Doświadczenie wglądu. Joseph Goldstein
spontanicznie wziął ją na ręce i przeniósł na drugą stronę, po czym obaj ruszyli dalej. Wieczorem drugi z mnichów, nie mogąc się powstrzymać, powiedział do pierwszego: „Jak mogłeś to zrobić?! My, mnisi, nie powinniśmy nawet patrzeć na kobiety, a co dopiero ich dotykać, zwłaszcza tych młodych i pięknych”. „Ja tę dziewczynę tam zostawiłem – odparł na to jego towarzysz – a ty nadal ją niesiesz?”. Im bardziej to, co dzieje się w nas i dokoła, odbieramy przez pryzmat nagiej uwagi, tym wyraźniej doświadczamy chwili bieżącej i reagujemy na nią swobodniej i bardziej spontanicznie.
Naga uwaga sprawia też, że umysł się wycisza. Niewyćwiczony umysł jest często reaktywny, lgnie do tego, co przyjemne, a odrzuca to, co nieprzyjemne, chwyta to, co lubi, a odpycha to, czego nie lubi, reaguje pod wpływem chciwości i nienawiści. Taki brak równowagi jest męczący. Im dłużej wprawiamy się w nagiej uwadze, tym bardziej uczymy się doświadczać myśli i uczuć, sytuacji i innych ludzi bez napięcia powodowanego przywiązaniem czy niechęcią. Tego, co się dzieje, zaczynamy doświadczać w pełni, całościowo, jednocześnie zachowując spokój i opanowanie.
Stosowania nagiej uwagi nie trzeba ograniczać tylko do okresu siedzenia rano i wieczorem. Przekonanie, że nadaje się do tego jedynie czas medytacji na siedząco, a reszta dnia już nie, prowadzi do rozczłonkowania naszego życia i utrudnia prawdziwy wzrost zrozumienia. Uważność można i należy praktykować w każdej chwili, niezależnie od tego, czy siedzimy, stoimy, leżymy, rozmawiamy, czy jemy. Powinniśmy ćwiczyć się w nagiej uwadze niezależnie od tego, z czym mamy akurat do czynienia, we wszystkich stanach umysłu i sytuacjach. Przeżywajmy każdą chwilę z pełnym zaangażowaniem. Jest historyjka o człowieku, który uciekał przed tygrysem15. Dobiegł do urwiska i uchwyciwszy się dzikiego pnącza, zawisł nad przepaścią. Ścigający go tygrys węszył za nim od góry, tymczasem u stóp urwiska pojawił się drugi i warcząc oraz szczerząc kły, czekał, aż człowiek spadnie. Gdy nieszczęśnik tak wisiał, dwie myszy zaczęły podgryzać trzymane przez niego pnącze. Właśnie wtedy zobaczył rosnącą tuż obok dużą poziomkę. Sięgając wolną ręką, zerwał ją. Ach, jakaż była słodka!
Kolejnym aspektem nagiej uwagi jest to, że po pewnym okresie wdrażania się w nią zaczyna ona działać samoistnie, bez żadnego wysiłku. Przypomina to naukę gry na instrumencie muzycznym. Podczas kilku pierwszych lekcji dostajemy do wykonania różne ćwiczenia. Staramy się je wykonywać, ale z początku palce nie poruszają się zbyt swobodnie, wydobywamy z instrumentu wiele złych tonów i efekt jest okropny. Jeśli jednak jesteśmy wytrwali, to palce z każdym dniem działają sprawniej, a muzyka brzmi piękniej. Po jakimś czasie nabieramy takiej biegłości, że gra nie wymaga już wysiłku. Wtedy zaciera się już różnica między grą a ćwiczeniem – stają się tym samym. Tak samo jest z treningiem uważności. Zaczynamy bardzo powoli, świadomi każdego kroku – „podnoszenie”, „przemieszczanie”, „stawianie”; świadomi oddechu – „unoszenie się, opadanie” albo „wdech, wydech”. Na początku wymaga to dużej mobilizacji i w uważności ciągle pojawiają się luki. Zmagamy się z wieloma przeszkodami. Ale w miarę jak umysł wprawia się w przytomności, w uważności, staje się to coraz bardziej naturalne. Przychodzi taka chwila w praktyce, kiedy z powodu swojej intensywności uważność zaczyna przejawiać się samoistnie i dzięki tej pozbawionej wysiłku przytomności działanie przychodzi nam łatwo, cechuje się prostotą i naturalnością.
Naga uwaga polega w dużej mierze na uczeniu się wsłuchiwania w swój umysł, ciało i otoczenie. Może siedzieliście sobie kiedyś spokojnie nad oceanem lub rzeką. Na początku słychać jeden wielki potok dźwięku. Ale siedząc w milczeniu i tylko słuchając, zaczynamy rozróżniać mnóstwo delikatnych i subtelnych odgłosów, na przykład fal uderzających o brzeg lub rwącego nurtu rzeki. W tym spokojnym, wyciszonym stanie umysłu doświadczamy tego, co się dzieje, bardzo głęboko. Gdy wsłuchujemy się w siebie, jest tak samo: najpierw słyszymy tylko jedno „ja”, „jaźń” jako całość. Powoli to „ja” zaczyna się jednak jawić jako mnogość zmiennych elementów, myśli, doznań, emocji i obrazów – po prostu dzięki słuchaniu, dzięki rzuceniu na to wszystko światła uwagi. Przytoczmy piękny wiersz pewnej mniszki zen16:
Te oczy sześćdziesiąt sześć razy podziwiały zmieniającą się scenerię jesieni.
