Doświadczenie wglądu. Joseph Goldstein
głęboko zakorzenionych przekonań. Na przykład często przywiązujemy dużą wagę do koncepcji miejsca, kraju i narodu. Tymczasem na tej planecie nie ma realnych barier między krajami. Te arbitralne podziały są wytworem naszych umysłów. Przy każdym przekroczeniu granicy widzimy, na ile te koncepcje miejsca są „realne”. Wiele problemów na świecie – napięć i konfliktów politycznych i ekonomicznych – bierze się z myśli typu „To jest mój naród, mój kraj”. Ich źródłem są jednak tylko nasze procesy myślowe i uzmysłowienie sobie tego pomaga w uwalnianiu się od przywiązania do tych koncepcji.
Pewna młoda Greczynka, która podróżowała do Indii, opowiedziała mi historię ilustrującą koncepcję miejsca. Opisała przejście graniczne na środku pustyni. Granicę stanowiło suche koryto rzeki, nad którym przerzucony był wielki żelazny most, w połowie pomalowany na zielono, a w połowie na czerwono. Wokół nie było nic oprócz jałowej pustyni i tego kolorowego mostu. Pośrodku mostu znajdowała się duża, zamykana z obu stron żelazna brama. Kiedy ktoś chciał przejechać z jednego „kraju” do drugiego, strażnicy po jednej stronie mostu wzywali tych po drugiej, po czym podchodząc jednocześnie do bramy, przekręcali klucze w zamkach i otwierali bramę. Na tym polegało przekroczenie granicy!
Nasz umysł jest też silnie uwarunkowany koncepcjami na temat czasu, obejmującymi różne wyobrażenia o przeszłości i przyszłości. Czym jest to, co nazywamy czasem? Całej kategorii myśli pojawiających się w chwili obecnej – wspomnień, refleksji – nadajemy miano „przeszłości” i rzutujemy ją gdzieś poza siebie, poza teraźniejszość. Podobnie postępujemy z planami i wyobrażeniami: nazywamy takie myśli „przyszłością” i rzutujemy je na zewnątrz, kreując jakąś wyimaginowaną rzeczywistość. Rzadko dostrzegamy, że „przeszłość” i „przyszłość” dzieją się właśnie teraz. Istnieje jedynie ciąg kolejnych chwil teraźniejszości. Ukuliśmy te pojęcia, aby nam służyły i przynosiły pożytek, ale ponieważ wyobrażenia bierzemy za rzeczywistość, zapominając, że stanowią jedynie wytwór naszych procesów myślowych, obarczamy się zbędnymi myślami. Rozpamiętujemy przeszłość i żałujemy tego, co się już wydarzyło, oraz żywimy obawy co do przyszłości. Kiedy potrafimy osadzić się w chwili bieżącej, zdając sobie sprawę, że przeszłość i przyszłość to po prostu myśli pojawiające się w teraźniejszości, wtedy uwalniamy się z niewoli „czasu”.
Warto zyskać wgląd w naturę koncepcji, aby uzmysłowić sobie, jak bardzo jesteśmy do nich przywiązani. Wyobrażamy sobie na przykład, że „posiadamy” różne rzeczy. Ale poduszka, na której siedzimy, nie wie, że jest czyjąś własnością. Pojęcie własności opiera się na relacji bliskości z rozmaitymi przedmiotami. Czasami znajdujemy się blisko nich, posługujemy się nimi, aż wreszcie dochodzimy do wniosku, że jesteśmy ich właścicielami. Tak naprawdę jednak własność to tylko proces myślowy niezależny od rzeczywistej relacji między nami a przedmiotami. Uwalniając się od przywiązania do tej „własności”, wyzwalamy się z niewolniczego przywiązania do przedmiotów.
Inna bardzo ugruntowana w nas koncepcja to podział na kobiety i mężczyzn. Ale gdy zamykamy oczy i postrzegamy oddech, doznania, dźwięki i myśli, gdzie wówczas, poza sferą wyobrażeń i koncepcji, jest „mężczyzna” albo „kobieta”? Kiedy umysł milczy, mężczyzna i kobieta przestają istnieć. Wyobraźmy sobie fale wyłaniające się z oceanu i komentujące nawzajem swój wygląd – że są duże lub małe, piękne lub efektowne. Takie komentarze mogą być w sensie względnym prawdą, ale nie odzwierciedlają zasadniczej jedności tej wielkiej masy wody. Tak samo jest z przywiązaniem do koncepcji dotyczących pewnych kształtów i form: pojawiają się porównania, osądy i oceny, które wzmacniają poczucie oddzielenia i odrębności. Medytując, uwalniamy się od przywiązania do takich koncepcji i doświadczamy fundamentalnej jedności elementów składających się na nasze istnienie.
