd ludzi zakutych w łańcuchy w taki sposób, że widzą tylko tylną ścianę. Za nimi płonie ognisko, przy którym przesuwa się procesja postaci zajętych rozmaitymi czynnościami życiowymi. Ta procesja rzuca cienie na tylną ścianę jaskini. Ludzie zakuci w łańcuchy widzą tylko te zmieniające się cienie, a ponieważ nigdy nie widzieli niczego innego, uważają je za jedyną rzeczywistość. Czasami komuś, kto jest w taki sposób skrępowany, udaje się z ogromnym wysiłkiem