Dość już powiedziałam o blasku księżyca, nie proście o więcej.
Posłuchajcie tylko głosu sosen i kryptomerii, gdy ucichnie wiatr.
Wsłuchiwanie się w odgłosy drzew, gdy nie ma wiatru. Spokój takiego twórczego i chłonnego umysłu wyraża równowagę tao. Twórczego w sensie czujności, przenikliwości i aktywnej uwagi. Chłonnego w sensie niewybiórczości, braku rozróżniania i osądzania. Jest to umysł bardzo otwarty i łagodny. Kiedy czujności i klarowności postrzegania towarzyszy chłonność i akceptacja, nastaje pełna równowaga, a umysł doświadcza idealnej harmonii.
Za kształtowanie się nagiej uwagi odpowiadają przede wszystkim dwa czynniki psychiczne. Pierwszy z nich to koncentracja (ekaggatā), zdolność umysłu do konsekwentnego trzymania się jednej rzeczy. Drugi to uważność (sati), która uzmysławia, co się w danej chwili dzieje, nie pozwala umysłowi na rozproszenie i zapewnia stabilność. Kiedy uważność idzie w parze z koncentracją, umysł osiąga równowagę i ma miejsce wnikliwe słuchanie. Głęboka przytomność ujawnia wtedy wiele aspektów tego, kim jesteśmy.
Źródłem mądrości nie jest żaden konkretny przedmiot ani stan. Rosi Suzuki używał sformułowania „nic szczególnego”. Ani w naszym umyśle, ani w ciele, ani w rozwoju wydarzeń nie ma nic szczególnego. To, co powstaje, w końcu przemija, nie ma nic nadzwyczajnego do osiągnięcia ani uchwycenia, niczego, co można by zatrzymać. Wszystko, co pojawia się jako część przepływu, jest w porządku. Znaczenie ma równowaga i jasność umysłu. Nie ma wymogu, aby doświadczać czegoś niezwykłego. Chociaż mogą czasami występować jakieś niecodzienne zjawiska, nie są one niczym nadzwyczajnym – to tylko kolejne obiekty obserwacji, podlegające jak wszystko inne prawu nietrwałości. Nie utożsamiajmy się z żadnym stanem. Bądźmy wolni pod każdym względem – nie przywiązujmy się do niczego, choćby łańcuchy, którymi jesteśmy spętani, były ze szczerego złota. Kiedy wyraźnie i bezpośrednio postrzegamy, że najdrobniejszy nawet skrawek naszej istoty podlega zmianom i przekształceniom, kiedy naprawdę głęboko doświadczamy tego przepływu nietrwałości, wtedy zestrajamy się z nim, porzucając przywiązanie do najgłębiej nawet uwarunkowanych wzorców zachowania. Bez żadnego oporu ani lgnięcia jednoczymy się z przejawiającą się Dharmą.
Pytanie: Czy zatem nie istnieje coś takiego jak dusza, nawet jako jeden z elementów tego procesu?
Odpowiedź: Pogłębianie przytomności opiera się na doświadczaniu zjawisk cichym umysłem, a nie przez pryzmat myśli i koncepcji na ich temat. Polega to na przechodzeniu z poziomu myślowo-koncepcyjnego psychiki na poziom intuicyjno-empiryczny. Wszystkie używane przez nas słowa są nieistotne w porównaniu z doświadczeniem milczącej przytomności. Sądzę, że warto teraz wspomnieć, iż nie ma potrzeby, aby w cokolwiek ślepo wierzyć. Prawdziwe, głębokie zrozumienie wyłania się z własnych doświadczeń medytacyjnych. Wiedza pojęciowa nie ma znaczenia. Niektórzy najbardziej zaawansowani jogini nigdy niczego nie studiują, nie czytają książek i wcale nie są bardzo bystrzy, tylko po prostu zapoznają się z instrukcjami do praktyki i wprowadzają je w życie. Cała Dharma rozwija się w nich samych. Doświadczają wielu etapów oświecenia, choć może im być trudno ująć w słowa swe ciche zrozumienie. Najważniejsze jest doświadczenie w sobie prawdy wolnej od wszelkich idei i opinii.
Jaki jest cel praktyk koncentrujących?
Istnieją różne sposoby podążania ścieżką. Podejście bardzo tradycyjne polega na początkowym wdrożeniu się w koncentrację, a następnie wykorzystaniu nabytej siły umysłu do pogłębiania wglądu. Może to długo trwać, ponieważ do osiągnięcia silnej koncentracji potrzebne są szczególne okoliczności. W ciągu ostatnich