Być może koncepcją najgłębiej zakorzenioną, najdłużej trzymającą nas przykutych w jaskini cieni i uwiązanych do koła życia, śmierci i odrodzenia, jest wyobrażenie o jaźni. Polega ona na przekonaniu, że za tym przepływem ktoś stoi, że jest jakiś byt, jakiś stały rdzeń stanowiący esencję naszego jestestwa. Jaźń, „ja”, „mnie” i „moje” – to wszystko są pewne wyobrażenia wynikające z utożsamiania się z różnymi aspektami procesu psychofizycznego. Tak naprawdę ta „jaźń” nigdy nie istniała, ale ponieważ tak bardzo jesteśmy do tej koncepcji przywiązani, większość życia poświęcamy na obronę wyimaginowanego „ja”, na rozbudowywanie go i zaspokajanie jego zachcianek. Medytacja pomaga dostrzec jego efemeryczny charakter – to, że w rzeczywistości nie istnieje, będąc po prostu pewną projekcją, wyobrażeniem rzutowanym na to, co się w danej chwili dzieje.
Miejsce, czas, własność, mężczyzna i kobieta, jaźń – to tylko niektóre ze zniewalających nas koncepcji. Widać, jak przemożny wywierają na nas wpływ, jak bardzo nasze życie toczy się wokół nich, jak głęboko tkwimy w sferze cienia. Kalu Rinpocze, znany tybetański mistrz medytacji, kiedyś powiedział:
Żyjesz w świecie iluzji i pozorów. Istnieje pewna Rzeczywistość. Ty nią jesteś. Kiedy to zrozumiesz, zobaczysz, że jesteś niczym. A będąc niczym, jesteś wszystkim. I tyle.
Istnieją cztery „ostateczne rzeczywistości” (paramattha dhammā), których nazwa pochodzi stąd, że można o nich nie tylko myśleć, ale faktycznie ich doświadczyć. Razem wyczerpują cały zakres tego, co jest dostępne doświadczeniu.
Pierwszą z nich są materialne składniki (rūpa) wszystkich obiektów fizycznego wszechświata. Tradycyjnie i pod kątem tego, jak można ich doświadczyć podczas praktyki, mówi się o nich jako o żywiołach ziemi, powietrza, ognia i wody. Żywioł ziemi jest żywiołem rozciągłości. Doświadczamy go jako twardości albo miękkości przedmiotów. Kiedy doświadczamy w ciele bólu, jest to przejaw tego właśnie żywiołu. Kiedy chodzimy i mamy kontakt z ziemią, doznanie tego namacalnego kontaktu – twardości, miękkości, rozciągłości – jest żywiołem ziemi.
Żywioł ognia wiąże się z takimi właściwościami, jak gorąco i zimno. Czasami zaczyna dominować podczas medytacji i mamy wtedy poczucie, jakby nasze ciało płonęło. Nic się jednak nie pali – to tylko żywioł ognia przejawia własną naturę, co skutkuje wrażeniem ciepła lub zimna.
Żywioł powietrza to wibracje i ruch. W medytacji podczas chodzenia doświadczamy gry żywiołów. Stopa i noga to pojęcia, nazwy nadawane przez nas pewnemu sposobowi doświadczania przepływu żywiołów. W istocie nie ma niczego takiego, jak stopa, noga, ciało ani jaźń, lecz tylko doświadczenie ruchu i doznań dotykowych.
Żywioł wody cechuje się płynnością i spoistością i odpowiada za spajanie różnych rzeczy ze sobą. Na przykład sucha mąka jest sypka, jej drobiny nie trzymają się razem, ale dodanie wody prowadzi do ich zlepiania. Tak właśnie przejawia się żywioł wody: związuje materialne elementy.
Tym czterem żywiołom towarzyszą cztery drugorzędne cechy materii – barwa, zapach, smak i wartość odżywcza. Za pośrednictwem tych cech oraz żywiołów można doświadczać całego fizycznego wszechświata, uzmysławiać sobie w nim wszystko bez udziału myśli. Podłoga nie istnieje, jest pojęciem. Kiedy mamy z nią do czynienia, doświadczamy twardości, chłodu lub barwy. Oko widzi barwę, a nie nazwę. Spacerując na wolnym powietrzu, większość ludzi widzi „drzewo”, ale to jest konceptualizacja tego, co jest postrzegane. Tak naprawdę widzi się jakiś barwny kształt. Inny proces psychiczny nadaje temu następnie nazwę „drzewo”. „Ciało” jest pojęciem. Kiedy siedzimy i medytujemy, „ciało” znika. Doświadczamy wrażeń: ciepła lub zimna, bólu lub napięcia, czyli tylko przejawów żywiołów, które są wszystkie nietrwałe, w procesie ciągłej przemiany. Doświadczenie medytacyjne pozwala nam uzmysławiać sobie rzeczy takie, jakie są – na płaszczyźnie empirycznej, niekonceptualnej, bez filtru myśli na ich temat. Zatem kiedy coś widzimy, uzmysławiamy sobie, że widzimy kolor. Kiedy czegoś doznajemy, uprzytamniamy sobie charakter tych doznań bez przywiązania do koncepcji, bez ciągłego